czwartek, 6 kwietnia 2017

Galimatias w Hogwarcie, czyli Draco w... Gryffindorze cz.5

Witam, kochani.
Wiem, że dawno mnie nie było.
Ze względu na wiele spraw mniej lub bardziej osobistych, Galimatias nie mógł ukazać się wcześniej.
Więc mam nadzieję, że ktoś na niego jeszcze jednak czekał.
I że Wam się spodoba.
Enjoy.
Wasza marnotrawna,
eM

***

- Nie potrafię zrozumieć, jak można się tyle malować - warknął Draco, niemal biegnąc; jego szlaban z Granger powinien się już zacząć, a on nie był nawet w połowie drogi do biblioteki! - Już słyszę ten irytujący głosik, jak to mogłem się spóźnić.
Pansy spojrzała na niego spode łba.
- Ja już się nie maluję, ale nic dziwnego, że nie zauważyłeś - dodała z niepokojącą kpiną w głosie.
- Co przez to rozumiesz? - zapytał, wyraźnie znudzony.
- Dracuś się zakochał! - Zachwycona Pansy klasnęła w dłonie. - Zorganizujemy Ci najlepszą randkę, na jakiej byłeś! Ty, Granger, stara zakurzona biblioteka i archiwum o skrzatach domowych! Masz jej serce jak w banku.
Gdyby wzrok mógł zabijać, pewna Ślizgonka umierałaby w męczarniach. Ale tak się nie stało, ku wielkiemu rozczarowaniu Draco. Wręcz jawnie się z niego śmiała! Jego lista osób jego niegodnych wydłużyła się o kolejną osobę.
- Przypomnij mi, dlaczego postanowiłaś zaszczycić mnie swoją obecnością?
-Wiesz, my, kobiety, czasem czujemy potrzebę pobyć z kimś niższego rzędu, a ty nadajesz się doskonale - wyjaśniła z diabelnym uśmiechem. - I nie chciałabym przegapić, jak Granger zmyje ci głowę.
Draco przyspieszył kroku w marnej próbie zgubienia swej towarzyszki, ale oto ukazały mu się bramy niebiańskie, dokąd piekielne istoty wstępu nie mają.
- Możesz już sobie iść, jeszcze Granger mi spłoszysz - powiedział, popychając ją lekko. - Zdam ci później relację, jeśli sobie pójdziesz właśnie w tej chwili.
Pansy nie wyglądała na przejętą.
- Jeżeli nie uciekła na twój widok, na mój tym bardziej tego nie zrobi. - Draco musiał mieć naprawdę żałosny wyraz twarzy, jeżeli dodała: - Ale jeśli ci tak na tym zależy, to zostawię cię sam na sam z twoją Gryfoneczką.
- Pójdziesz tak po prostu? - zdziwił się; nie, że mu to nie odpowiadało, po prostu Pansy nigdy mu nie ustępowała tak łatwo.
- Możliwe, że w końcu będę miała szansę poczytać twój jakże pilnie strzeżony pamiętnik - wysunęła niewinnie, by zaraz pomknąć w głąb korytarza.
Draco mógł tylko westchnąć do Merlina, za co go tak pokarał.

***

- Nie, nie, nie, nie - jęknęła do siebie Hermiona, orientując się, że znów pomyliła drogę. Fantastycznie po prostu. Jej siódmy rok w tej szkole, a ona wciąż się gubiła. Nie miała zielonego pojęcia, jak mogło to się stać, skoro wytyczne były bardzo jasne, wiedziała tylko, że jeśli za pięć minut nie stawi się w bibliotece, będzie miała kłopoty. Chociaż gdyby nie ten głupi pomysł Dumbledore’a, aby wyremontować cały budynek i przenieść niektóre sale w inne miejsce, to wszystko nie miałoby miejsca. - Gdzie ja, do cholery, jestem?
- Czyżbyś się zgubiła? - usłyszała znajomy głos.
- Blaise - powiedziała z ulgą. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyła na widok Ślizgona. - Co ty tu robisz?
- Łazienki też przenieśli - wyjaśnił lakonicznie.
- No tak - przypomniała sobie.
- Zapewne idziesz do biblioteki? - zapytał.
- Skąd wiesz? - spytała, zerkając szybko na ścianę.
- Dochodzi dwudziesta. - Zerknął na zegarek.
- Jasna cholera! - przypomniała sobie. - Biblioteka! Malfoy! Dostanę szlaban jak nic… - Zabini uśmiechnął się do siebie pod nosem.
- Zaprowadzę cię - zaproponował.
- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła - rzuciła z sarkazmem.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział z rozbawieniem, idąc szybkim krokiem, aby jednak uniknęła szlabanu. Powstrzymał parsknięcie śmiechem, gdy zobaczył, że dziewczyna prawie biegnie, aby dorównać mu tempem. - Tylko nie palnij tego przy Smoku, dobra? Życie mi jeszcze miłe.
- Smoku? - Zmarszczyła brwi.
- Ale to tak między nami, dobra? - zerknął na nią. Wiedział, że Gryfonka będzie musiała poznać tę historię, że inaczej nie zazna spokoju.
- No jasne - potwierdziła poważnie. - Ale musimy się na chwilę zatrzymać. - Przystanęła przy ścianie, by uspokoić oddech choć trochę.
- Okay - zgodził się, opierając się o ścianę. - To było tak. Rok temu wymknęliśmy się z Draco do Hogsmeade.
- Po twojej zadowolonej minie wnioskuję, że to było po ciszy nocnej - wcięła się.
- Granger. - Spojrzał na nią z politowaniem. - To chyba oczywiste, że najlepsze imprezy dzieją się wtedy?
- Mów dalej - popędziła go. - Ale idziemy, i tak jestem już spóźniona. Przez ciebie.
- Przeze mnie? - oburzył się. - To ty za mną nie nadążasz.
- Mówisz czy nie? - podpuściła go. - Przecież widzę, że chcesz komuś to powiedzieć.
- Mówię - wyszczerzył się. - Wracaliśmy koło pierwszej, drugiej…
- Ewentualnie szóstej - przerwała mu znowu.
- Skąd wiesz? - Aż się zatrzymał.
- Daj spokój, Zabini - skarciła go wzrokiem. - Aż taka naiwna nie jestem. Jeśli sądzisz, że nikt nigdy was nie widział, jesteś w grubym błędzie.
- Co…?
- Idziemy. - Znowu ruszyła. - I możesz mi podziękować, że nikomu nie doniosłam. Bo wciąż mogę to zrobić, tym bardziej, że wasze nocne wycieczki się nie skończyły. A w dodatku wciągnęliście w to moich przyjaciół.
Blaise przewrócił oczami.
- Dobra, dobra, dziękuję. Zadowolona?
- Tak, lepiej - sarknęła. - A teraz możesz kontynuować.
- Dziękuję ci, o najmądrzejsza Gryfonko, która ma nad nami tyle miłosierdzia - odpyskował.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru - usłyszeli za swoimi plecami. - Za spóźnienie. - Nie musiała się oglądać, by wiedzieć, że za jej plecami stoi Snape. - Bibiloteka jest praktycznie na wprost, najpierw w prawo, potem w lewo, i znowu w lewo. Zabini, za mną. Mamy do porozmawiania.
- Dupek - burknęła pod nosem brunetka, podążając szybkim krokiem w stronę swojej ostoi, w której dziś musiała zaakceptować osobę, której do niedawna nie znosiła całym sercem.
- Pięćdziesiąt punktów za obrażanie nauczyciela i szlaban u Filcha w sobotę rano. O piątej - zarządził Snape, by zamknąć jej usta.
- Cholerny potomek nietoperza- rzuciła jeszcze ciszej.
- I tak słyszałem - rzucił, a ona ze zdumieniem usłyszała nutkę rozbawienia w jego głosie. - Dodatkowy szlaban w następną sobotę. I ciesz się, że na tym się skończyło.
- Cicho, Granger - ostrzegł ją Zabini, a ona ruszyła w stronę biblioteki krokiem tak szybkim, że spokojnie można było uznać go za bieg.
- Proszę, proszę, nasza etatowa Wiem-To-Wszystko się spóźniła - zakpił Draco, gdy wpadła do biblioteki, poprawiając podwiniętą w biegu spódnicę i zapinając dwa odpięte przypadkiem guziki.
- Siedź cicho, bo nie ręczę za siebie - zagroziła i tylko żądza mordu w jej oczach powstrzymała go od powiedzenia tego, czego się dowiedział do południa. - I mów, czego nie wiesz. Im szybciej się ciebie pozbędę, tym lepiej.
- To mam mówić czy siedzieć cicho? - spytał niewinnie.
- Malfoy. - Jej źrenice zwężyły się, a on pomyślał, że chyba jednak nie chce jej denerwować, gdy tak bardzo przypomina Snape’a. Dobrze w takim razie… Skoro tak się daje prowokować, lepiej, by kto inny jej to zdradził. Na przykład… Potter. O tak. To będzie dobre. A potem zacznie następną fazę swojego planu. Zaśmiał się pod nosem, nie zwracając uwagi na to, że Hermionę nagle przeszedł dreszcz. O taaaak. Ten rok będzie wyjątkowo ciekawy. Bo nikt, zupełnie nikt, nie spodziewał się tego, co miało się wydarzyć.

***

- Ja go zamorduję - wrzasnęła Hermiona, wpadając do swojego pokoju. Ginny siedziała na łóżku, przeglądając podręcznik do eliksirów.
- Co się stało? - odrzuciła książkę na bok, dobrze wiedząc, że tym, który zalazł jej przyjaciółce za skórę, jest nikt inny jak Draco Malfoy.
- Zamorduję, wypatroszę, wskrzeszę, odetnę każdą część ciała i nakarmię Hedwigę, a oczy dam dopiero na koniec, żeby musiał na to patrzeć. A potem zamorduję, spalę i wyrzucę prochy do śmietnika! - wyrzuciła z siebie wściekle. - Cholerny, pieprzony Malfoy!
- I tak obłędnie przystojny - podpuszczała ją Ginny.
- Zamknij się - burknęła Prefekt Naczelna.
- Przyznaj się - drażniła się z nią dalej. - Uwielbiasz go, zwłaszcza, jak całuje cię z zaskoczenia.
- Ginevro Molly Weasley! - Jej głos stał się lodowaty i prawie syczący, kropka w kropkę podobny do tego, jakiego używał ich ulubiony profesor. - Jeśli w tej chwili nie przestaniesz, obawiam się, że twój ukochany może cię nie poznać bez tych twoich cholernych rudych loków, które powodują tylko, że jesteś jeszcze bardziej wkurzający niż byłabyś bez nich!
- Ohoho - mruknęła ruda, zabierając się z powrotem za podręcznik. - McGonagall cię szukała - powiedziała niewinnie, widząc, że przyjaciółka zauważyła kilka pudeł, które stały w ich pokoju. Zapomniałam, więc lepiej idź tam szybko.
- Idę, idę - burknęła. Ciekawe, czego opiekunka jej domu od niej chce. Znając ją i pośpiech, w jakim ją do siebie wezwała, nie było to nic dobrego. Nie umiała jednak jeszcze rozgryźć, co takiego siedziało nauczycielce w głowie. Gnana ciekawością, przyspieszyła kroku. Choć gdyby wiedziała, co takiego kombinuje dla niej grono pedagogiczne, zrobiłaby wszystko, aby nigdy tam nie dotrzeć. Jej podejrzenia powinien wzbudzić fakt, że pod drzwiami kobiety czekał również Draco, była jednak tak bardzo zajęta planami zemsty na wyżej wymienionym blondynie, że nie zauważyła go do momentu, w którym po prostu na niego wpadła.
- Granger, czyżbyś aż tak na mnie leciała? - zakpił, a ona natychmiast wyrwała się ze swojego myślenia.
- Zamknij się, Malfoy, albo pozbawię cię tego, co jest ci niezbędne do wielu rzeczy - zagroziła. - A teraz spadaj stąd, jest po ciszy nocnej. Jestem umówiona z McGonagall.
- Coś takiego. - Udał zdziwienie. - Ja też. - Postanowił ponaigrywać się z niej trochę. On dobrze wiedział, po co zostali wezwani. A skoro ona widocznie nie, mógł jej podokuczać. - Poza tym, jak chcesz się do mnie dobrać, wystarczy poprosić.
- Prędzej bym umarła - skłamała szybko, rumieniąc się gwałtownie. - A gdybym jeszcze miała z tobą mieszkać! Merlinie, chyba bym umarła!
- Tak mówisz. - Przesunął palcem po ustach, obserwując, jak jej niemożliwie czerwony rumieniec jeszcze się pogłębia.
- Tak mówię. - Drzwi do gabinetu otworzyły się, a ona zatarasowała mu drogę. - Kobiety przodem, Malfoy - syknęła. Na usta cisnął mu się komentarz, że no właśnie, kobiety, ale z racji tego, że wiedział coś, czego ona nie wiedziała, wolał przemilczeć. Zamknął za sobą drzwi i, żeby ją zdenerwować, usiadł na krześle tuż obok niej. Zauważył, jak zaciska dłonie na poręczach, tak, aż te bieleją.
- Wzywała nas pani? - zapytała w końcu, zaniepokojona rozbawionymi ognikami w oczach przełożonej.
- Ależ tak, panno Granger. Dziękuję, że pojawiliście się tu tak szybko. W dodatku razem.
- Wcale nie razem - krzyknęli oboje, odwracając wzrok w dwie przeciwne strony.
- Szkoda w takim razie. Ponieważ… - zawiesiła głos, by zwiększyć ich napięcie.
- Ponieważ co? - rzuciła wyraźnie rozdrażniona Hermiona, która nie lubiła nie wiedzieć, co jest na rzeczy.

- Panno Granger, proszę powstrzymać hormony - skarciła ją nauczycielka. Draco parsknął śmiechem i natychmiast zatkał usta, bo właśnie naraził się na wściekłe spojrzenie McGonagall. - Żałuję, że nie układa się państwu współpraca, bo… - Z wielką chęcią przeciągnęłaby tą chwilę jeszcze trochę, ale Hermiona była już na skraju załamania nerwowego i było to bardzo widoczne. - Bo od dziś będziecie dzielić pokój.