czwartek, 27 sierpnia 2015

6. List, Teddy i wspólne wyjście

Cześć.
Tak jak obiecałam, wracam z nową notką o całe trzy dni wcześniej. Jestem chora, jest mi totalnie zimno i nic nie widzę na jedno oko i na drugie prawie też, ale notka jest.
Jednocześnie muszę Wam powiedzieć, że jest mi przykro. Wejść na rozdziały jest po kilkaset, a komentarzy ledwie kilka. Skoro Wam nie chce się zostawić śladu w postaci komentarza po przeczytaniu notki, to i ja będę publikowała rzadziej. Na dzień dzisiejszy, notki będą ukazywały się raz na miesiąc. Następna pojawi się około 24 września. Mogę przy tym mieć kilkudniowy poślizg w jedną lub drugą stronę, bo muszę go poprawić, dodać lub odjąć kilka wątków i wysłać becie, a poza tym muszę wyzdrowieć, wywiązać się ze zobowiązań i zaliczyć przynajmniej tydzień w pracy przed początkiem roku.
Nie wiem, czy jestem zadowolona z tego rozdziału. Czegoś mi tu brakuje. Może dlatego, że za dużo Dracona i Hermiony razem tu nie ma. Na ich większą dawkę będziecie musieli poczekać jeszcze dwa do trzech rozdziałów.
Więc - do zobaczenia za około miesiąc.
L.

***

Draco poprawił przed lustrem szatę i uśmiechnął się z zadowoleniem. Lubił nawet te zamawiane kolacje Pansy. Zazwyczaj spotykali się na nich we trójkę, tym razem miał również pojawić się Nott razem ze swoją dziewczyną. Jakiś czas temu zaczął spotykać się z Astorią Greengrass. Tworzyli razem całkiem zgraną parę. Nie zaplanowali jeszcze ślubu, ale wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później ta znajomość tak się skończy. Teleportował się pod dom przyjaciół, wcześniej od niechcenia rzucając kilka zaklęć ochronnych. Zapukał do drzwi, które otworzyły się same. Zajrzał do środka i dopiero po chwili przypomniało mu się, że mają zainstalowany magiczny system wpuszczania gości, który rozpoznawał tych, którzy często ich odwiedzali. Udał się od razu w stronę salonu, wiedząc, że to tam spotka swoich przyjaciół. Było tak jak przewidywał, już z daleka usłyszał ich głosy.
- …I Granger jest jego rehabilitantką? Uwierzycie? - zapytał Blaise, a Teodor, któremu po chwili zawtórowały Astoria i Pansy, wybuchnął śmiechem.
- Niemożliwe - powiedział Nott.
- A jednak - odezwał się Draco, wkraczając do pomieszczenia.
- Cześć. - Pansy od razu zerwała się na równe nogi i uściskała go mocno. Astoria wstała z wdziękiem i podała mu dłoń. Uścisnął ją, taksując jej zgrabną sylwetkę pełnym uznania spojrzeniem. W dalszym ciągu była bardzo piękna.
- Ej, stary, nie gap się tak na nią - roześmiał się po raz kolejny Blaise - bo Nott będzie zazdrosny.
- Nie przesadzaj. - Draco w końcu puścił dłoń kobiety i podszedł do stołu, gdzie leżało czyste nakrycie. Usiadł i w tej samej chwili zmaterializował się przed nim kieliszek szampana.
- Marudka właśnie podgrzewa kolację - powiedziała Pansy.
- Mhm - mruknął Draco, wpatrzony w alkohol. Wahał się, czy może go wypić, bo wciąż miał na świeżo, co powiedziała do niego Granger a propos spożywania alkoholu. Po chwili doszedł do wniosku, że w sumie nie od jednego kieliszka nic mu się nie stanie.
- Jak ci się pracuje z Granger? - zapytał Nott, ściskając pod stołem dłoń swojej dziewczyny.
- Znośnie. - Chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale na jego policzkach pojawił się blady rumieniec. - Ale będę mógł to ocenić jutro, kiedy zaczniemy ćwiczyć.
- Ćwiczyć? - Teodor również uniósł brwi.
- Jeśli wolisz, może być trenować - powiedział spokojnie, w duchu obiecując sobie za wszelką cenę utrzymać powagę i nie dać się sprowokować. Astoria nachyliła się do ucha przyjaciółki i wyszeptała jej coś do niego. Dracon zmierzył je uważnym spojrzeniem.
- O czym jej mówiłaś? - zapytał. Nie lubił, gdy ktoś w jego towarzystwie wymieniał szeptem jakieś uwagi. Matka nauczyła go tego już dawno i zawsze się tego trzymał. W tym czasie pojawił się skrzat i zaczął rozkładać talerze z jedzeniem.
- Że wspominając o Granger zarumieniłeś się - odparła Pansy z uśmiechem. Przez te wszystkie lata w Hogwarcie poznała go całkiem nieźle i wiedziała, że nie każda kobieta może go zainteresować. Jeszcze nie trafił na taką, z którą chciałby się związać. Hermiona Granger miała jednak wszystkie cechy, jakie powinna mieć jego kobieta i tylko na tej podstawie zdecydowała, że zrobi wszystko, żeby zaczęli się ze sobą spotykać.
- Czyżby ktoś tu był zainteresowany swoją rehabilitantką? - Nott nie mógł się powstrzymać i również postanowił dodać coś od siebie.
- Nie - powiedział spokojnie, wstając od stołu. Nie widział sensu we wdawaniu się w dyskusje z Pansy. Ona i tak zawsze wiedziała swoje.
- Mówię zupełnie poważnie - stwierdził Teo.
- No weź, Smoku, przyznaj się - dodał Blaise, któremu uśmiech nie znikał z twarzy od kiedy jego najlepszy przyjaciel pojawił się w salonie.
- Przepraszam na chwilę - powiedział, kręcąc głową i opuścił pomieszczenie.
- To co, o ile zakład? - zapytał Blaise, na powrót zajmując swoje krzesło.
- Zakład? - zdziwiła się jego żona.
- Za ile dni pocałuje się z Granger? - wyjaśnił.
- Miesiąc - powiedziała Astoria. - Stawiam 100 galeonów.
- Podbijam - uśmiechnął się Teodor. - Tydzień. 150.
- To jest Granger - zaśmiał się brunet. - Ona się łatwo nie da.
- A to jest Smok - stwierdził zupełnie poważnie Teodor. - Da sobie radę, jeszcze nie było takiej, która by mu się oparła.
- O czym mówicie? - Nikt nie zauważył, że drzwi otworzyły się po raz kolejny i wśród zebranych zapanowała chwilowa konsternacja.
- O mojej nowej sukni - uratowała wszystkich Pansy, wzdychając do wszystkich sławnych czarodziei (oczywiście nie do Pottera; nie była w ciemię bita), żeby Dracon nie słyszał, o czym rozmawiali.

***

Harry prosto z pracy teleportował się do domu. Musiał zabrać tylko kilka dokumentów, nad którymi chciał jeszcze przysiąść wieczorem. Niby była niedziela i powinien mieć wolne, ale to tak nie działało. Jeśli chciał jechać z Gin w podroż poślubną, musiał - jako głowa Departamentu Aurorow - pozamykać kilka najważniejszych projektów i scedować część obowiązków na kogo innego. Ze zdumieniem zauważył, że alarm jest wyłączony. Cóż, widocznie Ginny urwała się z Nory i postanowiła do niego wpaść. Zdjął buty w przedpokoju i wszedł w głąb mieszkania. Wszędzie pachniało świeżym ciastem. Skierował się do kuchni. Miał rację, w pomieszczeniu znajdowała się jego narzeczona i właśnie wyciągała jakiś wypiek z piekarnika.
- Cześć, kochanie - powiedział, podchodząc do niej.  Podskoczyła, wystraszona jego głosem. Odstawiła blachę na blat i odwróciła się do ukochanego.
- Harry, wystraszyłeś mnie - uśmiechnęła się i podeszła do niego. - Mogłam … - Nie pozwolił jej dokończyć, przyciągając ją do siebie i zamykając usta pocałunkiem. Ginny na chwilę zapomniała o całym świecie. Po chwili oderwała się od niego i spojrzała mu głęboko w oczy. - Wiesz co? - spytała figlarnie, wsuwając mu palce za pasek do spodni i przylgnęła do niego całym ciałem.
- Co takiego? - spytał zachrypniętym głosem.
- Dowiesz się za chwilę - uśmiechnęła się i pociągnęła go w stronę sypialni.
Nie zaprotestował.

***

Hermiona przeciągnęła się i wstała z łóżka. Była już jedenasta. Poprzedniego wieczora położyła się spać dość późno, potrzebowała więc więcej snu. Ubrała na siebie jedwabny szlafroczek i przeszła do kuchni. Jednym machnięciem różdżki wyczarowała sobie kubek herbaty i usiadła na stołku barowym, by zobaczyć, co za listy do niej przyszły. Odłożyła kilka reklam na bok. Doszła do wniosku, że “Proroka Niedzielnego” przeczyta później. W końcu natrafiła na kopertę z czerpanego papieru, zaadresowaną starannym pismem. Otworzyła ją i przeleciała wzrokiem tekst kilka razy, nie mogąc uwierzyć w to, co było tam napisane. Pokręciła głową z niedowierzaniem. Gdyby nie to, że w zaproszeniu wymieniono ją z imienia i nazwiska, a podpis był dość charakterystyczny i trudny do podrobienia, nigdy by nie uwierzyła, że to może być prawda. Przywołała zaklęciem kawałek pergaminu i zaczęła pisać odpowiedź odmowną, gdy zadzwonił dzwonek. Podeszła do drzwi niechętnie, po drodze poprawiając szlafroczek. Zerknęła przez wizjer i poczuła wielką ochotę, by zakląć pod nosem. Ograniczyła się jednak tylko do kilku niezbyt pochlebnych słów. Znowu miała zacząć dzień w towarzystwie Malfoya. Odetchnęła głęboko i otworzyła drzwi, wyrzucając sobie, że się nie ubrała albo nie wybrała innego szlafroka.
- Dzień dobry, Granger - uśmiechnął się bezczelnie, opierając się o futrynę. Zauważyła, że jest ubrany w czarną koszulkę i również czarne jeansy, które idealnie podkreślały jego wysportowaną sylwetkę.
- Czego chcesz? - burknęła, zbierając się w sobie i wciąż zasłaniając ciałem wejście.
- Dostałaś list od mojej matki? - zapytał.
- Dostałam - odpowiedziała. - Miałam jej właśnie wysłać odpowiedź, ale skoro już tu jesteś, to możesz równie dobrze sam jej to powiedzieć. Przekaż jej, że nie przyjdę.
- Chyba żartujesz - skomentował. Nie chciała się zgodzić? Ale dlaczego? Przecież wszyscy chcieli zostać zaproszeni do nich na kolację.
- Jak widać, nie wszyscy - skomentowała, a on dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że musiał powiedzieć to na głos. - Wejdź - dodała, robiąc mu miejsce.
- Co? - zdziwił się.
- No właź, musimy porozmawiać - wywróciła oczami. Poczuł się dziwnie, ale wszedł w głąb mieszanka. - Tam jest kuchnia - wskazała mu głową. - Ja zaraz przyjdę, tylko się ubiorę. A jeśli spróbujesz dodać coś do mojej herbaty, to ja się o tym dowiem, wiec nie radzę ci nic robić.
- Jak dla mnie możesz zostać tak - skomentował. - Nie będę miał nic przeciwko.
- Ale ja będę miała - zirytowała się i rzuciła w niego poduszką, którą akurat miała pod ręką. Uśmiechnął się do siebie, posyłając ją na podłogę.
Hermiona zniknęła w swojej niedużej sypialni. Machnął różdżką, a w kubku z jakimś dziwnym fioletowym słoniem i żółtym misiem pojawiła się jego ulubiona kawa. Nie żeby podobały mu się takie dziecinne kubki, ale miał wrażenie, że dla Granger znaczy on bardzo dużo, więc chciał sprawdzić, czy uda mu się ją sprowokować. Po chwili kobieta z powrotem pojawiła się w pomieszczeniu. Uniosła brwi na widok naczynia, z którego popijał kawę, ale nie skomentowała tego.
- Więc o co chodzi? - Uśmiechnął się, tak jak to tylko on potrafił. Niechętnie przyznała w duchu, że był to komplement.
- O twoją rehabilitację - wyjaśniła.
- Co z nią nie tak? - zdziwił się szczerze. - Przecież wiem, jak to wygląda.
- Nie wiesz - uśmiechnęła się pod nosem, przekrawając na pół jabłko.
- Twoja rehabilitacja będzie odbywała się na sposób mugolski. - Odwróciła się do niego tylko po to, żeby zobaczyć jego minę. Miał szczęście, że kubek stał na stole, bo chyba by go upuścił. Poderwał się na równe nogi, gotów się kłócić  i nie dopuścić do tego. To bylo niedorzeczne!
- Nie ma mowy! - zaprotestował.
- Ależ oczywiście, że jest - odparła Hermiona.
- Ale jak… Czemu? - Brunetka po raz pierwszy widziała Malofya, który stracił nad sobą panowanie i pomyślała, że to nawet ciekawe doświadczenie.
- Siadaj - poleciła, a on opadł na krzesło, choć nie miał zamiaru tak łatwo ustąpić. - Wszystko ci wytłumaczę. - Kwadrans później Hermiona skończyła mówić. Nie wszystko zrozumiał, bo używała mugolskiej terminologii, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać. Przechylił głowę na bok i patrzył na nią dłuższą chwilę w milczeniu. W jego głowie krystalizował się pewien plan.
- Zgoda - powiedział w końcu. - Niech będzie po mugolsku.
- Zgadzasz się? - Teraz to ona była w ciężkim szoku.
- Oczywiście - powiedział, a na jego wargi wypłynął wiele mówiący uśmieszek. Hermiona zaczęła się zastanawiać, gdzie jest haczyk. - Ale pod jednym warunkiem - dodał, potwierdzając jej najgorsze przeczucia.
- Jakim? - spytała zrezygnowana, wiedząc, że nie ma wyjścia.
- Pójdziesz ze mną na kolację do moich rodziców - zażądał, zakładając ręce na piersi i patrząc na nią z oczekiwaniem. Nie odpowiedziała. - Przyjdę po ciebie o szóstej, bądź gotowa - dodał, wstając. Zabrał z jej talerza ćwiartkę jabłka i wyszedł do przedpokoju.
- A może ja nie chcę? - zawołała za nim, dobrze wiedząc, że tak czy inaczej tam pójdzie.
- I tak przyjdę, więc ubierz się ładnie - rzucił przez ramię. Jego słowom towarzyszył trzask zamykanych drzwi.
Hermiona została sama ze śniadaniem, na które nie miała ochoty i kubkiem po czarnej kawie, który był jedyną pozostałością po wizycie Dracona.

***

Ginny leżała na wielkim łóżku koło Harry’ego, który gładził ją po włosach.
- Kochanie… - wymruczała mu do ucha, przygryzając je lekko.
- Co takiego? - Głos miał zachrypnięty, bo jego ukochana zaczęła przesuwać dłoń w dół jego ciała, drażniąc skórę wystawioną na działanie chłodu.
- Będziemy musieli urządzić Teddy’emu pokój - powiedziała, kontynuując pieszczoty.
- Wiem - zaczął oddychać szybciej i musiał naprawdę się skoncentrować, żeby jej odpowiedzieć. - Ale to chyba może poczekać, prawda? - Odnalazł jej usta i pocałował ją po raz kolejny.

***

Andromeda właśnie kończyła karmić Teddy’ego, gdy nagle zadzwonił dzwonek . Wzięła małego chłopca na ręce i podeszła do drzwi. Otworzyła je, nawet nie sprawdzając, kto stoi po drugiej stronie.
- Ginny, Harry - ucieszyła się, widząc parę w progu swojego domu. - Co wy tu robicie?
- Cześć, Andromedo - uśmiechnęła się ruda. - Nie przeszkadzamy? Możemy wejść?
- Oczywiście - odsunęła się, wpuszczając ich do środka. - Chodźcie do kuchni - powiedziała, stawiając Teda na ziemi, który natychmiast podbiegł do Harry’ego. Mężczyzna pochylił się ku chłopcu i wziął go na ręce. - Cześć, mały - powiedział. Chłopiec z ufnością przytulił się do niego.
- Wujek - powiedział. Ginny spojrzała na narzeczonego z uśmiechem i ruszyła w stronę kuchni. Potter podążył za nią, biorąc chłopca na barana. Andromeda postawiła na stole trzy kubki herbaty i usiadła na krześle.
- Chcielibyśmy zaprosić cię na nasz ślub - powiedziała Ginny i podała jej bladoróżową kopertę. Kobieta uśmiechnęła się i odłożyła zaproszenie na bok. Choć było jej miło, że o niej pamiętali, to w tej chwili nie to było najważniejsze. Postanowiła ułatwić im sprawę. Wiedziała, że ten dzień nadejdzie od końca wojny i miała naprawdę dużo czasu, żeby się do niego przygotować.
- Wiem, że zgodnie z testamentem Tonks i Remusa w chwili zawarcia małżeństwa staniecie się prawnymi opiekunami Teda - powiedziała. Ginny jakby kamień spadł z serca, że to nie ona pierwsza musi poruszać ten temat. Harry również się rozluźnił, choć wciąż obserwował ją bardzo czujnie. - Nie mam nic przeciwko temu, bo sama sobie niestety nie dam z nim rady.
- Ciociu. - Teddy obrócił się ku Ginny i spojrzał na nią. - Czy to znaczy, że teraz będę z wami mieszkał?
- Już niedługo tak - powiedziała ruda. Chłopczyk milczał przez chwilę.
- Ale będę mógł odwiedzać babcię? - zapytał, marszcząc brwi. Kobieta wydawała się być zaskoczona. Harry przesunął dłonią po włosach chłopca, czochrając je lekko.
- Ależ oczywiście, że tak - odpowiedziała.
- To ja pójdę spakować autka. - Mały zeskoczył z kolan Harry’ego i pobiegł na górę. Andromeda zacisnęła palce na kubku.
- Będzie mi go brakowało - powiedziała.
- Rozumiem - odpowiedział Harry. - Ale wiesz, że zawsze jesteś u nas mile widziana? Możesz przyjść za każdym razem, gdy tylko poczujesz potrzebę odwiedzenia go.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. Mimo tego, że nie mogła mieszkać z wnukiem, nie chciała z nim tracić kontaktu. Był ostatnim ogniwem łączącym ją z Tonks, Remusem i Tedem.

***

Hermiona stanęła przed lustrem w szlafroku i spojrzała na swoje odbicie. Koło niej, na szafie, w pokrowcu wisiała suknia, którą kupiła na życzenie Gin. Obok niej stały szpilki, które miała zamiar ubrać. W ogóle nie uśmiechała się jej kolacja u Malfoy’ow, ale wiedziała, że w zasadzie nie ma wyjścia. Dobrze, że do przyjścia Dracona zostało jeszcze pół godziny, akurat będzie miała czas, żeby się przygotować, również mentalnie. W tej samej chwili zadzwonił dzwonek, zupełnie jakby blondyn chciał jej udowodnić, że jednak tego czasu nie ma. Podeszła do drzwi, gotowa wygarnąć mu, że nie zna się na zegarku i w ogóle nie szanuje jej prywatności, i że powinien wiedzieć, że dobrze wychowani ludzie… Wszystkie negatywne rzeczy, które właśnie miała mu wygarnąć, wyparowały z jej umysłu, gdy zlustrowała go wzrokiem. Miał na sobie czarny, zwyczajny garnitur i białą koszulę bez krawata. Wyglądał zjawiskowo i przez dłuższą chwilę była w stanie tylko chłonąć wzrokiem jego sylwetkę.
- Już się na mnie pogapiłaś? - Do jej świadomości przedarł się jego rozbawiony głos.
- Wejdź - powiedziała, siląc się na poważny ton i odwracając od niego spojrzenie.
- Salazarze, Granger, jak możesz mieszkać w takiej klitce? - zapytał, gdy stali już w jej sypialni. - Tu można dostać klaustrofobii.
- Widać mogę, a co więcej, klaustrofobii nie dostałam - odpowiedziała, nie dając się sprowokować. - Poza tym, niedługo się wyprowadzam, jeśli już musisz wiedzieć.
- Gdzie? - spytał z ciekawością.
- Jak najdalej od ciebie. W miejsce, którego adresu nie poznasz na pewno - zirytowała się. - A teraz wyjdź, chciałabym się ubrać.
- Ach, czyli jednak idziesz ze mną na tę kolację? - zakpił jeszcze, uśmiechając się z zadowoleniem. - Zresztą, przebrać się możesz przy mnie. Chętnie popatrzę.
- Nie mam innego wyjścia - burknęła niechętnie. - A teraz wynocha. - Nawet się nie zorientował, kiedy chwyciła różdżkę i machnęła nią, a on znalazł się przed jej pokojem, który aktualnie był zamknięty. Miała temperament, musiał to przyznać, nawet jeśli bardzo mu się to nie podobało.
Tymczasem Hermiona zsunęła z siebie szlafrok i niechętnie sięgnęła po wieszak, na którym wisiała sukienka i zdjęła ją z niego. Przyjrzała się jej uważnie i z niezadowoleniem zauważyła, że nie poradzi sobie sama z zapięciem zamka. Wyjrzała do salonu. Malfoy musiał siedzieć w kuchni, skoro go nie zauważyła.
- Malfoy, możesz mi pomoc? - krzyknęła, cofając się do pomieszczenia.
- Panna-Wszystko-Wiem potrzebuje pomocy? - zakpił, ale pojawił się w salonie. Z niezadowoleniem zauważyła, że po raz kolejny zawłaszczył sobie jej kubek, ale nic nie powiedziała. Nie miała ochoty się z nim wykłócać. Zlustrował ją uważnie wzrokiem i po chwili wiedział, po co jest jej potrzebny. - Co, Granger, potrzebujesz, żebym zapiął ci sukienkę? - uśmiechnął się złośliwie po raz kolejny, wchodząc do pomieszczenia.
- Jeśli możesz - powiedziała, już tego żałując. Gdyby chciała, na pewno by sobie poradziła, a tak będzie musiała znosić jego komentarze. Podszedł do niej i pochylił głowę tak, że jego oddech owionął jej szyję, a ona poczuła, jak włoski na jej karku sztywnieją. Westchnęła niemalże niezauważalnie, próbując przekonać się, że to z powodu zbytniej bliskości, za którą nie przepadała, jednak jej uparty umysł poddawał tę myśl w wątpliwość. Zanim sięgnął zamka, musnął delikatnie dłonią nagi fragment jej pleców. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił, wiedział tylko, że jej reakcja bardzo mu się spodobała. - Ładnie się rumienisz - szepnął jej do ucha, rozkoszując się jej gniewem i chwilową utratą kontroli nad swoimi emocjami. Zapomniała, że stoi przed lustrem i że on może zobaczyć wszystkie jej reakcje.
- Ja się nie rumienię - wyprostowała się gwałtownie.
- A ja mam zwidy - dodał, ale nie kontynuował tematu, zapiął jej tylko sukienkę. Potem odsunął się w końcu, a ona odetchnęła z ulgą. Weszła w swoje kremowe szpilki i z lekkim zadowoleniem zauważyła, że teraz sięga mu ramienia. Może to było niewiele, ale czuła się lepiej, gdy była wyższa.
- Możemy iść - burknęła niechętnie. Niespecjalnie miała ochotę na kolację w towarzystwie jego rodziców, ale nie mogła się wycofać. Nie teraz, gdy była już gotowa i wiedział, że z nim pójdzie. Wyszła z domu, sięgając po drodze po swój płaszcz, a on podążył za nią. Zabezpieczyła mieszkanie zaklęciem, nie trudząc się włączaniem mugolskiego alarmu. Już miała wsunąć płaszcz, gdy nagle wyjął go jej z rąk i pomógł jej go ubrać. Zapięła go na guziki i spojrzała na niego dziwnie.
- Po co mi pomagasz? - spytała,wciąż stojąc w miejscu.
- Bo jestem dżentelmenem - wyjaśnił, jakby to była oczywista oczywistość.
- Wmawiaj sobie to dalej - prychnęła pod nosem, ale powstrzymała się od dalszych komentarzy. W sumie to było nawet dość miłe. Ruszyła w stronę schodów, gdy nagle jego głos zatrzymał ją w miejscu.
- Gdzie ty idziesz? - zdziwił się.
- Na dół - odpowiedziała, odwracając się do niego.
- Musimy się teleportować - wywrócił oczami. - Daj mi rękę.
- Nie. - Schowała dłonie za plecy.
- Salazarze, Granger, nie dorabiaj sobie ideologii. Nie wiesz, gdzie mamy się udać, więc nie przesadzaj z łaski swojej - powiedział.
- Niech ci będzie. - Zrobiła ku niemu krok i podała mu niechętnie prawą dłoń. Przyciągnął ja bliżej siebie i objął ramionami tak, że uderzyła nosem w jego klatkę piersiową. Bardziej zorientowała się niż zobaczyła, że się uśmiecha. Po chwili otoczyła ich ciemność, a ona wstrzymała oddech. Nie przepadała za brakiem światła, to była jedna z dwóch rzeczy, których nie umiała zwalczyć w sobie od końca wojny. Odetchnęła spokojnie dopiero, kiedy wylądowali pewnie na ziemi. Od razu wyrwała się z jego uścisku i podeszła do jakichś drzwi.
- Granger - zatrzymał ją.
- Co? - odwróciła sie gniewnie.
- Dom moich rodziców jest tam - wskazał głową okazałą willę.
- To co jest? - zapytała, pokazując na mniejszy budynek i zawracając w jego stronę.
- Domek gościnny. Jeśli zapraszają dużo gości, to część z nich w nim mieszka. - Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że i tak nic by sobie nie zrobił z jej opinii. Zapukał, a drzwi same się otworzyły. - Pomogę ci - powiedział, sięgając po jej płaszcz. Rozpięła guziki i pozwoliła mu odebrać go. - Prawie ci ładnie w tej sukience - powiedział poważnie - Powinnaś tylko rozpuścić włosy i będzie w porządku. - Zsunął gumkę z jej kucyka, a brązowe loki ułożyły się falami na jej nagich ramionach. Już chciała dodać coś złośliwego, gdy koło nich pojawili się jego rodzice.
- Witam, panno Granger. - Lucjusz Malfoy podszedł do niej z nieprzeniknioną miną i pocałował ją w dłoń. Zamarła na chwilę, nie wiedząc o jego obietnicy złożonej żonie. Wiedziała, że zmienił się po wojnie, ale żeby zaraz całował ją w rękę? Coś ewidentnie było nie tak, ale jeszcze nie wiedziała, co. Narcyza zajęła miejsce męża i pocałowała ją w policzki na powitanie, jak to miała w zwyczaju robić z każdym. Dracon, widząc konsternację towarzyszki, uniósł lekko kąciki ust w górę, a ojciec skarcił go spojrzeniem, ale nic sobie z tego nie robił.
- Witamy w naszym domu - uśmiechnęła się do zdumionej Hermiony blondynka. Młoda kobieta w końcu otrząsnęła się z szoku i przywołała na twarz nieco wymuszony uśmiech.
- Dobry wieczór - odpowiedziała i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu czegoś w stylu ukrytej kamery.
- To pani uleczyła mojego syna, prawda? - spytał Lucjusz, otwierając drzwi do olbrzymiej jadalni i wpuszczając kobiety jako pierwsze. Hermiona miała nadzieję, że nie będzie musiała odpowiadać, starszy blondyn spojrzał na nią jednak z wyczekiwaniem.
- Ja nie chciałam, to był wypadek - odparła szybko, zanim przemyślała swoją odpowiedź. Obecność Dracona, stojącego za jej plecami skutecznie ją rozpraszała.. Narcyza parsknęła cichym śmiechem, a Hermiona zdała sobie z przerażeniem sprawę, że powiedziała na głos to, co chciała tylko pomyśleć. Draco wyglądał, jakby ktoś dał mu w twarz. Lucjusz również przyglądał się jej z pewnym zdziwieniem, unosząc brwi. - To znaczy… - zaplątała się.- Chętnie mu pomogłam - pokiwała głową, by nadać swoim słowom większej wagi. Miała jednak świadomość, że nie brzmi zbyt przekonywująco.
- Mogę mówić do ciebie po imieniu? - uśmiechnęła się Narcyza, której brunetka od razu przypadła do gustu. Gdy tylko ją zobaczyła, że będzie z niej dobra pani Malfoy. Jej syn nie mógł lepiej trafić, choć, co oczywiste, jeszcze o tym nie wiedział.  
- Oczywiście - odparła Hermiona, którą już niewiele rzeczy mogło tego dnia zdziwić.
- Więc chodź proszę ze mną do kuchni, dobrze? Zaparzymy kawę. - Lucjusz spojrzał na kobiety ze zmarszczonymi brwiami. U nich w domu takimi rzeczami zajmowały się skrzaty. Widocznie musiały porozmawiać w cztery oczy. Nie widział innego rozwiązania.
- Chodź do salonu, synu - zwrócił się do Dracona. Musi go o coś zapytać. - Nasze panie muszą porozmawiać.
- Ja nie jestem jego - zastrzegła szybko Hermiona, powodując konsternację Dracona (której oczywiście nie okazał) i będąc przyczyną szerokiego uśmiechu jego matki. O tak, Hermiona Granger jest najlepszym wyborem dla jej syna. Będą razem, czy im się to podoba, czy nie.

***

Tymczasem Harry i Ginny stali przed zakupionym przez mężczyznę domem.
- Podoba ci się? - zapytał zaniepokojony Wybraniec.
- Żartujesz? - odparła ruda, a jemu zamarło na chwilę serce. - Jest fantastyczny - rzuciłą mu się szyję i pocałowała namiętnie. Kilka osób spojrzało na nich z rozbawieniem lub zaciekawieniem, ale w żaden sposób nie skomentowali też ich zachowania, za co w głębi duszy był im wdzięczny.
- To co, wchodzimy? - zaproponował, gdy w końcu oderwali się od siebie.
- Oczywiście. - Naprawdę cieszyła się, że kupił im ten dom. Był prześliczny, taki, o jakim zawsze marzyła. W jej oczach pojawiły się łzy szczęścia. Kochała swojego narzeczonego i on dobrze o tym wiedział. Kochałaby go i bez tego wszystkiego, co jej dawał, choć z drugiej strony czuła, że jest najbardziej usatysfakcjonowany, gdy ona miała wszystko, czego mogla zapragnąć. Nie miała pojęcia, że ma dla niej jeszcze jedna niespodziankę, ale o tym miała dowiedzieć się innym razem. Tymczasem wziął ją na ręce i przeniósł przez próg mieszkania, jak nakazywała mugolska tradycja. Tak przynajmniej powiedziała mu Hermiona.
- Jest… Jest ogromny - zająknęła się, gdy już ją postawił. - Cudowny…
- Będziemy musieli go tylko umeblować i możemy się wprowadzać - uśmiechnął się, zadowolony z jej żywiołowej reakcji.
- Nie ma problemu. - Nie widziała żadnych przeszkód. Była zachwycona ich nowym miejscem zamieszkania i nie chciała ani nie widziała potrzeby ukrywania tego. - Jesteś najlepszy, wiesz? - Połechtała jego ego i przysunęła się, by obdarzyć go kolejnym pocałunkiem, korzystając z tego, że nie znajdowali się już w miejscu publicznym.

***

czytam = komentuję

12 komentarzy:

  1. Ja i tak lubię ten rozdział. Choćby ze względu na to, że sporo dzieje się w wątku Harry-Ginny. Mamy nowy dom, wyjaśniła się sprawa opieki nad Tedem. Powoli zmierzamy do przodu, i dobrze :) Nie muszę pilnować, żebyś odpowiednio dozowała wątki dwóch par, bo robisz to sama.
    Czytanie pierwszych akapitów zawsze mnie rozbrajało. Towarzystwo z uroczym poczuciem humoru kpi z Dracona, któremu, o dziwo, wydaje się to nie przeszkadzać.
    Wiem, że z następnymi rozdziałami będzie trochę roboty, ze względu na ich długość. Dlatego akurat dla mnie taka rozpiętość czasowa między publikacjami do dobra informacja :D Ale nie trzymaj nas zbyt długo w niepewności!
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera jasna! Nie wiem, jakim cudem, ale strona mi się odświeżyła, a mój błyskotliwy komentarz poszedł... Ekhem... Zniknął :D
    Rozdział cudowny. Cieszę się, że Teddy będzie odtąd mieszkać z Harrym i Ginny. To była najlepsza decyzja, jaka kiedykolwiek mogła zapaść w związku z przyszłością młodego Lupina. :)
    Uwielbiam tą scenę, kiedy Hermiona mówi: "Nie chciałam, to był wypadek". Mistrzostwo! :D
    Pozdrawiam,
    Cassie :)
    P.S. Wracaj szybko do zdrowia, kochana! Nie daj się! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny. Bardzo mi się podoba. Nie mogę się doczekać co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo fajny i dość długi :) Cieszy mnie, że rozwijasz wątek Harry i Ginny, lubię tę parę. Ciekawi mnie jak rozwinie się kolacja u Malfoy'ów. Widzę, że Narcyza już wybrała sobie przyszłą panią Malfoy :D No i nie mogę się doczekać ich wspólnej rehabilitacji, na pewno Draco już coś wymyśli :)

    P.S. Dużo zdrowia życzę, wypoczywaj! :)

    Mrużka

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm... podoba mi się, a scena "nie chciałam, to był przypadek" najlepsza xd co prawda sadze, ze Narcyza i Łucji powinni mieć co do Hermiony większy dystans i pomimo tego, że starszy Malfoy obiecał się zmienić chyba nie pocałowałby szatynki. No i jakoś Draco... No nie wiem jest taki idealny, mógłby być dla Granger taki trochę bardziej chamski. Po prostu dla mnie to dzieje się trochę za szybko. Można się pośmiać, przez co twoje opowiadanie jest cudowne. Ale jednak jak na nich to za szybko, że oni drażnią się tylko po to żeby się wkurzyc i nie ma w nich wrogości, a po tym co Draco miał wpojone przez rodziców jak był mały to chyba trochę dłużej by to trwało. Ale pomimo wszystko bardzo mi się podoba 😊 kurczaki.... dlaczego raz w miesiącu, nie rób mi tego 😭
    Życzę zdrówka ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jako iż jestemżech Twą muzą i natchnieniem porannego wiatru i pomarańczowkowej kuli, która świeci ciepełkiem nad nami, nieskromnie rzekna Ci, żechmy rychtych są genialne, a o genialności Twej będą pisać serenady.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi ten rozdział osobiście bardzo się podobał. Uważam właśnie że bardzo fajnie że nie piszesz tylko co u Draco i Hermiony (w sensie kiedy są razem) tylko również kiedy są osobno jak i dbaszo ppostacie drugoplanowe ;) Bardzo ciekawi mnie co wydarzy się u rodziców Draco! ;)ZZwłaszcza że już zdążyłam polubić Narcyza a Lucjusz hmm czy myslalas żeby zrobić z niego jakiegoś fascynata na przykład gotowania czy coś w tym stylu? ;) Już nie mogę doczekać się kolejnego wątku z Lucjuszem i Narcyza, która z tego co zrozumiałam zamierza wyswatac nasza urocza dwójkę? ;) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!;) pozdrawiam gorąco pozdrawiam życzę weny i ponownie (nie wiem czy przeczytalas poprzedni mój komentarz) oferuje pomoc w czym kolwiek, wiec jeśli czegoś potrzebujesz daj znać! ;)
    Juls

    OdpowiedzUsuń
  8. Masz świetny styl pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pani Malfoy mnie rozwaliła. Hermiona i Draco będą mieli z nią przerąbana, chociaż w sumie może dobrze im to zrobi. Przyda im się tak jakby motywacja.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego Cyzia w opowiadaniach zawsze jest taka świetna? XD tzn nie mam nic przeciwko. Bynajmniej. Bardzo mi się to podoba :D Rozdział komentuje z opóźnieniem, ale wiesz jak to jest: szkoła i nauka, nie podoba mi się to. Życzę weny i pozdrawiam,
    Coco Deer!

    OdpowiedzUsuń