czwartek, 15 września 2016

Miłość jest jak wiatr, nie widzisz jej, lecz czujesz... cz.6

Z ulgi, że w końcu z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że mam wakacje.
Poza tą częścią będzie jeszcze tylko epilog.
Przy okazji zapraszam na Rozdział 26, gdzie znajduje się informacja o jeszcze jednej historii mojego autorstwa.

***


Obudziła się, gdy było jeszcze ciemno. Draco spał, oddychając równomiernie i mając na twarzy wyraz spokoju, jakiego nie widziała u niego chyba jeszcze nigdy. Zsunęła delikatnie jego dłoń ze swojej talii, wstając z łóżka i czując, że potrzebuje chwili tylko dla siebie. Ku jej zadowoleniu, nie obudził się. Nie chciała musieć mu się tłumaczyć.
W kuchni usiadła na blacie, ściskając kurczowo w dłoniach szklankę z wodą i usiłując odpędzić od siebie negatywne myśli. Nie możesz, dobrze o tym wiesz, krążyło jej po głowie, to twój klient, jeśli ktoś się dowie, zniszczysz wszystko… Daruj sobie, i tak cię nie pokocha, zrani cię, a ty znów zostaniesz sama… Po co ci to?
Jakby w przeciwwadze do głosu, który ona zwykła określać głosem rozsądku, nagle przypomniało się to, co mówili jej przyjaciele i matka Dracona. Dracona, bo po tym, jak zobaczyła, jak bardzo kocha swojego syna, nie mogła myśleć o nim jako Malfoyu. Już nie.
Pani zmusiła go do zastanowienia się nad swoim życiem i kierunkiem, w którym ono zmierza. Widzę, jak na panią patrzy, gdy myśli, że nikt nie widzi… Wiem również, że i dla pani nie jest on zupełnie obojętny.
Naprawdę uważam, że on zasługuje na szczęście i wiem, że to ty możesz mu je dać. Jemu i mojemu wnukowi. Możesz w to nie uwierzyć, ale oddałabym za nich życie.
Daj sobie szansę. To, co mówi Ron, jest nieprawdą. Jesteś moją młodszą siostrą i nigdy nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Zawsze będę pierwszy w kolejce do przemówienia mu do rozumu.
Pani musi być Hermioną, prawda? Allan wciąż o pani mówi. Będzie miał fantastyczną matkę. Draco zasługuje na szczęście, a chłopiec na matkę. Przemyśl to i pamiętaj, żeby wyłączyć zapiekankę, bo Draco nie umie tego zrobić.
A więc Draco Malfoy, hm? Pod togą nie będzie tego widać, a jemu się spodoba.
Co, jeśli mieli rację? Jeśli jednak miała szansę? Oni mieli? Nawet nie poczuła, jak szklanka wypada jej z rąk i roztrzaskuje się o podłogę. Jakby nie mając świadomości, że może zrobić sobie krzywdę, zeskoczyła z blatu i stanęła na potłuczonym naczyniu. Poczuła w stopie gwałtowny ból i cofnęła się w miejsce wolne od szkła. Zobaczyła krew i nagle poczuła, jak robi się jej słabo, a przed jej oczami pojawiły się gwiazdy.
- Hej, wszystko w porządku? – usłyszała nagle i po chwili zdała sobie sprawę, że spoczywa w objęciach Draco, który patrzy na nią z niepokojem. – Jeśli chciałaś się napić wody, stoi koło łóżka – zauważył.
- Nie wiedziałam – stwierdziła i spróbowała wstać. – Ale chyba się skaleczyłam – dodała, kuśtykając do szafki, stając tylko na palcach poranionej nogi.
- Chodź. – Podał jej dłoń. – Opatrzymy to od razu.
- Ale bałagan… - zauważyła. Wywrócił oczami, ale posłusznie wyciągnął rękę i mruknął zaklęcie, a krew i potłuczona szklanka natychmiast zniknęły. Czując, jak serce bije jej szybciej, pozwoliła, aby ich palce się splotły i dała mu zaprowadzić się do jego łóżka.
- Usiądź – powiedział, popychając ją na krawędź, by nie nadwyrężała skaleczonej stopy. Sam natomiast sięgnął do szuflady i wyjął z niej bandaż oraz eliksir przeciwbólowy. Chciała mu wyjąć z dłoni obie rzeczy, ale podał jej tylko magiczny napój. – Ja to zrobię – stwierdził uspokajająco. – A ty wypij.
- Jasne – mruknęła, odkorkowując flakonik.
           Draco usiadł obok niej, kładąc sobie jej stopę na swojej nodze i oglądając jej podbicie.
- Oj, Granger – wymruczał, a ona wyczuła w tym nutkę rozbawienia. – Co ty byś beze mnie zrobiła, co? – Sprawnie rozwinął bandaż i zaczął delikatnie opatrywać jej nogę. Po chwili było po wszystkim. Hermiona poprawiła się, podkulając jedną kończynę pod siebie, a drugą spuszczając na ziemię.
- Dziękuję – powiedziała po dłuższej chwili obustronnego milczenia.
- Nie ma sprawy. – Ku jej zdumieniu, podszedł do niej i wziął ją na ręce, a potem położył na jej połowie. – Porozmawiamy jutro, a teraz śpij.
- Ale… - Próbowała zaprotestować, gdy zajmował miejsce u jej prawego boku i obejmował ją w pasie.
- Porozmawiamy jutro – powtórzył, a w jego głosie wciąż brzmiało rozbawienie. – Będziemy mieli na to mnóstwo czasu rano.

***

    Kiedy rano się obudził, jej już nie było. Zerknął na zegarek, przed chwilą wybiła dziewiąta, więc na pewno była w pracy, jeśli nie godzinę, to dwie. Wstał i owinął się szlafrokiem, zerkając do pokoju syna. Był pusty, co znaczyło, że Narcyza musiała pojawić się wcześniej niż zapowiadała i zabrać małego ze sobą. Przesunął dłonią po twarzy, zastanawiając się, co powinien zrobić. Myślał jeszcze dłuższą chwilę, po czym wrócił szybko do swojej sypialni i narzucił na siebie jedną z lepszych szat, które posiadał.
    Opuścił mieszkanie, zabezpieczając je zaklęciem raczej z przyzwyczajenia niż z faktycznej troski o jego stan czy zawartość. Teleportował się pod ministerstwo, zmierzając prosto do miejsca, które obrał sobie za cel. Nikt go nie zatrzymywał, nikt się chyba nie odważył.
    Wszedł do gabinetu Harry’ego bez pytania,  zamykając za sobą drzwi i dochodząc do wniosku, że nawet nie wie, co ma mu powiedzieć.
- Domyślam się, że jesteś tu w związku z wczorajszym procesem. - Brunet odezwał się jako pierwszy.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał, po chwili zdając sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Niczego innego nie mógł chcieć.
- To oczywiste - odparł, mimo że obaj wiedzieli, że to niepotrzebne. To było do przewidzenia.
- Pomogłeś nam wczoraj - rzucił, opierając się o biurko. Harry wstał i stanął na wprost niego.
- Hermiona jest moją przyjaciółką. A ty czynisz ją szczęśliwą - powiedział spokojnie.
- Skłamałeś dla mnie. Dla niej. - Przełknął ślinę.
- Dla was - sprostował.
- Ile? - zapytał.
- Co? - zdziwił się Potter.
- Powiedziałeś, że obiecałem darowiznę na Ministerstwo. Ile potrzebujesz? - Ku jego zdumieniu Harry zaczął się śmiać. - Co cię tak bawi?
- Ministerstwo ma własne źródła finansowania, aby nikt go nie skorumpował.
- Nieźle - skomentował blondyn. - Czyj to pomysł?
- Mój - odparł po prostu. - Po wojnie rozprawiliśmy się z korupcją bardzo szybko.
- Jasne - mruknął, podchodząc do drzwi.
- Draco - zawołał go po imieniu. Tamten odwrócił się, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Teraz mówimy sobie po imieniu? - zakpił, zanim zdążył się powstrzymać. - Wybacz. - Harry siedział już za biurkiem.
- Po prostu rób dla niej to, co robisz - powiedział, pochylając głowę nad dokumentami. - Dajesz jej coś, o czym myślała, że już dawno to straciła, więc nie przestawaj.

***

- Zajmiesz się nim dzisiaj? - poprosił Draco matkę.
- Jasne. - Blondynka wyraźnie ucieszyła się z jego prośby. - Zaprosiłeś gdzieś Hermionę? - zainteresowała się, a gdy spojrzał na nią ze zdumieniem, uśmiechnęła się niespodziewanie. - Przecież wiesz, że restauracja przy Pokątnej należy do mojej przyjaciółki.
- Jeszcze nie. - Wbrew jego woli, na ustach wykwitł mu uśmiech, a potem oboje wybuchnęli śmiechem, jakby dopiero ucząc się swojego towarzystwa na nowo.
- Więc idź to zrób - poradziła mu chwilę później. - To naprawdę wartościowa, młoda kobieta.

***

    Wszedł do jej gabinetu nonszalancko, z wyzywającym uśmieszkiem i stanął przed jej biurkiem, wiedząc, że go nie widzi.
- Hermiona - szepnął jej do ucha, nachylając się ku niej.
- Draco. - Podskoczyła na krześle.
- Cześć. - Wyszczerzył się.
- Co ty tu robisz? Allan też tu jest? - zapytała.
- Idziemy na kolację.
- Kolację? Przecież jest piętnasta… - Zmarszczyła brwi.
- Dwudziesta - poinformował ją. - Znowu zapomniałaś o czasie, prawda?
- Niemożliwe. - Spojrzała na zegarek. - Ale mam coś, co powinno ci się spodobać.
- Co to takiego? - zainteresował się.
- Powiem ci na kolacji. - Udała, że nie zwraca uwagi na jego niecierpliwe spojrzenie.

***

- Tatusiu? - Chłopiec spojrzał na Draco prosząco.
- Słucham. - Uśmiechnął się do niego, starając się nie pokazać zdenerwowania. Za chwilę sędzia miał ogłosić wyrok. Hermiona świetnie sobie poradziła, wykazała niekompetentność adwokata biologicznej matki jego syna. Wiedział, że musi być dobrze, że im - jej - się uda, a mimo to… Co, gdy okaże się, że wygrali? Czy wciąż będą mogli się spotykać?
- Powiedziałeś już Hermionie, że chcę, żeby była moją mamą? - Przełknął ślinę.
- Nie - odparł i natychmiast poczuł wyrzuty sumienia, gdy na twarzy chłopca pojawił się smutek. - Jeszcze nie.

***

- Po ponownym rozpatrzeniu sprawy oddalam wniosek mecenasa Hawkinsa. Pełne prawa rodzicielskie zostają przyznane panu Draconowi Malfoy’owi, który przez czas opieki nad synem udowodnił, że jest w stanie podjąć się tego zadania. - Hermiona zasłoniła usta dłońmi, a w jej oczach rozbłysła radość, po chwili zastąpiona przez powagę. Zerknęła na siedzącego obok siebie mężczyznę, który ściskał mocno rękę syna i uśmiechał się do matki. Co teraz będzie?

***

- Draco, tak się cieszę. - Narcyza przytuliła mocno syna, wręcz miażdżąc go w uścisku. - Zawsze marzyłam o tym, aby mieć wnuka…
- Tato! Tato! - Allan pociągnął ojca za nogawkę. Kobieta wypuściła go z objęć ze szczerym uśmiechem i łzami radości w oczach.
- Słucham. - Kucnął przy nim.
- Cieszę się, że będę z tobą mieszkał - powiedział.
- Ja też. - Popatrzył mu poważnie w oczy.
- Ale… - zawahał się młody.
- Hermiona już idzie. A ty miałeś jej coś powiedzieć - przypomniał mu.
- Idź za nią - rzuciła szybko Narcyza, zerkając na wnuka, który patrzył za brunetką z tęsknotą. - Albo nie. Obaj idźcie.

***

Hermiona szła powoli korytarzem, żałując, że dała się ponieść uczuciom. Miała mu pomóc wygrać i to właśnie zrobiła. Nie wiedziała, że Harry patrzy za nią z żalem i nawet bólem, ze smutną świadomością, że oni muszą sami porozmawiać i zdecydować się, co dla nich dobre. Ginny położyła ukochanemu dłoń na ramieniu, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Nikt nie musiał jej mówić, co się stanie. Ona po prostu wiedziała.
- Patrz - szepnęła do niego. - I ucz się romantyzmu.

***

- Hermiona! - zawołał. Chyba go nie usłyszała, bo nawet się nie odwróciła. - Granger!
    Teraz przystanęła, zwracając się ku niemu. Allan wyrwał mu dłoń z uścisku i podbiegł do niej, a ona schyliła się do niego i wzięła go na ręce.
- Cieszę się, że będziesz miał tatę - dobiegł go jej szept.
- Hermiona? - Głos chłopca był poważny. Postawiła go na ziemię.
- Słucham? - Uśmiechnęła się z lekkim przymusem.
- Chciałabyś być moją mamą? - zapytał.
- Ja… - Nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć. Draco stał tuż obok i wyraźnie czekał na jej odpowiedź. - To zależy od twojego taty - odparła w końcu. - Czy pozwoli nam się widywać. I może nie byłabym mamą, ale ciocią...
- Młody ma rację - wciął się w jej wypowiedź.
- Słucham? - zdziwiła się.
- Allan potrzebuje matki. Nie może cały czas siedzieć u mojej. Przyda mu się też prawdziwy dom. A ja… - Przełknął ślinę. - A ja potrzebuję żony.
- I co w związku z tym? - Oddychała płytko, widząc tylko jego.
- Wyjdź za mnie za mąż - powiedział. - Nie będzie idealnie, pewnie będziemy się kłócić, czasem nie rozmawiać, ale… Nie wyobrażam sobie życia z inną kobietą niż ty. Po prostu to zrób.
- Dlaczego miałabym? - Zmarszczyła brwi, czując, jak wali jej serce. Przygryzł wargę, prawie do krwi.
- Bo cię kocham, Granger. Bo cię kocham. - Czekał na jej odpowiedź, podczas gdy ona widocznie się wahała.
- Nie chciałbym innej mamusi - wtrącił się nagle chłopiec, który do tej pory zachowywał ciszę i to chyba właśnie te słowa ostatecznie przekonały ją do odpowiedzi na tę dziwną prośbę.
- Zgoda - odparła. - Bo ja też cię kocham.

CZYTAM = KOMENTUJĘ

3 komentarze: