Obrazek wykonany przez moją niezastąpioną betę, Anię;
miniaturka również została poprawiona przez nią :*
Dziękuję, kochana <3
Moi drodzy, dziś krótko .
Zbliżają się święta, a mnie wpadł do głowy pomysł
na pewną miniaturkę.
Mam nadzieję, że będzie dobrze bawili
się przy jej czytaniu, tak jak ja przy tworzeniu.
PS. Z rzeczy mniej świątecznych
zapraszam na rozdział 12. Rozdział
13 ukaże się w okolicy Nowego Roku,
prawdopodobnie jeszcze przed nim.
***
- Nie zrobisz tego.
- Zrobię.
- Hermiono Granger… - zaczęła Ginny.
- Malfoy – poprawiła ją przyjaciółka.
- Hermiono Malfoy. To, że twój mąż cię kocha, jeszcze nie znaczy, że się na to zgodzi.
- Oczywiście, że to zrobi. – Nic ani nikt nie był w stanie zachwiać pewności siebie brunetki, która od pięciu lat dumnie nosiła nazwisko męża wywodzącego się z kręgu najwyższej arystokracji.
- Wątpię. – Pani Potter nie podzielała jej stanowiska.
- A jeśli tak? – zapytała Hermiona, patrząc na przyjaciółkę przekornie.
- Święta spędzimy u was – powiedziała, pewna, że i tak zakład nie dojdzie do skutku. – Ale jeśli nie… - zawiesiła na chwilę głos. – Przez najbliższe dziesięć lat spędzacie wszystkie uroczystości u nas.
- Stoi. – Brunetka wyciągnęła ku niej rękę. Ginevra Potter nie miała innego wyjścia niż uścisnąć jej dłoń.
- Wszystkie chwyty dozwolone? – dopytała niewinnie Hermiona.
- Tak – odpowiedziała bez namysłu przyjaciółka.
Nie miała przy tym pojęcia, że w głowie jej towarzyszki kiełkuje już pewien plan…
***
- Kingsley, mam do ciebie wielką prośbę – zaczęła Hermiona, podchodząc do biurka i siadając w fotelu wygodnie.
- Dla ciebie wszystko, wiesz o tym – uśmiechnął się Minister Magii.
- Nie możesz pozwolić Draconowi przyjść w piątek do pracy – powiedziała poważnie.
- Tylko tyle? – zdziwił się mężczyzna, marszcząc brwi.
- Nie wiesz jeszcze, co planuję – roześmiała się kobieta.
- Powinienem się bać? – zapytał jeszcze.
- Ty nie. – Śmiała się dalej. – Ale mój mąż owszem.
- To będzie coś niezwykłego, prawda?
- Owszem – potaknęła. – Dlatego nie możesz tego przegapić i zapraszamy cię do nas na kolację w piątek.
***
Hermiona siedziała na fotelu swojego męża i podziwiała panoramę Londynu rozciągającą się z okna jego gabinetu. Na twarzy miała szeroki uśmiech. Zaledwie kwadrans wcześniej wysłała mu sowę z informacją, co się stało i z jedynym możliwym według niej rozwiązaniem tej niekomfortowej sytuacji. Napisała mu też, że nie ma innego wyjścia (bo przecież próbowała je znaleźć, a tak przynajmniej miał myśleć) i że mogą to jeszcze przedyskutować. Po namyśle dopisała „PS. Czekam w Twoim biurze”.
Odchyliła głowę do tyłu i w tej samej chwili otworzyły się drzwi do gabinetu. Poderwała się na równe nogi, żeby nie stracić ani sekundy z tego zabawnego widowiska.
- Nie ma mowy! – krzyknął Draco.
- Ale, kochanie... – Chciała coś powiedzieć, ale on nie dał sobie przerwać.
- Nie zrobię tego! – wyrzucił z siebie. Hermiona zmrużyła oczy, choć zbierało jej się na śmiech. W tej sytuacji jej mąż był taki przewidywalny…
- Kochanie. Nie chcesz, żeby nasze dzieci miały prawdziwe mikołajki? – spytała z troską.
- Oczywiście, że chcę – oburzył się blondyn, szukając czegoś w papierach.
- Więc dlaczego nie chcesz tego zrobić? – udała, że nie rozumie jego zachowania.
- To nie tak, że nie chcę – uciekł od odpowiedzi. – Tylko muszę pracować.
- Nie musisz – uśmiechnęła się chytrze. – Masz wolne.
- Ale jak to wolne? – zdumiał się.
- Razem z ministrem uznaliśmy, że ostatnio się przemęczasz, więc przyda ci się trochę odpoczynku. – Skinęła lekko głową, widząc, kto stoi za szybą.
- Kingsley! – wrzasnął, tracąc nad sobą panowanie. Zapomniał przy tym, że jego przełożony może usłyszeć większość rozmów prowadzonych w gabinecie.
- To ja tu mówię po nazwisku, Draco – zaakcentował jego imię minister, wchodząc do środka. - W czym problem? – zapytał z ognikami w oczach.
- Nie mogę w piątek mieć wolnego – powiedział z nadzieją w głosie. – Muszę dokończyć projekt nowej ustawy.
- Jest już skończony, oddałeś mi go wczoraj – przypomniał mu z wesołą miną mężczyzna.
- Poprawki? – Draco nie tracił wiary, że można coś zrobić, żeby nie musiał zachowywać się przed własnymi dziećmi jak błazen.
- Jest na tyle dobra, że nie trzeba ich wprowadzać. Moi doradcy mówią to samo. Poza tym – uśmiech nie schodził z jego twarzy – twoja urocza małżonka zaprosiła mnie na piątkową kolację, żebym niczego nie przegapił.
***
- Kochanie, a może im powiemy, że Mikołaj nie istnieje? - Draco wciąż kombinował, jak się wykręcić od przykrego obowiązku.
- Co ty mówis, tatusiu? - Trzyletnia blondynka z oczami jak czekolada spojrzała na niego smutno.
- Mikołaj nie istnieje? - zawtórował jej brat bliźniak, wyginając usta w podkówkę.
Hermiona odwiesiła płaszcz na wieszak i kucnęła przy swoich dzieciach, obdarzając jednocześnie męża wściekłym spojrzeniem.
- Oczywiście, że istnieje - powiedziała. - I w piątek do was przyjdzie, jeśli będziecie grzeczni, zobaczycie. A teraz zmykajcie do siebie. Porozmawiam z tatą i zaraz was zawołamy na obiad. - Gdy tylko dzieci wyszły, odwróciła się do niego i położyła dłonie na biodrach. - Co ty robisz? - zmarszczyła brwi.
- Nie wiedziałem, że tam są - bronił się.
- Trzeba było myśleć - syknęła i wskazała mu głową drzwi, jednocześnie kładąc palec na ustach.
- A co jeśli Mikołaj nie istnieje? - spytała Rosie.
- Istnieje, nie martw się - pocieszył ją Scor.
- Na pewno? - spytała dziewczynka. - Bo tatuś mówił…
- On się nie zna - powiedział z przekonaniem chłopiec. Hermiona mruknęła coś pod nosem, a głosy dzieci przestały być słyszalne.
- Wiesz, co masz zrobić? - zapytała.
- Naprawdę muszę to robić? - skrzywił się z niezadowoleniem.
- A znasz inny sposób na przekonanie ich, że Mikołaj jednak istnieje? - zapytała, wciąż patrząc na niego uważnie.
- Chyba nie - odpowiedział, nadal się krzywiąc.
- Więc? - zainteresowała się.
- Dobra, dobra. Zrobię to. Zadowolona?
***
- Jak ci się to udało? - zdziwiła się Ginny, szukając w kosmetyczce różu i pudru.
- Sam nieświadomie mi pomógł - powiedziała lekko Hermiona, przesuwając różdżkę między palcami. Jej przyjaciółka już chciała prosić o rozwinięcie myśli, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejdź, kochanie! - zawołała brunetka, mrugając wesoło do przyjaciółki.
- Co tu robi Ginny? - palnął Draco zamiast przywitania.
- Pomoże mi cię przygotować - wyjaśniła. - I może byś się przywitał? - skarciła go.
- Cześć - mruknął, z niechęcią patrząc na czerwono-biały strój leżący na oparciu wanny koło jego żony. Hermiona posłała przyjaciółce szelmowski uśmieszek, dobrze wiedząc, o co zapyta mąż. - Naprawdę muszę to ubierać?
- Tak. - Znów otworzył usta, ale powstrzymała go ruchem dłoni. - Trzeba było nie mówić dzieciom, że Mikołaj nie istnieje. - Ginny nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać i nawet zabójcze spojrzenie Dracona nie było w stanie jej uspokoić.
***
- Kiedy przyjdzie Mikołaj? - niecierpliwiła się Rosie, siedząc na oparciu fotela i machając nogami. - Powinien już być…
- Zaraz - uspokoił ją Harry, posyłając Ronaldowi rozbawione spojrzenie. Rudzielec parsknął śmiechem. On też był bardzo ciekawy tego, co miało się za chwilę wydarzyć.
- Ale jesteś pewien? - zapytała blondyneczka, a dwóch synów Wybrańca spojrzało na niego uważnie.
- Oczywiście, że tak - potwierdził, z powrotem poważniejąc.
- To dobrze - powiedział James.
Tymczasem w holu…
- Co ja miałem powiedzieć? - zapytał Draco, uginając się pod ciężarem worka. - Hej hej?
- Hohoho - powtórzyła po raz piąty Hermiona. - Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - Mąż powtórzył za nią tą zdanie, czując się idiotycznie. Wiedział jednak, że nie ma już wyjścia. Sam się na to zgodził i teraz musiał wywiązać się ze swojej obietnicy.
- Wejdę pierwsza - powiedziała brunetka, wyczuwając niezłą zabawę.
- Mhm - mruknął, idąc za nią.
- Dzieci, macie gościa! - zawołała, raźnym krokiem wkraczając do salonu.
- Mikołaj przyszedł? - zaciekawił się Scor, a Rosie na wszelki wypadek schowała się za nogę Harry’ego, który z trudem utrzymał powagę.
- Tak - powiedziała Herm.
- Hohohoh! - zawołał tubalnie Draco zza gęstej białej brody. - Czy są tu jakieś niegrzeczne dzieci? - Scorpius uciekł za fotel. Albus spojrzał na niego podejrzliwie, James natomiast podszedł do niego ciekawie i z całej siły pociągnął za wąsy. Hermiona w tej chwili podziękowała sobie za to, że przytwierdziły sztuczne włosy zaklęciem czasowego przylepca.
- Jak się tu dostałeś? - zapytał z ciekawością.
- Saniami zaprzężonymi w renifery i…
- Hermiono, on umie mówić - wtrącił się Kingsley, który do tej pory spokojnie siedział koło kominka.
- … i przez kominek - wyartykułowała cicho, ledwo poruszając ustami.
- Przez kminek - powtórzył Mikołaj, marszcząc brwi.
- A nie przez kominek? - zastanowił się Albus.
- A gdzie pozostałe dzieci? - zmienił temat Draco, żeby dłużej się nie pogrążać i nie być dłużej pośmiewiskiem rodzin przyjaciół. - Może rozdamy prezenty?
- Prezenty? - Wychyliła zza nogi wujka Ros.
- Dużo ich masz? - zainteresował się Albus, wystawiając głowę znad sofy.
- A byliście grzeczni? - uratował sytuację Harry.
- Chyba się spóźniliśmy - usłyszeli nagle od drzwi. Do salonu wtargnęło trochę zimnego powietrza, które zgasiło ogień w otwartym kominku, a na progu pojawiły się dwie zaśnieżone postaci.
- Cześć Blaise, Pansy. - Hermiona wstała, by przytulić przyjaciół, nie przejmując się przy tym, że mąż karci ją wzrokiem.
- Dużo nas ominęło? - zapytała kobieta, strząsając z ciemnych loków śnieg.
- Mikołaj miał dać nam prezenty - powiedział Albus.
- Myślisz, że dla nas też się coś znajdzie? - zapytał Blaise.
- Mikołaj przychodzi tylko do grzecznych dzieci - poinformował go Harry, parskając śmiechem.
- Co już cię wyklucza - dodał Minister Magii. Ron zawtórował mu śmiechem.
- To jak będzie z tymi prezentami? - poparł brata James.
- Już, już - mruknął Draco, marząc o tym, żeby zniknąć.
Kwadrans później było już po wszystkim. Dzieciaki z zadowoleniem ściskały swoje paczki, nawet dorośli dostali małe co nieco. I tak na przykład Blaise przyciskał do siebie butelkę Ognistej, Pansy komplet kosmetyków do makijażu, a Harry zestaw do konserwacji mioteł. Draco zerknął na swoją żonę niespokojnie, nie wiedząc, co ma robić. Ginny próbowała rozpalić kominek, parząc palce dziesiątą zapałką, a jej przyjaciółka zajęta była oglądaniem jakiegoś sporych rozmiarów pudełka, które otrzymała.
- Co teraz? - zapytał, ledwo poruszając ustami. Hermiona wskazała mu głową drzwi, a Draco zabrał worek z podłogi i już chciał ruszyć w stronę wyjścia, gdy w miejscu zatrzymał go głos Rosie, której nagle Mikołaj przypadł do gustu, zaraz po tym, jak wręczył jej wymarzoną lalkę.
- A pokazes nam swoje sanki i lenifely? - poprosiła. Mężczyzna zamarł, ignorując nerwowe śmieszki.
- Muszę iść dać prezenty innym dzieciom - powiedział w końcu, przełykając ślinę. - Mam mało czasu.
- Ale przyjdź jesce - poprosiła dziewczynka. - I następnym lazem mozes mi dać inną lalkę. - Przytuliła się do jego nogi ufnie.
- Zobaczę, co da się zrobić - obiecał z rozbawieniem. - Ale muszę już iść - poinformował ją.
- Dobze. - Puściła go i pozwoliła mu odejść. - A jak tatuś wlóci, to powiem mu, ze Mikołaj jest fajny i ze ma buty takie jak on.
***
Kilka godzin później...
- Muszę przyznać, że udało ci się - powiedziała Hermiona, upijając łyk wina z kieliszka i sięgając po szal, który wcześniej rzuciła na oparcie fotela.
- Mnie zawsze wszystko wychodzi - powiedział z zadowoleniem. - Zimno ci? Może zapalę w kominku?
- Nie trzeba - zaprzeczyła. - Ale możemy wykorzystać to, że dzieci śpią - uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na męża z czułością.
- Doprawdy? - zainteresował się.
- Pójdziemy na spacer. - Zerwała się na równe nogi. - Trzeba spalić tą całą kolację. - Chciała przejść do przedpokoju, ale nie było jej to dane. Mężczyzna złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, chowając twarz w jej włosy.
- Kocham cię - wyszeptał.
- Ja ciebie też - odpowiedziała, napawając się jego zapachem. Już miał ją pocałować, gdy figlarnie odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy z rozbawieniem. - Chodź, chodź. - Pokiwała palcem. - Spacer nie będzie czekał.
***
Jednocześnie, korzystając z okazji:
Chciałabym Wam życzyć wesołych świąt,
spełnienia najskrytszych marzeń,
powodzenia we wszystkich przedsięwzięciach,
które podejmiecie, i żebyście na swojej
drodze spotkali, tak jak ja,
wielu dobrych ludzi i przyjaciół,
którzy sprawią, że spełnianie
Waszych marzeń stanie się możliwe;
żeby Ci ludzie, których już
określacie jako przyjaciół,
byli gotowi skoczyć z Wami na księżyc
albo jeszcze wyżej.
eMKa
Copyright! :D
OdpowiedzUsuńPoważnie. Malfoy jako Mikołaj? Tylko Ty mogłaś wymyślić coś takiego!
Ubawiłam się przednio, poprawiając tę specjalną miniaturkę. Może dlatego, że pomysł był kapitalny. O wykonaniu się nie wypowiadam, bo dobrze wiesz, jak lubię czytać Twoje teksty :)
Dzieciaki po prostu słodkie, intryga Herm dobrze przemyślana, a już zwłaszcza zaangażowanie w to Kingsleya było rozbrajające.
Nie, Draco, nikt się z ciebie nie śmieje.
#SantaDraczeIsComingToTown <3
Całuję i ściskam,
A.
O Ty! Nawet nie pisnęłaś, że zamierzasz ją ukończyć! Ale wszytko wybaczone, bo miniaturka niesamowita! Dawno się tak nie uśmiałam. I tak, nadal próbuję otrząsnąć się z wyobrażenia Malfoya-arystokraty w stroju św. Mikołaja. :D
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło!
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Draco Mikołaj, ja bym tam wolała wersję Draco-Rozbierajacy-Się-Mikołaj, ale ta wersja jest słodka, taka rodzinna i klimatyczna.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego !
To było tak zabawne, że chciałbym zobaczyć to z perspektywy np. Rona
OdpowiedzUsuńHahaha! Matko jak wyobraziłam sobie Dracona-arystokrate-Malfoya spadła z krzesła!
OdpowiedzUsuńWeny na podobne miniaturki.
Hahaa... naprawdę, ta wizja mnie rozbawia do łez.
OdpowiedzUsuń:D:D:D
Usuń