wtorek, 30 czerwca 2015

3. Malfoy, pies i pierwszy dzień w pracy

Dźwięk budzika wyrwał Hermionę ze snu. Uniosła głowę i spojrzała na irytujący przedmiot, który terkotał przy jej głowie. Wyłączyła go i przykryła głowę poduszką. Chciała spać. Po chwili jednak zerknęła po raz kolejny na zegarek i zerwała się na równe nogi jak oparzona.
- Cholera jasna - zaklęła. - Zupełnie zapomniałam! - Sięgnęła na fotel, na którym powinny leżeć jej ukochane dżinsy, ale jej ręka natrafiła na pustkę. Jęknęła, przypomniawszy sobie, że poprzedniego wieczora wylądowały w praniu. Wylała na nie kieliszek wina, przestraszona hałasem, który zrobiła sowa próbująca dostać się do jej mieszkania. Świetnie. Będzie musiała szukać innych. Podeszła do szafy i wybrała parę na chybił trafił, na górę narzucając t-shirt z logo jakiegoś nieznanego jej zespołu, który zabrała kiedyś Ronowi. W biegu narzuciła na siebie kurtkę, chwytając po drodze banana. Zamknęła za sobą dom, po czym zbiegła na dół do swojego auta. Sięgnęła do kieszeni po kluczyki, ale nie znalazła ich tam. Coraz bardziej zniecierpliwiona i świadoma tego, że się spóźni, nerwowo odpięła drugą kieszeń. Tam też ich nie było. Wróciła szybko do mieszkania i wyłączyła alarm. Kluczyki jak gdyby nic wisiały sobie na wieszaku tuż obok jej płaszcza.
- Jak zawsze - mruknęła do siebie pod nosem. Upewniła się, że wszystko ma i ponownie zamknęła mieszkanie. Tym razem nic już nie stanęło jej na przeszkodzie, mogła więc wsiąść za kierownicę i spokojnie zajechać pod stadion. Kwadrans później była na miejscu. Wysiadła z auta, trzaskając drzwiami.
- Dziesięć minut spóźnienia - prychnęła. - Jeszcze tego mi brakowało. - Ruszyła w stronę budynku zastanawiając się, dokąd powinna się udać. Żałowała trochę, że nie  zapytała o to, gdy miała taką możliwość.
- Tutaj, Hermionko - usłyszała nagle czyjś głos. Odwróciła się. Przy sali konferencyjnej stał Daniel i machał do niej. Posłała mu ciepły uśmiech i skierowała się w jego stronę. - Zaspałaś? - zapytał z rozbawieniem, przepuszczając ją w drzwiach.
- Tak jakby - przyznała się niechętnie. Weszła do ogromnej sali konferencyjnej że zdumieniem zauważając, że mężczyzna został za drzwiami. Odwróciła się na chwilę, by je za sobą zamknąć i nagle poczuła, jak coś rzuca się na nią i przygważdża ją do podłogi. Uniosła obolałą głowę i spojrzała na śliniące się stanowczo zbyt blisko jej twarzy stworzenie. Był to jakiś duży pies, który ewidentnie uważał trzymanie jej na podłodze za bardzo zabawne. Dałaby sobie rękę uciąć, że widzi w jego oczach wesołe ogniki. Spróbowała się podnieść, jednak ciężar zwierzęcia skutecznie jej to uniemożliwiał.
- Figo! - wrzasnął Leo, podchodząc do Hermiony. Pies zszedł  kobiety i usiadł koło nogi swojego właściciela, merdając wesoło ogonem. Trener wyciągnął ku niej dłoń i pomógł jej wstać. - Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak - uśmiechnęła się. - Ale skąd się tu wziął ten pies? - Nie wytrzymała i musiała o to spytać.
- Julie ci nie powiedziała? - zdumiał się mężczyzna. - Miała ci przekazać wszystko, co ważne.
- Nie - odpowiedziała Hermiona, nie do końca rozumiejąc, co się tu dzieje.
- Figo to mój pies, jeździ z nami… - zaczął opowiadać Leo, wyraźnie zachwycony, że ma komu pochwalić się swoim pupilem. W rozwinięciu monologu przeszkodziło mu jednak czyjeś prychnięcie. - Opowiem ci o nim innym razem - powiedział z zawodem w głosie, nagle świadom, że w tej chwili są ważniejsze rzeczy do omówienia niż jego pies.
- Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna, czy tego chcę - usłyszała jakiś damski głos za plecami trenera. Mężczyzna przesunął się trochę i odsłonił drobną, ciemnowłosą kobietę, która właśnie uśmiechała się drwiąco, jednocześnie głaskając Figo. - Milena Coleman - przedstawiła się, wyciągając ku niej rękę.
- Hermiona Granger. - Uścisnęła dłoń. - Jesteś siostrą Daniela, prawda? - zapytała. - Jul nie wspomniała o żadnej kobiecie...
- Tak, jestem - roześmiała się. - Pracuję tu od niedawna, jestem asystentką trenera - wyjaśniła.
- Co należy do twoich obowiązków? - zapytała Herm, zapominając o obecności przełożonego.
- Ekhem - odkaszlnął mężczyzna, który poczuł się dość niekomfortowo, będąc przedmiotem rozmowy obu kobiet.. - Dziewczyny, na plotki o mnie możecie się umówić na po pracy. Teraz trzeba powiedzieć Hermionie co, jak, gdzie, kiedy, kto z kim i dlaczego tak, a nie inaczej.
- Kto z kim? - zwróciła się brunetka do koleżanki. Zdążyła poczuć już do niej sympatię, właściwą kobietom, które we dwie znalazły się w środowisku zdominowanym przez mężczyzn. - I dlaczego?
- On ma inne poczucie humoru - wyjaśniła Milena. - Jeszcze się przekonasz. Po prostu miał na myśli to, że w ten weekend gramy mecz wyjazdowy i oznacza to tylko tyle, że gdy on będzie prowadził trening, ja mam zapoznać cię z procedurami i wyjaśnić, jak przebiegają wyjazdy.
- To ja już pójdę - zadeklarował Leo, widząc, że jest zbędny. - Figo. - Gwizdnął przez zęby, ale pies nie zareagował. Ułożył się wygodnie u nóg siedzącej już Mileny i umieścił pysk między łapami, nie zwracając uwagi na swojego właściciela. Mężczyzna pokręcił głową i opuścił pomieszczenie.
- Uwielbia swojego psa - skomentowała całą sytuację jego asystentka. - Ale nie umie zrozumieć, że ten pies nie powinien chodzić na boisko, bo uważa, że złoty znicz to jego zabawka. Z trudem go odzwyczaiłam - roześmiała się. - Ale dość o nim. Siadaj, mamy dużo do omówienia. - zadysponowała. - Najbliższy mecz gramy ze Strzałami z Appleby. Wyjeżdżamy w czwartek, mecz jest w piątek. Wrócimy w sobotę rano.
Hermiona odsunęła sobie krzesło i usiadła na nim, jednocześnie wyjmując z przepastnej torebki kalendarz i pióro wieczne.
- Macie już jakiś hotel? - zapytała, pocierając skroń.  
- Tak - odpowiedziała jej towarzyszka, wyciągając z teczki stos papierów. - Hotel ma cztery gwiazdki, duże zaplecze sportowe i nazywa się Royal Oak AppleBy. Teraz powiem ci, gdzie kto będzie mieszkał i z kim… - powiedziała, a Hermiona westchnęła i zaczęła robić szybko notatki.
Zapowiadało się długie przedpołudnie.
***

Trzy godziny później Milena odsunęła od siebie papiery i spojrzała na Hermionę, która jakąś godzinę wcześniej zaczęła wątpić w cel swojej nowej pracy. Wiedziała, że da radę to wszystko ogarnąć, przecież nie takie rzeczy robiło się w szkole, jednak na chwilę obecną miała wrażenie, że to dla niej za dużo.
- Łapiesz wszystko? - spytała z uśmiechem.
- Pewnie - odpowiedziała Hermiona. To było jak wykucie stu dwudziestu dat na historię magii, tylko trochę przyjemniejsze. No i bardziej przydatne. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy wyobraziła sobie, że weszłaby przez przypadek do jakiegoś pokoju, a tam byłby nagi Daniel albo - co gorsza - Malfoy. Znajomość rozkładu pokoi i ich lokatorów była niezbędna. - Czy coś jeszcze? - spytała uprzejmie.
- Nie, to wszystko - stwierdziła Milena. - Tylko pamiętaj, mecz jest w piątek, więc musimy wyjechać jutro wieczorem.
- Jasne. Będę pamiętała - potwierdziła i wstała, rozprostowując z ulgą zesztywniałe od siedzenia nogi.
- Masz ochotę iść popatrzeć na trening? - zaproponowała jeszcze. Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając się dłuższą chwilę. - No chodź, będzie wesoło - kusiła ją, widząc, że się waha.
- No dobrze - zgodziła się brunetka. Milena uśmiechnęła się i pociągnęła ją za sobą.
- Koniecznie musisz poznać wszystkich zawodników - mówiła, klucząc w korytarzach. - Zobaczysz, są świetni. Współpraca z nimi to czysta przyjemność. - Otwarła pierwsze drzwi po lewej i wyszły na zalane światłem boisko. Zmrużyły oczy i spojrzały na siedmiu zawodników, zgromadzonych dookoła trenera, który wykrzykiwał taktykę na najbliższy mecz. Leo zauważył je i machnął dłonią, żeby podeszły. Hermiona z ulgą zauważyła, że w pobliżu  w ogóle nie ma Malfoy’a i w kilku krokach dołączyła do trenera.
- Czas, żebyś poznała naszą fantastyczną ekipę - uśmiechnął się do niej. Zawodnicy odrzucili miotły, na których właśnie mieli wzbić się w powietrze i otoczyli ich kołem.
- Kto to jest? - spytał niski blondyn, który zdaniem Hermiony był za mały, żeby w ogóle grać w quidditcha.
- Nasza nowa magomedyczka - wyjaśnił Leo. - Hermiona zastąpi Julie, ponieważ zaszła ona w ciążę. Będzie…
- Ta Hermiona? Hermiona Granger? - Wtrącił się zaaferowany pałkarz.
- Tak, to ja - uśmiechnęła się, przeczuwając, że jeśli nie weźmie spraw w swoje ręce, to panowie prędko nie wrócą do treningu. - A ty kto?
- Kyle Walker - wyjaśnił, pochylając się nad jej dłonią i składając na niej pocałunek. Zarumieniła się lekko. Milena wybuchnęła śmiechem, dobrze wiedząc, co się teraz stanie. Pozostali zawodnicy, jakby ośmieleni tym, że ich kolega przedstawił się jako pierwszy, zbliżyli się i również zaczęli podawać swoje imiona.
Kyle Walker. Josh Coaters. Liam Dean. Matthew Wright. David Braine. Daniel Coleman. Uśmiechnęła się lekko, gdy mężczyzna również pocałował jej dłoń. Geralt Hovarth.
- Jego matka naczytała się za dużo Wiedźczarownika, czy jak to tam było. - Usłyszała za sobą i odwróciła się. Za nią stał Malfoy. Dokuśtykał o kulach do reszty drużyny i uśmiechnął się złośliwie na jej widok.
- A nie Wiedźmina? - Uniosła lekko brwi. Zignorował jej pytanie.
- Co ty tu robisz? - zapytał Leo. - Dziś miałeś jeszcze leżeć. - Ton miał groźny, ale w oczach dało się zauważyć wesołe ogniki.
- Byłem u swojego magomedyka, pozwolił mi chodzić o kulach - stwierdził spokojnie.
- Jedynym magomedykiem, do którego możesz się zwracać z takimi sprawami jest Hermiona - powiedział Leo. Malfoy już, już miał mu odpyskować, gdy nagle przywarował do niego pies.
- Dziś cię nie pogłaskam. - Spojrzał na na zwierzę, które aktualnie łasiło się do jego nogi.
- Dobra, drużyno, w powietrze - zadysponował Leo. - A wy, jak już musicie tu być, to idźcie na trybuny. Możecie sobie stamtąd popatrzeć. - Ruszyli we trójkę na wyznaczone dla kibiców miejsce. Dracon zauważył, że Milena ma poluzowaną sznurówkę i niby przypadkiem przydepnął ją, by rozwiązać ją do końca. Kobieta po chwili omal nie upadła.
- Idźcie - powiedziała, przyklękając, żeby zawiązać buta. - Zaraz was dogonię - obiecała. Hermiona przyspieszyła kroku. Dracon, nie bez problemu, zrobił to samo.
- Masz faceta? - spytał ją po krótkiej chwili milczenia.
- Nie twój interes - odparła gładko.
- Masz czy nie? - Nie dawał za wygraną. Zatrzymała się i odwróciła w jego stronę.
- Malfoy, słońce - z jej głosu sączył się jad.- To, że musimy razem pracować, nie upoważnia cię do takich pytań, wiesz? - spytała i ruszyła jeszcze szybszym krokiem na trybuny.
- Granger! - zawołał, ale nie odwróciła się. Po chwili dołączyła do niej asystenka, uśmiechająca się pod nosem.
- Czemu nas zostawiłaś? - zapytała, starając się, aby  w jej głosie nie było pretensji.
- But mi się rozwiązał - stwierdziła. - Pokłóciłaś się z nim? - spytala, siadając w loży na co dzień przeznaczonej dla najbogatszych kibiców.
- Kłócimy się od jedenastego roku życia - uogólniła siedem lat konfliktu Hermiona. Milena zrobiła zdumioną minę.
- Ojej, nie wiedziałam… - powiedziała, lekko zaskoczona tym wyznaniem. Przedmiot ich rozmowy usiadł za nimi i odłożył kule na bok, kładąc kobietom dłonie na ramionach.
- Jak tam, drogie panie? - zapytał. Hermiona odsunęła się od niego i usiadła bliżej koleżanki. Malfoy zrobił to samo.
Coś czuła, że to będzie niełatwy dzień, a przynajmniej do momentu, w którym się go pozbędzie.
***
- Ginny? Co ty tu robisz? - spytała zdumiona Hermiona, gdy tylko weszła do mieszkania i zobaczyła swoją przyjaciółkę, wywabioną z kuchni odgłosem otwieranych drzwi. Oparła się o szafeczkę na buty i zaczęła rozwiązywać sznurówki w swoich adidasach.
- Dałaś mi klucze na wypadek sytuacji awaryjnej - przypomniała ruda, pokazując breloczek. - Zrobiłam obiad - uśmiechnęła się, prowadząc ją do kuchni. Na stole stały już dwa talerze z parującą wegetariańską zapiekanką.
- Nie powinnaś być w pracy? - zdziwiła się brunetka.
- Skończyłam dziś wcześniej - wyjaśniła niechętnie. - Pójdziesz ze mną na zakupy? - poprosiła.
- Co takiego? - Spojrzała na nią Hermiona. Przecież Gin wiedziała, jak bardzo nie lubiła zakupów… - To jest ta sytuacja awaryjna?
- Muszę sobie kupić sukienkę ślubną. Mama zagroziła, że jak nie wybiorę sobie jej do końca tego miesiąca, to sama mi ją kupi i nie pokaże aż do ślubu - powiedziała żałośnie. Hermiona parsknęła śmiechem. - To nie jest zabawne - oburzyła się. - Pamiętasz, jak wyglądał Ron na Balu Bożonarodzeniowym? Chcesz, żebym wyglądała podobnie? - Ruda była zła na reakcję przyjaciółki. Miała nadzieję, że poważnie potraktuje jej problem. Hermiona natomiast nie umiała przestać się śmiać, wyobrażając sobie Ginny w szacie krojem i kolorystyką zbliżonej do tej, w której wystąpił na balu w czwartej klasie jej brat.
- No dobrze, możemy iść - powiedziała, gdy już się uspokoiła. - Znam kilka niezłych sklepów, powinny ci się spodobać.
- Fantastycznie. - Ruda kobieta była usatysfakcjonowana obietnicą przyjaciółki, mogła więc zatem zająć się innym, w tej chwili nawet ciekawszym niż jej suknia, tematem. - Jak tam nowa praca?
- Jako tako - burknęła Granger, siadając przy stole i sięgając po talerz.
- Coś się stało? - spytała Gin, zajmując miejsce koło przyjaciółki.
- Malfoy się stał  - powiedziała, marząc o tym, żeby ruda porzuciła już ten temat.
- Jak zwykle złośliwy? - zapytała trochę bez sensu. Mina Hermiony mówiła sama za siebie, ale i tak udzieliła odpowiedzi.
- Jest coraz gorszy - mruknęła, wkładając kawałek zapiekanki do ust. - Im prędzej uda mi się go pozbyć, tym lepiej. Ale przynajmniej zarabiam sensowne pieniądze.
- Ile? - Chciała wiedzieć jej najlepsza przyjaciółka. Brunetka spojrzała na nią z uśmiechem i wymieniła kwotę. - Ile? - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Dziesięć tysięcy.
- Miesięcznie?
- Tygodniowo. - Znów się uśmiechnęła.
- Ale jak…?
- Też o to spytałam - wyjaśniła. - Powiedzieli mi tyle, że są najlepsi i zatrudniają najlepszych. Poza tym, rękę dam sobie uciąć, że taki Malfoy - ostatnie słowa wypowiedziała z jadem - zarabia jeszcze więcej.
- Mam pomysł! - Klasnęła w dłonie Ginny, puszczając mimo uszu wzmiankę o blondynie. - W końcu możesz sobie wynająć większe mieszkanie!
- Lubię to - zaprotestowała Hermiona.
- Zawsze marzyłaś o większym. Poza tym, spójrz, - wskazała na zawaloną książkami podłogę - niedługo zaczniesz się o nie zabijać. Gdybyś wynajęła większe mieszkanie, miałabyś na nie dużo więcej miejsca.
- Jest to jakiś pomysł - zamyśliła się Hermiona, patrząc na swoją biblioteczkę, która już pękała w szwach. - Zjadłaś już? - Ocknęła się po chwili.
- Tak, a co? - odpowiedziała pytaniem Ginny.
- Idziemy po twoją sukienkę - wyjaśniła brunetka, przewracając oczami. - Jutro wyjeżdżamy. Wracam dopiero w sobotę, więc muszę się jeszcze spakować. Jutro, jak znam życie, nie będzie mi się już chciało.
- Gdzie? - spojrzała na nią ruda. - Nic nie mówiłaś…
- Do Appleby. Grają tam mecz.
- Och, to super - stwierdziła Ginny. - Dobra, zbieraj się. Pojedziemy twoim autem? - zapytała jak dziecko. Uwielbiała przejażdżki samochodem. Od jakiegoś czasu zastanawiała się nawet, czy nie zrobić sobie prawa jazdy. Nie wiedziała tylko, co na to Harry. Postanowiła, ze zapyta go o to.
- Nie - uśmiechnęła się, widząc entuzjazm przyjaciółki. - Zapomniałam zatankować. Ale następnym razem możemy jechać.
- To znaczy, że teraz będziemy chodzić częściej na zakupy? - ucieszyła się ruda.
- Tego nie powiedziałam! - zawołała rozbawiona Hermiona, przebierając się w wygodniejsze spodnie i kobaltową bokserkę.  
Kwadrans później stały pod salonem sukni ślubnych. Hermiona popchnęła drzwi i weszła do środka jako pierwsza. Ginny zrobiła mały krok do przodu i stanęła jak wryta, nie wiedząc, gdzie ma zwrócić swój wzrok. Hermionie suknie niezbyt przypadły do gustu.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała młoda, przesadnie umalowana i ubrana bardziej na randkę niż do pracy dziewczyna.
- Szukam sukni ślubnej - powiedziała ruda, wciąż oczarowana mnogością sukienek, nie zważając na to, że daleko im do ideału jej własnej.
- Jakiejś konkretnej? - zadała kolejne pytanie znudzona pracownica sklepu.
- Nie mam jeszcze nic upatrzonego - przyznała Gin.
- Może coś takiego? - Kobieta sięgnęła na pierwszy lepszy wieszak i zdjęła z niego śliwkową sukienkę z niebieskimi kwiatami. Hermiona podeszła do nich i uniosła wysoko brwi. Ginny pokręciła głową. - To może to? - Wyjęła szafirową suknię z rozcięciem na pół uda.
- Wolałabym coś klasycznego - powiedziała. - Wie pani, coś białego i niezbyt ekstrawaganckiego…
- Klasycznego? - Zmarszczyła nos ekspedientka. - No dobrze, proszę za mną. - Poprowadziła je ku jedynemu w sklepie wieszakowi, na którym wisiało kilka białych sukienek. - Zostawię panie same - powiedziała. - W razie problemów proszę mnie zawołać.
- Hermiona? - Spojrzała na nią Ginny. - Każdy mugolski sklep z sukienkami ślubnymi tak wygląda?
- Nie - odpowiedziała brunetka ze śmiechem, nie przejmując się karcącym spojrzeniem pracownicy sklepu. - To był nietrafiony pomysł. Kiedyś, jak byłam mała, mieli tu piękne sukienki… - Pogrążyła się na chwilę we wspomnieniach. - Ale nieważne - otrząsnęła się. - Chodź, znajdziemy lepszy sklep. - Pociągnęła ją za sobą.
- Do widzenia - powiedziały w jednej chwili i roześmiały się. Ekspedientka spojrzała na nie niechętnie i nic nie odpowiedziała. Pomyślała tylko, ze nie przypadły jej od gustu.
Cztery godziny i trzydzieści zmierzonych oraz odrzuconych sukienek później nastąpił pewien widoczny przełom. Ginny stała w przebieralni i zachwyconym wzrokiem przyglądała się sukience, która podkreślała jej śnieżnobiałą skórę i wydobywała z włosów lśniące refleksy.

- Szkoda tylko, że nie ma koronki - westchnęła. Sprzedawczyni spojrzała na nią uważniej.
- Gdzie pani by chciała mieć tę koronkę? - spytała. Gin spojrzała oceniająco na suknię. - Na ramionach i rękach - powiedziała. - Żebym nie musiała ubierać bolerka.
- Możemy spróbować doszyć, jeśli pani chce - zaproponowała. - Skontaktuję się z naszą krawcową i dam pani znać, dobrze?
- Oczywiście. - Ucieszyła się ruda. - Wyśle mi pani list, prawda? - Ekspedientka Uniosła brwi.
- Nie. Jeśli zostawi mi pani swój numer telefonu, mogę zadzwonić.
- Co to jest…? - Chciała spytać Gin, ale Hermiona nie pozwoliła jej na to.
- Zostawię swój numer - zadecydowała szybko. - Przyjaciółka utopiła telefon - poinformowała sprzedawczynię, która patrzyła przez chwilę dziwnie na niezorientowaną Ginny.
- Dobrze - powiedziała po chwili. Ruda oddzieliła przebieralnię zasłonką, a Hermiona przedyktowała ciąg cyfr, składających się na jej numer. Pięć minut później wychodziły ze sklepu, żegnając się z uczynną kobietą.
- No i co? - spytała brunetka. - Jak ci się podobało?
- Było super - powiedziała. - Ale dlaczego ta kobieta nie chciała mi wysłać listu sową? - zapytała. Hermiona westchnęła. Tak wlasnie kończy się odmowa chodzenia na mugoloznastwo.
- Mugole nie wysyłają sobie listów sową - wyjaśniła. - Mają inne, trochę szybsze środki kontaktu. Coś jak patronus.
- Mugolski patronus? - dopytywała zaintrygowana. - Koniecznie musisz mi wyjaśnić, jak to działa!
- Innym razem - stwierdziła, zatrzymując się przy drodze. Dobrze wiedziała, że rozmowa na ten temat skończyłaby się tak samo jak z jej ojcem. - Gin, muszę już wracać. Jestem w ogóle niespakowana.
- A może chociaż wpadniesz do nas na kolację? - zaproponowała.
- Nie. Boli mnie głowa, chcę się szybciej położyć.
- No dobrze - mruknęła lekko zawiedziona Ginny. Świetnie. Kolejna kolacja w towarzystwie coraz bardziej irytujących braci i matki, której ostatnio w głowie była tylko jej suknia ślubna i to, co podadzą do jedzenia. Kochała ich wszystkich, to oczywiste, ale czasem działali jej na nerwy. W takich dniach wolała mieć kogoś przy sobie. Harry akurat nie mógł jej towarzyszyć. Musiał wziąć nadgodziny, żeby nadgonić przed ślubem pewne rzeczy w pracy. Hermiona miała następnego wieczora wyjechać i wrócić dopiero w sobotę… - Miłego wieczoru - przytuliła ją jeszcze i zniknęła z cichym pyknięciem.

Hermiona rozejrzała się dookoła, sprawdzając, czy nie ma przy niej przypadkiem jakiegoś mugola i poszła w ślady przyjaciółki. Gdy otworzyła oczy, była już pod swoim mieszkankiem. Otworzyła drzwi, wyłączyła alarm i weszła do środka, marząc już tylko o rozluźniającym prysznicu i długim śnie. Wiedziała jednak, że musi się spakować. Nie mogła pójść następnego dnia do pracy nieprzygotowana. Stając na palcach, zdjęła małą, czerwoną walizkę i zaniosła do swojej sypialni. Wrzuciła do niej trochę ubrań na chybił trafił, dwie pary sportowych, dość wygodnych butów i kosmetyczkę spakowaną w razie jakiegoś niezaplanowanego wyjazdu. Po chwili namysłu dorzuciła kremową sukienkę i czarne sandałki na obcasie, doszedłszy do słusznego skądinąd wniosku, że jeśli będą szli całą drużyną na kolację, powinna mieć coś innego do ubrania niż codzienne rzeczy. Zamknęła bagaż, zdjęła z łóżka i przeszła do łazienki wiedząc, że gdy tylko wyjdzie spod prysznica, położy się spać i nie będzie miała nawet siły na czytanie.
Puściła strumień wody, żeby ta zdążyła się ogrzać, pozbyła się przepoconych ubrań i z ulgą weszła pod prysznic. Ciepła woda przyjemnie pieściła jej ciało, dając odprężenie po całym, dość ciężkim, dniu. Przeciągnęła się i szybko spłukała żel, który chwilę wcześniej rozprowadziła po całym ciele. Wyszła, zakręcając wodę i owinęła się ręcznikiem , a potem spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do swojego odbicia. Zostawiła za sobą otwarte drzwi, żeby z pomieszczenia uleciała para. W sypialni szybko ubrała na siebie ulubioną ostatnio koszulkę z logo Harpii i położyła się spać. Nie minęło zbyt wiele czasu, a zasnęła. Tym razem nie nękały ją żadne dziwne sny, spała spokojnie i bezproblemowo. Może to było powodem, dla którego była naprawdę zła, gdy rano obudził ją jakiś irytujący dźwięk, jak dla niej zdecydowanie za wcześnie. Niecodziennie umiała przespać noc bez budzenia się. 
Uderzyła budzik i nakryła głowę poduszką, chcąc spać dalej. Hałas ucichł na chwilę, ale po chwili powrócił ze zdwojoną siłą. Zrzuciła z siebie poduszkę i kołdrę, a potem poderwała szybko na nogi. Natychmiast zlokalizowała swój ulubiony, sięgający aż do ziemi szlafrok frotte, wciągnęła go na siebie i niechętnie ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Zerknęła na siebie do lustra. Loki miała potargane, na twarzy resztki niedomytego tuszu. Nie przejmowała się tym. Ktoś, kto napastował ją o tak wczesnej godzinie, musiał liczyć się z tym, że nie będzie wyglądała idealnie. Otworzyła drzwi i zamarła. W progu jej mieszkania, stał opierający się o framugę i trzymający w jednej ręce kule…
- Malfoy? - wydusiła z siebie, walcząc ze swoim organizmem, który domagał się jeszcze co najmniej kwadransa snu. - Skąd masz mój adres? - zażądała odpowiedzi. Zignorował jej pytanie.

- Gotowa na nasz trening? - zapytał, jakby nie dostrzegając faktu, że wyrwał ją ze snu.

4 komentarze:

  1. Super! Mm Herm musiała być piękna, szkoda, że nie wszedł do środka, albo mu nie zatrzasnela drzwi przed nosem xD czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie Lubię w opowiadaniach psy, więc za to masz duży plus :D Fajnie, że Hermiona przyjęła tę pracę. Z pewnością zapewni jej ona wiele wrażeń, że o niezłych zarobkach nie wspomnę. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie przebiegać jej współpraca z graczami, a szczególnie jednym :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ginny na zakupach w mugolskim sklepie to było dobre !
    Oczywiście fragmenty Hermiona-Draco są najlepsze chociaż mało mi tu jak na razie Dramione.
    No ale zobaczymy co będzie dalej

    Liv

    OdpowiedzUsuń