Cześć,
kochani.
Pisze
do Was z pięknego miejsca, pełnego starych kamieniczek, tradycji,
historii i takiego, w którym spełniają się marzenia. Wystarczył
jeden dzień, żebym odzyskała wenę :)
Ta
miniaturka jest bardzo specjalna. Pisałam ja trzy miesiące i nie
wiedziałam, co z niej wyjdzie. Z ostatecznego efektu jestem bardzo
zadowolona i mam nadzieje, ze Wam tez przypadnie do gustu.
Pozdrawiam,
Lena
***
Harry
i Voldemort wykrzyczeli swoje zaklęcia w tym samym czasie, a wszyscy
walczący zamarli. Wśród nich stała samotnie Hermiona, która
patrzyła, jak oba promienie zderzają się, a ten o zielonym
zabarwieniu odbija się i rykoszetem trafia czarodzieja tytułującego
się Czarnym Panem. Usłyszała ryk śmierciożerców, którzy
rozwścieczeni śmiercią swojego pana - jakby w ostatecznym akcie
desperacji - rzucili się do walki, za wszelką cenę chcąc uniknąć
Azkabanu.
Nie zdążyła nawet unieść różdżki, gdy usłyszała
czyjść wrzask: “patrzcie, to ona, stoi tam!”, a w jej stronę
pomknął promień o identycznym zabarwieniu jak ten, który
wcześniej odebrał życie Voldemortowi. Przez głowę przemknęła
jej tylko myśl, że taka śmierć po tym wszystkim, co przeszli jest
śmiercią głupią. Nie zdążyła jednak pożałować, że już
nigdy nie dotknie jego włosów, że nie przysięgnie
mu wierności i dozgonnej miłości pod ołtarzem w towarzystwie
przyjaciół, bo nagle ktoś odepchnął ją od siebie mocno, a ona
uderzyła całym ciałem o podłogę, prawdopodobnie łamiąc dwa
żebra i z całą pewnością nabijając sobie mnóstwo siniaków.
Za
sobą usłyszała głuchy odgłos upadającego ciała i - pełna
złych przeczuć - odwróciła się w stronę swojego wybawcy. Niemal
natychmiast zrobiło się jej tak słabo, że przez dłuższą chwilę
nie była w stanie się czy to poruszyć, czy to złapać oddechu.
Jej świat zatrzymał się w miejscu, przestała dostrzegać
cokolwiek. Nie widziała nawet tego, że Harry i Ron pomagali w
rozbrajaniu niedobitków śmierciożerców. Liczyło się tylko to,
że on nie żył.
Usiadła bliżej niego, kładąc
jego głowę na swoich kolanach. Gęste blond włosy połaskotały
delikatnie nagi fragment jej uda, widoczny przez dziurę w dżinsach.
Nagle, tknięta jakąś myślą, wyprostowała się gwałtownie i
sięgnęła do kieszeni po różdżkę. Wycelowała w niego magicznym
patykiem.
-
Enervate - powiedziała cicho, modląc się do wszystkich znanych jej
bóstw i czarodziei, żeby to zaklęcie podziałało. - Enervate -
powtórzyła. Nic się nie stało, dalej leżał bezwładnie.
Pochyliła się nad nim, by sprawdzić oddech, jednocześnie badając
puls. Nic nie wyczuła. - Dlaczego? - spytała cicho. - Dlaczego
odszedłeś? Zostawiłeś mnie samą, a przecież miałeś być już
zawsze… Miałeś być częścią mojej bajki, tego nowego, lepszego
życia, które sobie wymarzyłam… - wyszeptała i dopiero wtedy po
jej policzkach popłynęły łzy. Zsunęła jego głowę z kolan i
wstała, otrzepując brudne i dziurawe spodnie z bitewnego pyłu.
Podeszła do okna, kątem oka zauważając, że wszyscy śmierciożercy
zostali rozbrojeni i teraz czekali na aurorów, którzy mieli
odprowadzić ich do Azkabanu. Łzy wciąż płynęły po jej twarzy,
ale nie zwracała na nie uwagi. Bardziej wyczuła niż usłyszała,
że za plecami stanęli jej przyjaciele.
-
Hermiono… - wyszeptał Harry, robiąc ku niej krok. Potrząsnęła
przecząco głową, nawet się nie oglądając. To nie ich teraz
potrzebowała, to on powinien stać u jej boku, a
skoro nie było to możliwe, chciała być sama. Wybraniec wrócił
do swojej ukochanej i przygarnął ją z powrotem do siebie,
uśmiechając się smutno. Ginevra natomiast odwróciła się lekko i
złapała gwałtownie powietrze w usta, widząc, co się dzieje obok
niej. Trąciła ramieniem Harry’ego, który również zamarł.
Jedynie Hermiona nie dostrzegła niczego dziwnego, wciąż pogrążona
w swoim własnym smutku.
-
Czemu płaczesz? - Usłyszała nagle za sobą. Po raz kolejny
potrząsnęła głową. Widocznie ktoś nie zauważył, że cały jej
świat runął w gruzach. Wróciła myślami do swojego cierpienia,
pragnąc zniknąć. - Co się stało? - Właściciel natarczywego
głosu nie chciał odpuścić. Już, już miała odwarknąć coś
niesympatycznego, gdy nagle zdała sobie sprawę, że przecież zna
ten głos, że poznała go we wszystkich możliwych barwach i
odcieniach, że zna go lepiej niż swój własny…
Zanim się
odwróciła, pomyślała tylko, że nie przeżyłaby zawodu, nie
teraz, gdy w jej serce na nowo wlała się nadzieja… Potrzebowała
chwili na uspokojenie oddechu, ale nie mogła przeciągać jej w
nieskończoność i w końcu musiała odwrócić głowę ku stojącej
za nią postaci. Rozpoznała go natychmiast, a z jej ust wydarł się
okrzyk radości. Stał przed nią cały i zdrowy. Nie, nie cały i
zdrowy, widziała, że jego lewa ręka była wykręcona pod dziwnym
kątem, a piękną twarz zdobiły liczne blizny i siniaki, ale to nie
miało najmniejszego znaczenia, najważniejsze było to, że stał
przed nią, a przede wszystkim żył.
-
Płakałaś - zauważył, muskając opuszkiem palca wskazującego jej
policzek i rozmazując łzę, która nieproszona pojawiła się w jej
oku.
-
Umarłeś - powiedziała, wciąż będąc w szoku. - Nie żyłeś…
Ty… Twoje serce… Ono przestało bić… - Nie umiała wydusić z
siebie składnego zdania, wciąż jeszcze nie umiała do końca
uwierzyć, że przed nią stoi naprawdę On. Uśmiechnął się do
niej i przygarnął do siebie tak gwałtownie, że uderzyła nosem w
jego klatkę piersiową, jednak nie przeszkadzało jej to, wręcz
przeciwnie - poczuła ogromną ulgę, że jednak będzie jej dane
przytulić się do niego i - jakżeby inaczej - jeszcze nieraz się
pokłócić, jak to mieli w zwyczaju co najmniej trzy razy dziennie.
Podniosła głowę do góry i stanęła z nim twarzą w twarz.
Pocałował ją delikatnie, ostrożnie, jakby się bał, że jeśli
będzie naciskał zbyt mocno, stłucze się jak lalka z porcelany.
Jego dłonie przesunęły się niżej na jej plecy i przyciągnął
ją mocniej do siebie, ona natomiast wplotła palce w jego włosy i
zaczęła je delikatnie przeczesywać palcami, ciesząc się z jego
bliskości. Zatrzaśnięci we własnym kawałku wszechświata,
chwilowo wolnym od jakichkolwiek problemów, nie zwracali uwagi na
nikogo innego i nawet nie zauważyli, że koło nich stali ich
przyjaciele. Od siebie oderwało ich dopiero czyjeś kaszlnięcie. Dracon nie wiedział, kto to był, ale w ciemno obstawiałby Ginny,
to ona miała takie poczucie humoru. Przyciągnął Hermionę bliżej
siebie. Z nią każdy dzień po prostu musiał być lepszy i teraz
tylko to go obchodziło..
Hermiona
objęła spojrzeniem Wielką Salę. Serce bolało ją na samą myśl
o tym, ilu ludzi zginęło w obronie ich wolności, jak wielu miało
jeszcze umrzeć w wyniku odniesionych ran i jak wiele rodzin zostało
rozdartych przez idee czarodzieja, który wymyślił sobie świat
złożony tylko i wyłącznie z czarodziei czystej krwi. Żal ten
jednak mieszał się w niej z radością, że żyje i że to dzięki
niemu zasklepią się rany w jej sercu. Oparła głowę na jego
ramieniu, ciesząc się bliskością najważniejszych ludzi w jej
życiu, a potem podniosła głowę, zauważając błyszczące na
niebie gwiazdy i nieświadomie pomyślała to co on. Nie było
idealnie, nie mogło być. Jeszcze nie. Ale jedno wiedziała na
pewno: było dobrze i dzięki niemu mogło być jeszcze lepiej. Razem
mogli na nowo zacząć budować swoją nową rzeczywistość, bez niebezpieczeństw wojny i zagrożenia ze strony człowieka, który chciał podporządkować sobie cały świat.
***
czytam
= komentuję
Piszesz z mojego kochanego Paryża, za niedługo do Ciebie dołączę.
OdpowiedzUsuńMiniaturka jest cudowna, napisana bardzo dobrze! Przemyślenia i końcówka to moja ulubiona część!
Super :)
OdpowiedzUsuńJuż Ci pisałam co myślę o tym dziele, ale naprawdę te emocje są warte tego, by czytać ją jeszcze raz i ponownie :)
Życzę weny na kolejne prace - Paryż na pewno Ci w tym pomoże.
Pozdrowionka :)
V.
Piękna miniaturka :)
OdpowiedzUsuńCudowna ! Świetnie opisane emocje. Już się bałam że Draco naprawdę umarł ale mnie nie zawiodłaś. Oby więcej takich miniaturek!
OdpowiedzUsuńLiv