Cześć.
Dziś nowa
miniaturka. Miałam ją opublikować później, ale z braku
nastroju, konieczności przerwania wakacji i ekspresowego powrotu
jest dziś. Część z Was zna ją z Dwóch Światów, część nie.
Mimo to z drugą autorką, Kingą (wczterystronyswiata.eu), prosimy o
komentarze. Betowała Ania. Nic nowego. Dziękujemy.
Pozdrawiam,
Lena
PS.
Nie mam pojęcia, kiedy będzie druga część.
Do końca wakacji
(tych szkolnych, nie studenckich :D), będę miała dość gorący okres.
***
-
Proszę wstać, Naczelny Mag Wizengamotu idzie - powiedział
strażnik, wpuszczając na salę kobietę w todze i podążających
za nią sędziów. Hermiona wstała, oddychając głęboko. Zacisnęła
palce na teczce i spojrzała na Narcyzę Malfoy, która była bardzo
blada. Stała koło niej, a w jej oczach można było dostrzec
nadzieję na to, że w końcu będzie mogła rozpocząć życie na
własny rachunek. Gdy ława i sędzia zajęli swoje miejsca,
pozostali również mogli usiąść. Proces został utajniony dla
mediów na prośbę Dracona. Mężczyzna doszedł do wniosku, że
wystarczającym upokorzeniem dla ich rodziny był proces ojca, który
za zbrodnie wojenne został skazany na dożywocie w Azkabanie.
-
Decyzją Naczelnego Maga Wizengamotu, jak i ławy przysięgłych,
rozwód pomiędzy Narcyzą Malfoy, z domu Black, a Lucjuszem
Malfoy’em zostaje uznany. Ze względu na fakt, iż wyżej
wymieniony obywatel został skazany na karę dożywotniego
pozbawienia wolności, od dziś całym majątkiem rodzinnym będzie
zarządzała pani Malfoy - stwierdziła Amelia Bones z lekkim
znudzeniem w głosie. Fakt, iż przeprowadzała rozprawę rozwodową
byłego już małżeństwa Malfoy’ow i występowała w imieniu
jednej z najważniejszych osób w świecie czarodziejów, nie robiło
na niej żadnego wrażenia. Dzień jak co dzień, rozprawa jak
rozprawa. Nic niezwykłego. Marzyła już tylko o tym, żeby znałeźć
się w domu i odpocząć.
Narcyza
uśmiechnęła się, oddychając z ulga. Nareszcie była wolna.
Odwróciła się do Hermiony.
-
Dziękuję - powiedziała, wyciągając do niej dłoń. - Mój syn
miał rację, mówiąc, że jesteś najlepsza. Na zawsze będę twoją
dłużniczką.
-
To moja praca - powiedziała brunetka, z przyjemnością ściskając
dłoń kobiety, której sprawy z powodzeniem broniła przez ostatnie
trzy miesiące. - Cieszę się, że w końcu będzie miała pani
spokój. - Nie zauważyła, że w tej samej chwili podszedł do nich
Dracon i dotknął lekko jej ramienia. Odwróciła się z
zaskoczeniem.
-
Dzięki, Granger - stwierdził.
-
Jak mówiłam, nie ma za co - odpowiedziała. - A teraz przepraszam,
umówiłam się na wieczór z przyjaciółmi.
-
Idź, idź - uśmiechnęła się blondynka. - Dużo ostatnio
pracowałaś, należy ci się odpoczynek. - Hermiona ostatnie
tygodnie spędziła na żmudnych poszukiwaniach dowodów na liczne
zdrady jej męża i musiała przyznać, że bardzo skutecznie umiała
wykorzystać nie tylko te argumenty, ale i zeznania świadków,
którzy dużo wiedzieli o zakazanych praktykach Lucjusza.
Doprowadziła również do osadzenia go w Azkabanie i zablokowała
możliwość wypuszczenia go, czyniąc z niego tym samym jednego z
najbardziej strzeżonych więźniów. Narcyza wiele jej zawdzięczała.
Granger wcale nie musiała podejmować się jej sprawy, a mimo
własnych uprzedzeń zrobiła to i doprowadziła ją do wymarzonego
finału.
***
Trzy
lata później
-
Panno Granger, ma pani klienta. - Hermiona poderwała głowę znad
dokumentów i potarła oczy. Lisa uśmiechnęła się do niej i
wyjęła zza pleców filiżankę kawy, po czym postawiła ja na
biurku. - To dla ciebie. - Brunetka uśmiechnęła się z
wdzięcznością. Naprawdę potrzebowała kawy, jednak w ferworze
pracy nie miała czasu nawet zadzwonić po sekretarkę, a co dopiero
wstać i zrobić sobie coś do picia.
-
Kto to? - zapytała.
-
Myślę, że powinna pani sama zobaczyć - powiedziała i wpuściła
do pokoju pewnego blondwłosego mężczyznę, zamykając za sobą
drzwi.
-
Dzień dobry, Granger - powiedział Draco Malfoy. Ubrany w szary,
skrojony na miarę garnitur i białą koszulę na pierwszy rzut oka
wyglądał naprawdę dobrze. Gdy jednak przyjrzała mu się
dokładniej, dojrzała szare cienie pod oczami i lekko opadnięte
kąciki ust, które jej zdaniem świadczyły o jego przemęczeniu.
Coś musiało być nie tak, skoro do niej przyszedł. Wstała i przez
biurko podała mu dłoń.
-
Usiądź - wskazała mu fotel, gdy już oddał już odwzajemnił
powitanie. - W czym mogę ci pomóc? - zapytała, podczas gdy on
milczał przez chwilę, wyraźnie szukając sposobu, by ubrać w
słowa to, co leżało mu na duszy.
-
Potrzebuję adwokata. - Przezornie nie powiedziała, że wie o tym.
Widziała, że jest mu ciężko. - Trzy lata temu urodziło się moje
dziecko. Nie pytaj, jak, gdzie ani kiedy. Na razie musi ci wystarczyć
informacja, że jego matka jest prostytutka. Dowiedziałem się o tym
tydzień temu i chcę go od niej zabrać.
-
Dlaczego przyszedłeś z tym do mnie? - zapytała, pocierając
skronie. Już kilka pierwszych jego zdań wystarczyło jej, żeby
domyśleć się, że nie będzie to łatwa sprawa. Musiała przyznać,
że była skłonna mu pomóc. Od razu ujął ją tym, że chciał
wyrwać dziecko z toksycznego środowiska, ale chciała również
dowiedzieć się, dlaczego wybrał ją. Nie była przecież jedynym
prawnikiem.
-
Dobrze wiesz, dlaczego. Jesteś najlepsza - powiedział, po raz
pierwszy patrząc jej w oczy. - Jeśli ty nie dasz rady, nikt nie da.
- Naprawdę wiele kosztowało go przyznanie, że tylko ona może coś
zdziałać. - Poza tym doprowadziłaś do rozwodu mojej matki.
Wszyscy powiedzieli, że to niemożliwe, a ty wywalczyłaś dla niej
cały majątek. Czy to ci wystarczy? - Ton jego głosu nie był
napastliwy, ale pod całą pewnością siebie wyczuła nutkę
desperacji. Matka jego syna naprawdę musiała być idiotką, skoro
aż tak bardzo zależało mu na odebraniu jej praw rodzicielskich.
-
Tak - powiedziała cicho.
-
Co tak? - zapytał, patrząc na nią ze zdziwieniem.
-
Tak, rozumiem. I tak, pomogę ci. Podejmę się tej sprawy.
-
Naprawdę? - zapytał, jakby z niedowierzaniem. Na jego twarzy
pojawił się delikatny, niemalże niewidoczny uśmiech, który na
chwilę zamaskował przemęczenie.
-
Tak. - Sięgnęła do szuflady po wieczne pióro i notes. - Jak ona
się nazywa?
-
Elaine Craven. - W oku Hermiony pojawił się błysk zrozumienia. W
pewnych kręgach ta kobieta była dość popularna. Poznała ją
podczas jednej ze spraw, które prowadziła. Nie chciała wypytywać
go o jego związki. Wiedziała jednak, że prędzej czy później
będzie musiał wyjaśnić, co ich łączyło i w jakich
okolicznościach zaszła w ciążę. W tej sprawie będą liczyły
się najdrobniejsze szczegóły. - Na razie wiem o niej tyle - rzucił
na stół powiększoną zaklęciem teczkę. Przejrzała ją
pobieżnie.
-
To nie za wiele - powiedziała, trzymając w ręku kartkę z
życiorysem kobiety.
-
Granger. - Po raz pierwszy w tej rozmowie pozwolił sobie na
podniesienie głosu. - O tym, że mam syna, dowiedziałem się
tydzień temu. Ty masz mi pomóc go odzyskać. Zapłacę ci, ile
trzeba, żeby zabrać go od tej dziwki, rozumiesz?
-
Okay - odparła, choć pieniądze nie grały dla niej żadnej roli.
Nie w tej sytuacji, choć jeszcze nie do końca rozumiała, dlaczego
tak było.
-
Chce być codziennie informowany o postępach - wysunął pierwsze
zadanie, zakładając ręce na piersi.
-
Nie ma mowy - zaprotestowała.
-
Płacę ci - zauważył.
-
Albo gramy na moich zasadach, albo sam walczysz o dziecko - postawiła
ultimatum, dobrze wiedząc, że musi się na nie zgodzić.
-
Dobrze więc, będzie po twojemu. Kiedy mam złożyć pozew? -
zapytał, wstając.
-
Najlepiej jutro - powiedziała.
-
Jest niedziela - przypomniał.
-
Więc w poniedziałek. Im szybciej zaczniemy, tym lepiej. Najpierw
zaczniemy od faktu, że poza prostytucją ta kobieta jest narkomanką
i alkoholiczką.
-
Skąd to wiesz? - zdziwił się, trzymając rękę na klamce. Tego
nie było w jego raporcie. Dziwka musiała się nieźle pilnować.
-
Mam swoje źródła. Nie mogę ci powiedzieć. - Naprawdę nie
chciała wchodzić w szczegóły spraw, których się podejmowała.
Nie musiał wiedzieć wszystkiego. To, co powiedział, zamykając za
sobą drzwi, spowodowało, że nie mogła myśleć o niczym innym do
końca dnia. Głos przepełniony ostrożną nadzieją wciąż
rozbrzmiewał w jej głowie, a gdy tylko przymykała powieki, oczami
wyobraźni wciąż widziała jego zmęczoną twarz.
-
Ja w ciebie wierzę, Granger - powiedział to tak cicho, że na
początku miała wrażenie, że się przesłyszała i tylko poważne
spojrzenie jego stalowoszarych oczu upewniło ją w tym, że było
inaczej. Nacisnęła przycisk interkomu, który został zainstalowany
na jej życzenie i nachyliła się do niego.
-
Liso, przyślij do mnie Artura. Przejmie wszystkie sprawy, którymi
zajmowałam się do tej pory.
***
Codziennie
przychodził w miejsce, gdzie ona mieszka, mając nadzieję, że i
tym razem zobaczy swojego syna. Przetarł dłonią zmęczone oczy.
Skierował się na ławkę, naprzeciw wejścia do kamienicy, w której
znajdowało się jej mieszkanie, o ile tak można było nazwać norę,
którą zajmowała.
Zamknął
na chwilę oczy. Od razu pojawił się obraz małego blondwłosego
chłopca. Miał jego oczy, szare, duże i ciekawe świata. Od
tygodnia myślał o nim cały czas. Przy śniadaniu, w pracy i przed
snem.
Znowu
miał to dziwne uczucie, które towarzyszyło mu niemalże non stop.
Myślał o chłopcu, chciałby go poznać… Nie umiał tego nazwać,
czuł to po raz pierwszy. Tęsknił? Nie, nie mógł tęsknić, skoro
w ogóle go nie znał. Wiedział jedynie, że zrobi wszystko, żeby
go jej odebrać. Nikt nie powinien mieszkać w takich warunkach,
zwłaszcza jeśli miał w sobie jego krew. Spojrzał na zegarek.
Północ. Ostatni raz zerknął na obskurną kamienicę i
teleportował się do swojej ogromnego apartamentu, w którym czuł
się bardzo samotny, nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać.
***
Ja,
Dracon Lucjusz Malfoy, wnoszę pozew o uznanie ojcostwa
oraz przyznanie pełnej opieki nad niepełnoletnim Allanem Craven. Na
uwadze mam dobro syna, o którym dowiedziałem się parę tygodni
temu. Sądzę, że jestem w stanie zapewnić mu lepsze warunki życia
niż matka, Elaine Craven. Proszę o jak najszybszy termin rozprawy
ze względu na sytuację, w której znajduje się Horacy.
Skreślił
to, co napisał. Na dobrą sprawę nie wiedział, co powinien zawrzeć
w tym dokumencie. Nalał sobie do szklanki whisky i wychylił ją
jednym haustem. Chyba będzie musiał pogadać z Granger i poprosić
ją o pomoc nawet w czymś tak pozornie prostym. Napisał kilka słów
na kartce papieru, złapał do ręki różdżkę i machnął nią nad
kartką, a ona zniknęła, pojawiając się w jej gabinecie. Znów
nalał sobie do szklanki whisky i od razu wypił, obiecując sobie,
że to ostatnia w jego życiu. Teraz liczyły się inne rzeczy.
Allan.
***
-
Proszę wstać, sąd idzie - powiedział niski, gruby mężczyzna.
Starsza kobieta w todze zasiadła na wielkim eleganckim krześle i
wszyscy inni poszli w jej ślady. - W rozprawie przeciwko Elaine
Craven przewodniczy sędzia Amelia Bones. Obrońcą przydzielonym z
urzędu pani Craven został Stephen Hawkins. Pana Dracona Malfoy’a
reprezentuje mecenas Hermiona Granger. Zebraliśmy się dziś w tej
Sali, aby zadecydować o losie Allena Craven. - Sędzia mówiła
znudzonym głosem, choć w jej oczach widać było iskierki
ciekawości. Nie często miała okazję prowadzić sprawę bogatego
arystokraty przeciw prostytutce, a tym bardziej z jego inicjatywy o
prawa nad dzieckiem. Hermiona pozwoliła sobie wyłączyć się na
chwilę, dobrze wiedząc, co powie sędzia. Gratulowała sobie w
duchu, że udało się jej doprowadzić do utajnienia rozprawy. Była
stanowcza i nie pozwoliła na odmowę, odwołując się do dobra
dziecka. Nagle zauważyła, że coś się zmieniło w zachowaniu
obecnych. Nadszedł czas na jej przemowę. Wzięła głęboki oddech
i wstała. Musiała być spokojna i nie dać się pokonać w tej
bitwie na słowa.
-
Wysoki Sądzie, przed sobą mam badania, potwierdzające, że mój
klient jest ojcem dziecka pozwanej. - Wskazała na trzymane w dłoni
dokumenty. - Jako, że pani Craven nie poinformowała o ciąży ani
dziecku pana Malfoy'a, dowiedział się on o swoim ojcostwie
przypadkiem, spotykając pozwaną na ulicy z dzieckiem, które jest
zaskakująco podobne do niego. Nasuwa się zatem kilka pytań.
Dlaczego Elaine Craven ukryła chłopca? Dlaczego zachowała w
tajemnicy fakt jego istnienia? Jak może pozwalać, żeby jej dziecko
obracało się w środowisku narkomanów, w którym ona przebywa na
co dzień? Moim zdaniem od początku była świadoma, że mój klient
będzie walczył o dziecko i że to on otrzyma prawo do opieki.
Dlatego chciałabym wnioskować o przyznanie prawa do opieki nad
Allanem na czas rozprawy mojemu klientowi. - Hermiona przez całą
swoją przemowę stała wyprostowana, patrząc na sędziego. Kątem
oka dostrzegła dziwne zachowanie Elaine, która wraz z upływem
czasu była coraz bardziej niespokojna. Przeczucie mówiło jej, że
niedługo wydarzy się coś, co będzie miało wpływ na przebieg
całej rozprawy. Kobieta na początku siedziała sztywno i patrzyła
w jeden punkt. Hermiona była świadoma, że to taktyka jej adwokata.
Chcieli pokazać, że kobieta jest odpowiedzialna, pewna siebie i
opanowana. Na początku im się to udawało, coś jednak w jej
zachowaniu zaalarmowało Hermionę, która nieznacznie odchyliła się
do tyłu i wyszeptała parę słów do praktykanta, którego ostatnio
zatrudniła. Mężczyzna podniósł się i opuścił salę sądową,
wymawiając się złym samopoczuciem. Dracon siedział na krześle, a
jedynym przejawem jego zdenerwowania było poruszanie nerwowo nogą.
Na szczęście, jedyną osobą, która to widziała, była Hermiona.
Obrońca Elaine wstał.
-
Udzielam głosu - powiedziała sędzia.
-
Wnoszę o pięć minut przerwy ze względu na złe samopoczucie mojej
klientki - powiedział bez śladu zdenerwowania adwokat kobiety.
Hermiona zauważyła coś, co umknęło sędzi. Grdyka mecenasa
poruszała się, jakby był mocno zirytowany. Miała nadzieję, że
dobrze odczytała zachowanie matki chłopca.
-
Przychylam się do wniosku - stwierdziła kobieta. Elaine wstała i
szybko opuściła pomieszczenie.
-
Idź za nią - syknął Dracon do ucha Hermiony, która siedziała
spokojnie na swoim krześle. - Chodzi o narkotyki. - Brunetka nie
odezwała się ani słowem, prostując plecy. - Zrób coś! -
podniósł w końcu głos, nie rozumiejąc, jak może być tak
opanowana.
-
Zamknij się - zirytowała się w końcu. - Sama wiem, co mam robić.
Wysłałam Jasona. A teraz wstań i idź do łazienki, choćby po to,
żeby umyć ręce. Ja wyjdę chwilę po tobie i przespaceruję się
po piętrze. Jeśli ktoś będzie pytał, poszłam rozprostować
kości, rozumiesz?
-
Jasne - burknął i zrobił wszystko, co mu kazała. Hermiona również
opuściła salę rozpraw i ruszyła w stronę miejsca, gdzie
podejrzewała, że ma przydzielone miejsce adwokat Craven. Zauważyła
niedomknięte drzwi i uklękła, dziękując Merlinowi za to, że
ubrała adidasy. Mogła udać, że musi zawiązać buty. Kawałek
dalej zauważyła Jasona. Wszystko potoczyło się tak, jak się tego
spodziewała. Tuż przed tym, jak wzburzony adwokat i jego klientka
opuścili pomieszczenie, dała znak praktykantowi, który szybko
wrócił na salę. Sama również podniosła się z klęczek i
podążyła ku pomieszczeniu. Dracon już siedział na swoim miejscu.
Spojrzenie miał jasne i klarowne, był uosobieniem spokoju. Trochę
mu tego zazdrościła. Zaczynała się lekko denerwować, co się
stanie, jeśli jej plan nie wypali. Ręce lekko jej się pociły.
Siadając, wytarła je szybkim ruchem w szatę. Nikt nie mógł
wiedzieć, że czuje niepokój. Po chwili rozprawa została
wznowiona. Nagle Hermiona usłyszała coś, co w jej mniemaniu było
nieprawdą. Reakcja prowadzącej rozprawę była taka, jak się
spodziewała.
-
Udzielam głosu mecenas Granger - powiedziała. Brunetka wzięła
głęboki oddech.
-
Ostatnia deklaracja mecenasa Hawkinsa jest nieprawdziwa -
stwierdziła.
-
Sprzeciw. Jakim prawem tak twierdzisz? - zdenerwował się mężczyzna,
podrywając się na równe nogi.
-
Oddalam wniosek - zadecydowała prowadząca rozprawę. - Proszę
kontynuować - zwróciła się do Hermiony.
-
Jego klientka nie przeszła na odwyk. - Już wcześniej zauważyła,
że oczy kobiety wyglądają nienaturalnie i są szklane, jak po
zażyciu sporej porcji narkotyków, zapitych alkoholem, które w
chwili rozpoczęcia rozprawy przestawały działać. Elaine pobladła.
Sędzia spojrzała na nią uważnie i odwróciła się z powrotem do
Hermiony. - Mam dowód na to, że pani Craven wciąż zażywa
narkotyki. Dlatego tym bardziej uważam, że małoletni Horacy
powinien na czas trwania procesu trafić pod opiekę mojego klienta.
-
To niemożliwe - wykrztusił zdumiony Hawkins.
-
Proszę pokazać - zażądała kobieta, a Jason podszedł do niej i
podał jej na szybko wywołane zdjęcia. Sędzia oglądała je przez
dłuższą chwilę i oddaliła wniosek, kiedy Hawkins chciał zabrać
głos. Następnie zarządziła przerwę. Nikt poza nią i ławą
przysięgłych nie opuścił sali. Wszyscy czekali na werdykt. Elaine
rzucała Draconowi wściekłe spojrzenia, ale on nic sobie z tego nie
robił. Był spokojny. Wiedział, że te zdjęcia zmieniły wszystko.
-
Decyzją Wizengamotu, opieka na czas rozprawy zostaje przyznana
Draconowi Malfoy’owi. Zarządzam koniec rozprawy. O terminie
następnej zostaniecie państwo poinformowani listownie. - Wszyscy
wstali, a sala po chwili opustoszała. Została na niej tylko
Hermiona i Dracon. Po chwili Elaine wprowadziła chłopca, rzucając
mu wściekłe spojrzenie. Uśmiechnął się wyrozumiale, nic sobie
nie robiąc z jej złości.
-
To jeszcze nie koniec - rzuciła, trzaskając drzwiami.
***
czytam
= komentuję
Kiedy następna część tego opowiadania?
OdpowiedzUsuńPolecam czytanie wstępu :)
UsuńNie mam pojęcia, musimy w końcu znaleźć czas, zmobilizować się i napisać. Ale postaramy się szybko.
Pozdrawiam.
Ehh a ja myślałam ze to już druga część :P
OdpowiedzUsuńCzytałam na blogu "dramione- dwa światy " podoba mi się twój pomysł i jestem ciekawa jak będzie wyglądać druga część !
Pozdrawiam
Nikola
Cudowna miniaturka ! Czekam na 2 część, ze zniecierpliwieniem! A no i oczywiście na kolejny rozdział ! Bardzo spodabał mi soę Twój blog i napewno będe zaglądać na niego dość często :) dziękuję za to, że dałaś mi linka do niego !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Mar Atka !
To jest naprawdę genialne może duże słowa alr nie umiem inaczej tego opisać nawet nie wiesz jak mnie wciągnęło, może trochę irracjonalne że Draco wpadł z prostytutka ale nawet do mnie przemawia z niecierpliwością czekam na II część! ;) pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńCudowne! <3
OdpowiedzUsuńZaczyna się ciekawie, kurde Draco ma dziecko z prostytutką,kto by pomyślał :)
Genialny pomysł, lecę dalej :)