Hermiona upiła łyk wina, intensywnie myśląc nad tym, że w końcu musi go o to zapytać. Nie wiedziała tylko, jak ma się do tego zabrać. Nie chciała zostać posądzona o wścibstwo i chociaż Draco, odkąd zaczął zajmować się Allanem na poważnie, zmienił się na plus, próbowała sobie wmówić, że interesuje ją to wyłącznie z powodu kwestii zawodowych.
- Nad czym się tak zastanawiasz? – zainteresował się, jakby chcąc ułatwić jej sprawę. Przygryzła wargę.
- Wiesz, że prędzej czy później będziesz musiał mi powiedzieć, co się stało i dlaczego macie dziecko? – wyrzuciła z siebie szybko. Normalnie nie czuła takiego zdenerwowania przy swoich klientach, więc nie do końca umiała odnaleźć się w tej sytuacji. Odgarnęła z oka nieposłuszny lok i spojrzała na niego uważnie. – Daj spokój – dodała po chwili. – Chcesz jej odebrać prawa rodzicielskie całkowicie, czy nie?
Był zdenerwowany. Nie mógł nie być. Dlaczego tak bardzo zależało mu na jej opinii? Co takiego w sobie miała, że Allan często o nią pytał, jego matka niemalże piała peany na jej cześć, a on, podczas bezsennych nocy, przywoływał w pamięci właśnie ją?
- Wiem – przyznał. To nie było łatwe, ale skoro stawką był jego syn… Nie umiał myśleć o Allanie jako dziecku Elaine. Po tym, co stało się z nią po wojnie, nie zasługiwała na opiekę nad kimkolwiek, a zwłaszcza nad trzylatkiem, który miał rodzinę poza nią.
– Chcesz znać prawdę? – Międzynarodowym, lekkim ruchem dłoni zamówił całą butelkę wytrawnego wina, a lewy rękaw jego koszuli uniósł się przy tym lekko. Z zaskoczeniem zauważyła, że w miejscu Mrocznego Znaku znajdowała się jedynie niewielka blizna. Dostrzegł jej zdumienie i pokręcił przecząco głową. Nie chciał jeszcze o tym mówić. To znaczy, nie żeby to było coś specjalnego. Znak stracił swoje właściwości zaraz po śmierci Czarnego Pana i można było po prostu usunąć go za pomocą zwykłego zaklęcia, ale teraz musiał znaleźć w sobie siłę, by powiedzieć jej to, o czym do tej pory wiedział jedynie Zabini. Jej lekki uśmiech dodał mu odwagi.
– Po wojnie… - urwał na chwilę. A jednak było to jeszcze trudniejsze niż sądził. – Po wojnie miałem swój proces. Utajniono go, to fakt, ale jednak miałem. Oskarżano mnie o wiele rzeczy, w tym śmierć Dumbledore’a. Oczywiście, miałem w tym swój udział. – Skinęła głową na znak, że wie. – Ale to Snape wypowiedział zaklęcie. Tak to sobie tłumaczyłem. Do momentu śmierci Czarnego Pana nie miałem z tym problemu. Kłopoty pojawiły się potem. Nie umiałem sobie poradzić z koszmarami, w nocy wciąż widywałem morderstwa, gwałty i tortury. – Dolał jej wina, widząc jej zdumioną minę. – Granger – zirytował się lekko. – Byłem śmierciożercą, nie jestem święty.
- Wiem – powiedziała. Jej głos brzmiał pewnie, ale w jej oczach widział cień czegoś dziwnego, jakby na kształt litości. Zacisnął szczęki, by odzyskać nad sobą kontrolę.
- Tak więc zacząłem pić, palić. Blaise też. – Patrzył w jeden punkt. Nie umiał spojrzeć jej w oczy. Ona zawsze była perfekcyjna. – Codziennie. Były dziewczyny. Każdego dnia inna. Elaine… Elaine wydała się być różna od tych, które zwykle spotykaliśmy. Mieliśmy romans. Krótki. – Przeniósł spojrzenie na jej twarz i przeczesał włosy palcami. Potrząsnął głową, gdy koło nich pojawił się uczynny kelner. – Rozstaliśmy się po miesiącu, tak w dużym skrócie. Blaise zaczął się spotykać z Patil, szybko wzięli ślub. Elaine została tutaj, ja wyjechałem do Francji. Tam udało mi się pozbierać. Rzuciłem nałóg, skończyłem kurs, który miał mi umożliwić pracę w ministerstwie. I teraz, kiedy zacząłem pracować, znów pojawiła się ona. I dziecko. – Zmienił ton. – Granger. On nie może z nią zostać, rozumiesz? Nie ma takiej możliwości. To jest mój syn, a ona… Ona zrobi z niego wrak.
- Ja…
- Pamiętasz, jak zapytał, czy nie będę go bił? – Jego wzrok stwardniał, a on zacisnął pod stołem pięści. Dostrzegła, że zabolało go to. – Nie jestem jak mój ojciec. Nigdy bym tego nie zrobił dziecku, bo wiem, co to dla niego oznacza. – Zorientował się, że chyba powiedział za dużo. Czekał na jej ruch. Musiała jakoś zareagować. Po prostu musiała. Nie mogła go zostawić samego z tym, o czym milczał od zakończenia wojny.
Hermiona wyłamała nerwowo palce. Było ciężko, wiedziała o tym aż za dobrze. Alkohol, papierosy, narkotyki… Nie najlepsza linia ataku. Na jego korzyść przemawiała decyzja o opuszczeniu Anglii i znalezienie pracy.
Odsunęła od siebie te myśli. Na razie musieli porozmawiać.
- Draco… - Po raz pierwszy użyła jego imienia, ale, o dziwo, nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, uświadomił sobie ze zdziwieniem, że widzi w niej kobietę, o której mówiła jego matka, którą uwielbiał jego syn i o którą pytał niemalże codziennie. Kiedyś nawet wspomniał, że chciałby mieć mamę taką jak ona. Położył go wtedy szybko spać i ze zdenerwowania opróżnił całą butelkę whisky.
- Dziękuję za szczerość - powiedziała w końcu. Zerknęła dyskretnie na zegarek. Zanim przywołała temat, dla którego się spotkali, rozmawiali dwie godziny o wszystkim i o niczym. O sprawach, które prowadziła, o tym, co robił, gdy wyjechał i dlaczego wrócił. Próbował wytłumaczyć jej zasady quidditcha i kilka zależności, ale to akurat ją nudziło, więc szybko porzucili ten temat. Nawet nie zorientowała się, gdy kelner podał deser. Zjadła kawałek tiramisu i dopiero wtedy poruszyła zasadniczą, najważniejszą dla nich kwestię.
- Wiem, że musisz to przemyśleć - rzucił. - I powinniśmy już wracać. Znając moją matkę, nie zaśnie, dopóki nie wrócę, a ona będzie mogła przekazać mi, że Allan był grzeczny jak aniołek, choć ja wiem, że pozwala mu wejść sobie na głowę. - Na jego twarzy widniał uśmiech i nawet w jego oczach mogła dostrzec ogniki zadowolenia.
- Ja też powinnam już wracać - przyznała.
- Odprowadzę cię - zaproponował.
- Ale… - zawahała się.
- Jest ciemno, nie powinnaś chodzić sama - zaoponował. - A ja mam jeszcze trochę czasu - uciął wszelkie jej protesty.
***
- To twój dom? - zdziwił się adwokat Elaine, idąc za nią po ciemnych schodach.
- Masz jakiś problem? - prychnęła, odwracając się do niego.
- Nie dziwię się, że zabrali ci dzieciaka - odpowiedział. - Czemu nie wynajmiesz czegoś zamiast tej nory? - Stanęła na schodach i zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
- A nie przyszło ci przypadkiem do głowy, że gdybym mogła, już dawno bym stąd uciekła? - zapytała, a w jej głosie pojawiła się ledwo uchwytna pretensja.
- Sama jesteś sobie winna - stwierdził bezlitośnie Hawkins. - I na drugi raz, naćpaj się przed rozprawą, a nie w trakcie, żebym nie musiał jej przerywać. Następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia.
***
- Ron, co ty tu robisz? - Hermiona przetarła oczy, gdy zauważyła, że w progu jej mieszkania stoi przyjaciel.
- Jeszcze śpisz? - parsknął w odpowiedzi rudzielec.
- Późno wróciłam - mruknęła, odsuwając się od drzwi. - Wejdź - zaprosiła go. Prowadząc go do kuchni, obwiązała się ciaśniej szlafrokiem.
- Byłaś z nim? - zaatakował ją od razu, gdy już siedział przy stole i trzymał w dłoniach kubek parującej herbaty.
- O kogo ci chodzi? - zmarszczyła brwi.
- O Malfoya, a o kogo by miało? - zirytował się.
- Poszliśmy na kolację biznesową - powiedziała.
- Co najdroższej restauracji na Pokątnej!
- Och, a więc to cię tak denerwuje? - Jej źrenice zwęziły się, gdy po raz kolejny poczuła złość.
- To były śmierciożerca - powiedział spokojniej.
- Zmienił się.
- Nie masz na to dowodu.
- Właśnie, że mam - odparowała, powoli tracąc nad sobą panowanie.
- Nie mów, że chodzi ci o tego bachora - palnął bezmyślnie. - On chce was tylko wykorzystać, żeby odbudować swoje dobre imię.
- Ronaldzie. - Podniosła się ze swojego miejsca, mierząc go wciąż wściekłym spojrzeniem. - Przestań obrażać mnie i mojego klienta. Albo zaakceptujesz to, że podjęłam się poprowadzenia jego sprawy i tu zostaniesz, albo pomogę ci wyjść. Nie krytykujesz mnie za to po raz pierwszy, choć nie wiesz, czym się kierowałam. Teraz decyzja należy do ciebie.
- Hermiona, ja… - Chyba się zorientował, że przesadził.
- Ron, wyjdź - powiedziała, opadając na krzesło. - Jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować mojej decyzji, nie widzę sensu kontynuowania tej rozmowy.
- Przepraszam. - Dobiegł ją jego cichy głos od drzwi pomieszczenia, ale nie miała siły i nie chciała teraz z nim rozmawiać.
Schowała twarz w dłonie. Czy właśnie wszyscy tak postrzegali to, czego się podjęła? Jako coś, co nie miało prawa się udać? Czy Draco naprawdę chciał zbudować swoją nową, zdecydowanie lepszą pozycję na tym, że to ona podjęła się wybronienia jego sprawy?
Odrzuciła zdecydowanym gestem brązowe loki do tyłu. Nie, na pewno nie było tak, jak mówił Ronald. Wiedziała, że się był inny niż wcześniej, troska o swojego syna pokazywała to bardzo wyraźnie.
Draco Malfoy zmienił się na dobre i tego akurat była pewna.
***
- Hermiono. - Lisa zajrzała do gabinetu przełożonej i uśmiechnęła się do niej. - Ktoś do ciebie.
- Wpuść go - powiedziała, wygładzając koszulę.
- To nie… - Dziewczyna chciała jej powiedzieć, kto jest tym gościem, ale nie było dane jej tego zrobić. Do gabinetu wkroczyła Narcyza Malfoy, zaciskając na torebce blade dłonie i stając przed biurkiem.- Możemy porozmawiać, panno Granger? - zapytała z nieznacznym uśmiechem, lustrując z uznaniem strój kobiety.
- Oczywiście. - Szybko odzyskała rezon. - Liso, zaparzysz dwie kawy? Z mlekiem?
- Jasne. - Sekretarka skinęła głową.
- W czym mogę pani pomóc? - Hermiona nie wiedziała, jak powinna zachować się w stosunku do gościa, nie umiejąc również ustalić celu jego wizyty.
- Chciałabym porozmawiać z panią o moim synu - powiedziała spokojnie blondynka, kładąc dłonie na biurku. - On… - Urwała, bo do pomieszczenia ponownie weszła Lisa, tym razem niosąc w dłoniach tacę z napojami. Postawiła ją i wyszła szybko, czując, że nie powinna im dłużej przeszkadzać
- Coś z nim nie tak? - zapytała niespokojnie. Jeszcze tego brakowało, by pojawiły się jakieś problemy…
- Nie. - Narcyza wciąż miała na twarzy szeroki uśmiech. - Draco od dziecka jest bardzo zamknięty w sobie. Pewnie wie pani o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
- Ale… - chciała się wtrącić, ale blondynka nie pozwoliła jej na to.
- Wszystko pani wyjaśnię. Mój syn jest jaki jest przez surowe wychowanie, jakie otrzymał. Przede wszystkim od mojego męża, ale ode mnie również. Nie będę winiła tylko Lucjusza, skoro sama nie byłam od niego lepsza. Jednak ja, w przeciwieństwie do niego, zrozumiałam, że robię źle. Draco nigdy nie miał prawdziwego dzieciństwa i to my odpowiadamy za to, co działo się z nim po wojnie. Lucjusz zmusił go, aby zrobił coś, czego wcale nie chciał, a ja nie zaprotestowałam.
- Pani Malfoy. - Zerknęła dyskretnie na zegarek i doszła do wniosku, że powinna się pospieszyć, jeśli chce wyjść wcześniej. - Doceniam, że pani mi to mówi, ale chciałabym dziś skończyć przed czwartą. Czy mogłaby pani przejść do sedna? - poprosiła grzecznie. Narcyza ponownie obdarzyła ją spojrzeniem pełnym aprobaty. Tą wypowiedzią brunetka upewniła ją, że podjęła dobrą decyzję, przychodząc do niej.
- Poprzez to, co go spotkało, mój syn stał się bardzo zamknięty w sobie. Praktycznie wcale o sobie nie mówi, a przynajmniej tak było do tej pory. Pani zmusiła go do zastanowienia się nad swoim życiem i kierunkiem, w którym ono zmierza. Widzę, jak na panią patrzy, gdy myśli, że nikt nie widzi… - zawiesiła na chwilę głos. - Wiem również, że i dla pani nie jest on zupełnie obojętny.
- Skąd…? - urwała, zaskoczona.
- Od mojego wnuka. Bardzo często o pani mówi. - Na jej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.
- Ale po co mi pani to powiedziała? - Hermiona nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to, co czuła, mogło wyjść na jaw. - Pani syn jest moim klientem, to byłoby nieetyczne.
- Nie proszę cię, - Narcyza nieświadomie przeszła na “ty” - żebyś zaczęła się z nim umawiać, tylko żebyś zastanowiła się, co czujesz. Przecież nie będziesz broniła go wiecznie, a ja naprawdę uważam, że on zasługuje na szczęście i wiem, że to ty możesz mu je dać. Jemu i mojemu wnukowi. Możesz w to nie uwierzyć, ale oddałabym za nich życie.
- Przemyślę to - obiecała poruszona adwokatka. - A teraz przepraszam, ale praca…
- Oczywiście, nie będę dłużej przeszkadzała. - Blondynka wstała wdzięcznie i podała jej dłoń. - Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
- Do widzenia - powiedziała słabym głosem Hermiona. Gdy tylko jej gość wyszedł, opadła bez sił na swoje krzesło i schowała twarz w dłoniach. Co ona najlepszego zrobiła?
Pod wpływem impulsu obiecała matce klienta, że przemyśli, co on dla niej znaczy… Odetchnęła głęboko, oczyszczając umysł. Nie. Nie mogła.
To był ktoś, dla kogo pracowała, a jej kodeks moralny wyraźnie jej na to nie pozwalał.
***
czytam = komentuję
Zdecydowanie za krótko! :D
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać kolejnej części, więc pisz szybko! ;)
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Jak ja na to czekałam! ♥ tresciwie ale krótko ; ( szkoda że nie było Allana w teju części, uwielbiam tego chłopca! :D szczerze obawiam się rozprawy, Hawkins jest sprytny i doprowadzimnieu do szewskiej pasji. A rozmowa Hermiomy i Narcyzy była fajna ale chyba czegoś mi zabrakło. Uwielbiam ta miniaturkę. Nawet nie wyobrażasz sobie jakiego miałam banana na twarzy jak ją zobaczyłam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i czekam na kolejne spotkanie z tobą tutaj! ;))
~julka
Ahhhh... Nareszcie się doczekałam. Twój blog bardzo mnie zaciekawił i sprawił, że polubiłam Harrego Pottera, znam wszystkie części na pamięć. Twoja kontynuacja jest bardzo ciekawa, masz talent C:
OdpowiedzUsuńHerm i takie podejście - typowe.
OdpowiedzUsuńKomentarz Cyzi: przecież nie będziesz go broniła wiecznie - prosto w sedno
czekam na więcej
Ciekawa miniaturka. Lecę czytać dalej, ponieważ moja ciekawość prosi się o nowe wiadomości na temat relacji pomiędzy Draco, a Hermioną.
OdpowiedzUsuń