Wiem, że dawno nic nie było, ale mój dzień trwa ostatnio po dwadzieścia godzin i ledwo mam czas dla siebie. Ania też ma sporo zajęć, więc tak jakoś wyszło, że jest z opóźnieniem.
W każdym razie - miłej lektury.
PS. Następnym razem - na Waszą prośbę - tłumaczenia od razu zostaną dodane w nawiasach. Tutaj zostanie poprawione, gdy tylko znajdę czas. Miłego :)
***
- Co wy robicie? - zapytała Hermiona, widząc podejrzaną torbę w ramionach Kyle'a.
- Nic takiego. – Mężczyzna niemalże niedostrzegalnie przełknął ślinę i posłał jej niewinne spojrzenie.
- A co masz w tej torbie? - zainteresowała się, z rozbawieniem patrząc, jak mężczyzna ucieka spojrzeniem na ścianę.
- Och, no wiesz. Jakieś przekąski na wieczór, soki… - zaczął wymieniać.
- …alkohol – wpadła mu w słowo.
- Skąd wiesz? - Zaczerwienił się i dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że właśnie wydał siebie i kolegów.
- Zgadywałam – przyznała się i podeszła do niego o krok. - Otwórz drzwi i wejdź – poleciła, kręcąc lekko głową z dezaprobatą. Wykonał jej polecenie, marszcząc lekko nos. Jak ona się o tym dowiedziała? - Dobry wieczór, panowie – uśmiechnęła się szeroko, wchodząc za nim do sporego pomieszczenia. - Jakie macie plany na dziś? - zapytała na pozór niewinnie, siadając na krawędzi łóżka Kyle'a. Oprócz niej znajdowali się tam pozostali zawodnicy, z wyjątkiem Dracona, który miał przyjść trochę później. Ścigający pokręcił głową, ale nikt nie zauważył jego gestu.
- Mieliśmy ochotę się zintegrować – wyjaśnił jakiś głos z końca pokoju. Hermiona jeszcze nie potrafiła dopasować go do właściciela.
- Ach tak? - Grała na zwłokę. - A w jaki sposób? - Już mieli jej skłamać, że przecież tylko przy jakichś grach karcianych, gdy nagle otworzyły się drzwi i wpadł przez nie Draco.
- To co, panowie, gotowi na męski wieczór? - zapytał, pokazując dwie butelki Ognistej i dopiero po chwili zauważył Hermionę. - O, Granger, radości moja. Czyżbyś zdecydowała się poluzować kołnierz i napić z nami? - Brunetka, trochę wbrew sobie, parsknęła cicho śmiechem, po czym natychmiast spoważniała, karcąc się w myślach za swoją reakcję. Kyle schował twarz w dłoniach, myśląc, że to koniec. Hermiona wstała ze swojego miejsca.
- Accio! – zawołała, nawet nie trudząc się wyciąganiem różdżki.
Ku niej poszybowało kilkanaście butelek alkoholu.
***
Godzinę później, gdy pomimo błagań ekipy i obietnic, że będą grzeczni, cały alkohol wylądował w zlewie, a panom pozostała co najwyżej integracja przy paluszkach i soku pomarańczowym... (no dobra, jedną butelkę Ognistej schowała sobie w walizce, ale o tym nie musieli wiedzieć, prawda?)
- Umówiłaś się z nim? - zapytała z ciekawością Milena.
- Tak - uśmiechnęła się Hermiona, sącząc drinka w hotelowym barze. Milena przysunęła się do niej, aby zagłuszyć muzykę i zadać kilka pytań.
- Gdzie ty poznajesz takich przystojniaków? - westchnęła, ruchem ręki zamawiając kolejny napój.
- Na niego akurat wpadłam w drzwiach hotelu - wyjaśniła, odstawiając szklankę na blat.
- Jak to? - zdziwiła się druga brunetka. Hermiona roześmiała się.
- Umówiłam się z koleżanką. Wpadłyśmy na niego, a on zaproponował nam drinka. Zgodziłyśmy się. A potem jakoś tak wyszło, że udawałam jego dziewczynę - powiedziała z nostalgicznym uśmiechem.
- Jego dziewczynę? Po co? Facet taki jak on może mieć każdą...
- W zasadzie to po prostu chciał, żeby jego matka się odczepiła. Sam tak powiedział, bo ta kobieta ma obsesję na punkcie jego przyszłej żony. Jacques udaje teraz przy niej, że ma złamane serce, więc na razie ma spokój.
- O kurczę, tego bym się nie spodziewała – skomentowała. - Gdzie idziecie? - zapytała jeszcze. - I o której?
- Kolacja pod gwiazdami, pod wieżą Eiflle’a. - Dostrzegła zdumione spojrzenie koleżanki. - To taki mugolski symbol tego miasta. Jak się pochylisz w prawo, to zauważysz. To najwyższy element konstrukcyjny w całym Paryżu. - Mówiąc to, rzuciła okiem na zegarek. - O rany, muszę już iść. - Zerwała się na równe nogi.
- Pewnie. Powinnaś się przebrać - pokiwała głową z uśmiechem koleżanka.
Hermiona wbiegła na piętro. Otworzyła drzwi do pokoju specjalną kartą i szybko podeszła do walizki. Wyjęła z jej wnętrza czarne szpilki, jeansowe spodenki do kolan i białą koszulę z naszytymi na nią o ton ciemniejszymi kwiatami. W łazience wystarczyło jej pięć minut, aby się przebrać i poprawić makijaż. Ubierała na siebie właśnie czarne bolerko z materiału imitującego skórę, gdy nagle dostrzegła w lustrze, że w drzwiach stoi oparty o framugę Draco i wpatruje się w nią z zainteresowaniem.
- Tak się ubierasz na randkę? - zdziwił się.
- Nie idę na randkę - stwierdziła, wkładając do małej torebki dowód, portfel i opakowanie chusteczek.
- Zbieraj się, jesteśmy spóźnieni - powiedział, jakby nie słysząc, co ona mu powiedziała.
- Co? - odwróciła się, przechodząc z przedpokoju do salonu.
- Mówiłaś Milenie, że umówiłaś się ze mną - wyjaśnił. - Nie wiem, czemu skłamałaś, ale skoro aż tak ci zależy, to pewnie ucieszysz się na wieść, że zamówiłem stolik w restauracji na dole. - Już otwierała usta, aby mu się sprzeciwić, gdy nagle przerwało im pukanie do drzwi. - Otworzę - powiedział blondyn, wracając tam, skąd przyszedł. Uchylił drzwi, wpatrując się gniewnie w intruza, jakim w jego mniemaniu był Jacques. - Po co tu przyszedłeś? - zapytał.
- Je pris rendez-vous avec Hermione - powiedział brunet, opierając się o futrynę. (Umówiłem się z Hermioną)
- Tu parle en francaise tres bien - odpowiedział blondyn, natychmiast zmieniając język i wciąż tarasując mu drogę. - Ou allez-vous? - zadał pierwsze pytanie. (Mówisz po francusku bardzo dobrze. Gdzie idziecie?)
- Je suis Français - uśmiechnął się wyrozumiale. - Nous allons pour un pique-nique. - Tak szczegółowe pytania trochę zdziwiły młodego Francuza, ale nic nie powiedział. (Jestem Francuzem. Idziemy na piknik.)
- Ce que vous faites là? - Chciał jeszcze wiedzieć, czując, jak ogarnia go złość. Po co ona chciała iść tam z tym wymoczkiem? On naprawdę zarezerwował restaurację, a ona wybrała tego pseudo modela, cokolwiek to znaczy. Powstrzymał prychnięcie. (Co będziecie robić?)
- Oh, Jacques, tu es plus tot - uśmiechnęła się szeroko Hermiona, wpadając do pomieszczenia ze szpilkami w rękach. Ubrała je szybko, po czym podeszła do przyjaciela i pocałowała w policzek. Tym razem blondyn prychnął głośno, wyraźnie dając im do zrozumienia, co o tym myśli. - Allons, dans le métro sera un piston - dodała, kręcąc lekko głową. (Och, Jacques, jesteś za wcześnie. Chodźmy, w metrze będzie tłok.) Położyła dłoń na jego łokciu i poprowadziła go lekko w stronę drzwi. Gdy tylko Draco trzasnął za nimi dość głośno, a oni przeszli do końca korytarza, zaczęła się szczerze śmiać. Przechylił głowę lekko i spojrzał na nią pytająco. - Przecież wiem, że mówisz po angielsku - wyjaśniła.
- Hermiono. - Usłyszała nagle głos za plecami. Odwróciła się szybko i uśmiechnęła na widok trenera, u boku którego siedział pies.
- Tak, Leo? - zapytała, mimo wszystko niecierpliwie.
- Zjesz dziś z nami kolację? Twój chłopak może do nas dołączyć - dorzucił szybko, widząc badawcze spojrzenie Francuza. - Jeśli oczywiście ma ochotę.
- Musi nam pan wybaczyć - powiedział Jacques. - Porywam Hermionę na un pique-nique. Jest mi to winna.
- A więc może jutro? - zaproponował Leo, niezrażony odmową. - Nie bądź taki zaborczy, jakby nie patrzeć, to jej praca.
- Nie jestem jej chłopakiem - zaśmiał się model. - Jesteśmy przyjaciółmi. Hermiono, qu’en pensez tu?
- Możemy iść. - Pokiwała głową, choć wcale nie czuła entuzjazmu. Jakoś średnio uśmiechało jej się, aby zabierać go na posiłek ze Srokami, nawet jeśli był czarodziejem i znał się na quidditchu, a może nawet właśnie dlatego.
- Fantastycznie - uśmiechnął się Leo. - Wybaczcie, Figo musi iść na spacer. - Pies, który do tej pory grzecznie siedział u nogi swojego pana, w chwili, gdy ten wymienił jego imię, od razu zaczął szturchać go łapą i dawać do zrozumienia, że naprawdę chce już opuścić budynek hotelu.
Chwilę później
- Wiesz - powiedział Jacques, gdy stali na recepcji - chyba muszę cię o coś zapytać.
- O co chodzi? - Uniosła czujnie głowę, sięgając wzrokiem jego oczu.
- Nie bój się - parsknął śmiechem, widząc jej zaniepokojoną minę. - Po prostu pod koniec tygodnia jest uroczysta kolacja, a ja nie mam najmniejszej ochoty iść sam. Będzie tam trochę ważnych ludzi. Może poszłabyś ze mną?
- Ja do nich nie należę - odpowiedziała. - I chodź, nasza kolej. - Wskazała głową na recepcjonistę, który patrzył na nich z oczekiwaniem.
- W czym mogę pomóc? - zapytał grzecznie, zawieszając wzrok na Hermionie i ignorując Jacquesa.
- Miałem zamówiony kosz piknikowy - powiedział mężczyzna, przyciągając do siebie przyjaciółkę i obejmując ją w pasie. Hermiona powstrzymała śmiech, widząc minę pracownika hotelu. Jacques zawsze miał takie zabawne pomysły…
- Na jakie nazwisko? - zapytał niechętnie chłopak, zerkając do notesu, który przed nim leżał.
- Chauvin - zaakcentował wyraźnie, aby nie popełniono żadnego błędu.
- Proszę. - Jacques chwycił kosz i już miał pociągnąć przyjaciółkę za sobą, gdy nagle padło jeszcze jedno niespodziewane pytanie. - Czy przyjechała tu pani z narzeczonym? - Hermiona była przez chwilę tak zdumiona, że nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć. Jacques zabrał dłoń z jej talii, aby pozwolić jej zdecydować, co odpowie. Brunetce przypomniały się szaroniebieskie tęczówki Dracona i postanowiła zabawić się kosztem blondyna.
- Tak - uśmiechnęła się. - Tak. Ale to nie on. Moim narzeczonym jest ten blondyn. - Wskazała idącego do baru Draco. - Zresztą mieszkamy w jednym pokoju. - Była trochę zdziwiona pytaniem recepcjonisty, ale uznała, że może mu odpowiedzieć w ten sposób. Przecież i tak nikt tego nie zweryfikuje.
- Wolisz un metro czy spacer? - zapytał Jacques, gdy stali przed hotelem.
- Metro - zdecydowała szybko. Poprowadził ją w stronę przystanku metra, znajdującego się nieopodal.
- Będziemy musieli się przesiąść - przypomniał jej.
- W porządku - skinęła głową, uśmiechając się lekko. Wiedziała, o co zaraz zostanie zapytana.
- To naprawdę twój amour? - zainteresował się brunet. Roześmiała się z jego przewidywalności.
- Nie. - Wciąż się śmiała. - To mój… Z braku lepszego słowa, kolega.
- L’ami, z którym mieszkasz i śpisz w jednym łóżku? - uniósł brwi, patrząc na nią z politowaniem.
- To wypadek przy pracy, Milena rezerwowała pokoje - wyjaśniła, potrząsając głową, aby dać mu do zrozumienia, że ona nie miała z tym nic wspólnego. - I nie śpimy w jednym łóżku, on śpi na kanapie.
- D’accord - parsknął śmiechem, kręcąc lekko głową. (Na pewno) On już wiedział, co się święci i miał nawet pomysł, jak to wykorzystać. Ale to później, teraz chciał dowiedzieć się, co działo się u jego przyjaciółki, gdy się nie widzieli. - Masz bilet na un metro?
- Nie - zmarszczyła nos. - Skąd miałabym wziąć?
- Dobrze więc, pójdziemy jeszcze do kas. - Po chwili faktycznie stali w krótkiej kolejce po bilety. - A więc, co z tą galą? Uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną?
- Mówiłam ci, że nie jestem bogata ani ważna- westchnęła, patrząc na cennik.
- Wystarczy, że jesteś mon ami. Poza tym, dla mnie jesteś - wyjaśnił cierpliwie. - Tu es aussi tres belle, inne kobiety nie będą się do ciebie tam umywały. (Jesteś też bardzo piękna)
- Nie mam w co się ubrać. - Sięgnęła po ostatni argument, który wydawał się jej logiczny.
- Och, mon amour. - Spojrzał na nią z politowaniem. - Dostaniesz wszystko, czego będziesz potrzebowała. - Dziewczyna, która stała przed nimi, obejrzała się przez ramię i spojrzała na nią niechętnie. Hermiona odczytała z jej wzroku wyraźną zazdrość.
- Niech ci będzie - powiedziała, sięgając po portfel.
- Zostaw, je paie - zarządził i podszedł do okienka. - Demande quatre billets normaux - powiedział, posyłając kobiecie uśmiech. (Poproszę cztery normalne bilety)
- Sept euro quarante - odpowiedziała znudzona ekspedientka, nawet na niego patrząc. (Siedem euro czterdzieści)
***
- Hermiono, zdajesz sobie sprawę, że to, iż zgodziłaś się towarzyszyć mi na kolacji oznacza, że musisz iść na zakupy, do fryzjera i do kosmetyczki?
- Naprawdę muszę to robić? - jęknęła, kładąc się na kocu i sięgając do koszyka po winogrono.
- Musisz – powiedział bezlitośnie. - Będziesz la plus belle, to oczywiste, ale to jest absolutnie konieczne.
- Jeden warunek – powiedziała twardo.
- Nie byłabyś sobą, gdybyś tego nie powiedziała – roześmiał się, a ona pomyślała, że uwielbia ten dźwięk. - O co chodzi?
- Na zakupy pójdziesz ze mną. I suknia nie będzie od Pierre'a - zastrzegła.
- Jego projekty się zmieniły – wyjaśnił z rozbawieniem, patrząc na Hermionę, która skubała ser. - Poza tym, będzie niepocieszony, jeśli wybierzesz kreację od kogoś innego.
- Jeśli ma wyglądać tak jak ta ostatnia z piórami, to ja dziękuję.
- Będzie ładniejsza, obiecuję – powiedział. - I dobrze wiesz, że wiem, że ta ostatnia sukienka nie zniszczyła się przypadkiem.
- Ja naprawdę myślałam, że to legowisko dla jego kota – skłamała, wiedząc, że i tak ją rozgryzie.
- Dobra, dobra. Niech będzie, że ci wierzę. - Wstał i otrzepał spodnie. - Chyba powinniśmy wracać, prawda?
- Mhm – mruknęła, zerkając na zegarek. - Chociaż wcale mi się nie chce.
- Ale musisz mieć siłę, skoro mamy iść na zakupy – przypomniał. - Nie będziesz jej miała, jeśli zamierzasz zarywać nocki.
W metrze przyciskał ją do siebie, wiedząc, że jest bardzo możliwe, że ktoś spróbuje ją okraść. Kilka dziewczyn obrzuciło ich zazdrosnymi spojrzeniami, on jednak się tym nie przejmował. Był przyzwyczajony do tego, że się na nią patrzą. Gdy wysiedli z wagonu, złapała go za dłoń i nie puściła aż do momentu, w którym dotarli pod jej hotel.
- Odprowadzę cię – powiedział, stając z nią pod drzwiami budynku, w którym mieszkała.
- Nie ma potrzeby – zaprotestowała, czując, że w głowie kręci się jej lekko od ilości wypitego wina.
- Ach, zapomniałem, że potrzebujesz kolejnego adorateur, by połechtać swoje ego – roześmiał się, a jakiś chłopak spojrzał na nich z zainteresowaniem. Przystanął na moment, jakby zastanawiał się, czy poprosić ich na wszelki wypadek o autograf, chwilę potem jednak wzruszył ramionami i poszedł dalej, wkładając do uszu słuchawki. Hermiona nie miała zamiaru nawet liczyć, ile razy była obdarzana niechętnymi spojrzeniami w ciągu tego wieczoru, gdy mijała ich jakaś dziewczyna, a ona leżała na kolanach przyjaciela i wybierała winogrona z koszyka lub piła wino z kieliszka, który mu podbierała, twierdząc, że tak smakuje lepiej. Niektóre z odważniejszych mieszkanek Paryża pozwalały sobie podejść i poprosić Jacquesa o autograf, a te z największym ego pytały nawet, czy ma dziewczynę.
- A więc chodź. – Pociągnęła go za sobą, a na jej ustach zaigrał lekko złośliwy uśmieszek, gdy pomyślała, że w barze może siedzieć ekipa zawodników razem z Draconem. Alkohol lekko zamroczył jej umysł, w związku z czym nie zauważyła wyższego progu. Potknęła się o niego, a za nią poleciał Francuz, który w ostatniej chwili podparł się na ramionach, by jej nie zmiażdżyć.
- Tout va bien? (Jesteś cała?)- zapytał, wstając samemu i pomagając stanąć jej na nogach. Dźwignęła się z ziemi, opierając się na jego dłoni i skrzywiła się, stając na palcach jednej stopy. - Złamałaś coś sobie? - zadał następne pytanie przesadnie głośno. - Twój amour mnie zabije, jeśli nie oddam cię w jego ręce całej i zdrowej.
- Masz rację. Dla twojego dobra lepiej, żeby była cała. – Usłyszała za sobą głos Dracona i na tyle szybko, na ile pozwoliła jej boląca noga, odwróciła się do niego. - Jak się masz, skarbie? Bardzo cię boli? - spytał z troską, a ona pomyślała, że gdyby nie wiedziała, że to gra aktorska, mogłaby uwierzyć w szczerość jego intencji. Chciała mu odpyskować, że nie musi się o nią troszczyć, ale jego nad wyraz poważna mina, kpiące spojrzenie Jacquesa i zainteresowanie w oczach nachalnego recepcjonisty spowodowała, że postanowiła jednak ciągnąć ich grę, chwilowo nie rozważając konsekwencji, jakie niosło za sobą jej zachowanie.
- Dobrze - powiedziała. - Dziękuję. - Zrobiła krok i zachwiała się lekko.
- Mhm, właśnie widzę - burknął blondyn. Jej francuski przyjaciel uśmiechnął się pod nosem, gdy zdejmowała szpilki.
- Hermiono, muszę już iść. Zapomniałem, że mam się jeszcze z kimś spotkać - powiedział szybko.
- O tej porze? - Zmarszczyła nos.
- Jutro ci wyjaśnię. - Wyszedł szybko, skrywając szeroki uśmiech. Napięcie między Hermioną a jej blond towarzyszem było wyczuwane aż nazbyt wyraźnie.
- Chodź tu - powiedział Malfoy, podchodząc do dziewczyny. - Pomogę ci.
- Nie musisz. - Zrobiła kolejny krok i musiała złapać się jego ramienia, żeby nie upaść.
- Mhm, na pewno. - Zanim zdążyła się zorientować, złapał ją w pasie i wziął na ręce. - Powiedz dobranoc i idziemy - zwrócił się do niej jak do dziecka. Chcąc nie chcąc, skinęła głową osłupiałemu recepcjoniście i oplotła rękami szyję blondyna, żeby utrzymać równowagę.
Mężczyzna skierował się ku schodom, zachowując na twarzy żelazną maskę, jednak w głębi ducha czuł dziwne podekscytowanie jej bliskością. Jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Hermiona ułożyła wygodniej głowę w zagłębieniu jego obojczyka, czując, że noga boli ją, nawet jeśli jej nie rusza i że puchnie, co z pewnością utrudni jej chodzenie i - ku jej radości - uniemożliwi zakupy. Draco postawił ją na ziemi, pod drzwiami ich pokoju, a później przepuścił ją przed sobą, oferując ramię. Odmówiła mu jednak, przytrzymując się mebli i w miarę możliwości skacząc na jednej nodze.
- Dasz sobie radę? - zapytał, patrząc na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- Słucham? - zdziwiła się.
- Granger. - W jego głos wkradły się żelazne nutki. - Albo będziesz skakać po swojej sypialni i próbować sobie jakoś poradzić, albo ja znajdę twój eliksir i zabandażuję ci stopę, żebyś jej nie męczyła. - Zamrugała powiekami, zgadzając się z jego racjonalnymi argumentami.
- Jeśli możesz - powiedziała, a w okolicach serca rozlało się dziwne uczucie, jak gdyby zrobiło się jej miło, że tak o nią dba. Objął ją w pasie i poprowadził w stronę jej sypialni. Uśmiechnęła się do siebie, myśląc, że przed wojną nie zrobiłby tego na pewno.
- Gdzie masz ten eliksir? - zapytał, gdy już siedziała na swoim łóżku. Blondyn zdjął z siebie koszulkę i podszedł do jej bagażu.
Ku jej zadowoleniu, nie znalazł butelki Ognistej, którą schowała. Wyjął tylko potrzebne rzeczy i zamknął ją bez słowa. Podał jej eliksir, w międzyczasie rozwijając bandaż. Położył jej stopę na swojej nodze i delikatnie przejechał po tworzącej się opuchliźnie. Jęknęła cicho, gdy jego zimne palce spotkały się z jej rozgrzaną skórą.- Boli cię? - zainteresował się, patrząc jej w oczy.
- Nie - odpowiedziała szybko, odwracając wzrok i nie spojrzała na niego więcej, dopóki nie skończył.
- To co teraz? - Przeciągnął się. Nie był jeszcze zmęczony, a Granger może będzie miała coś ciekawego do zaproponowania, jak ostatnio, gdy wymyśliła dwadzieścia pytań, które ostatecznie zmieniło się w czterdzieści. To chyba tamtego dnia spojrzał na nią zupełnie inaczej. Zupełnie jakby odsłoniła przed nim swoje inne, ciekawsze oblicze. - Trzydzieści pytań? - zażartował.
- Może - odpowiedziała, podwijając pod siebie nogi i przysuwając się bliżej niego.
- A więc co proponujesz?
- Dziękuję za pomoc - przypomniała sobie. Uśmiechnął się. W tym geście nie było kpiny, tylko jakby rozbawienie.
- Nie ma za co. - Co się z nim działo? Dlaczego tak na niego działała? Dlaczego patrzył na jej usta i dlaczego resztki jej czerwonej szminki wydawały mu się być tak… kuszące? Nie, nie kuszące, ale zupełnie inne. Reszta dziewczyn, które znał, zaraz popędziłyby, by poprawić kolor ust, a ona siedziała przed nim tak po prostu i chyba nawet nie miała w planach się ruszać. Zapadła na chwilę niezręczna cisza.
- Skąd to masz? - Wskazała nagle na jego mostek, gdzie znajdowała się wyblakła blizna, o której w zasadzie zdążył już zapomnieć
- Pamiątka po wojnie. - Był tak cholernie spokojny, a jednak nie. Coś się z nim działo, a on nie wiedział, co. Jedynym, czego był pewny, to to, że desperacko chce ją pocałować. Była już tak blisko niego, że mógł dostrzec nierówną grudkę tuszu na jej rzęsach i kolor tęczówek, które prześladowały go w snach przez ostatnie kilka nocy.
Hermiona zauważyła, że przez przysłonięte okno wpada światło księżyca, które dodało zawodnikowi jakiegoś magicznego uroku. Chyba chciała musnąć tylko jego policzek, ale jej nie wyszło, bo przeszkodziły jej w tym jego usta. Zamarła na chwilę, potem jednak rozchyliła je delikatnie, by pozwolić mu przejąć inicjatywę. Całując ją, przykrył palcami jej policzek, a ona położyła dłoń na jego plecach, by przyciągnąć go bliżej siebie. Z tyłu jej głowy przemknęła jej myśl, że żaden mężczyzna od dawna nie całował jej tak jak on. Odsunął się od niej nagle, patrząc na jej zamglone oczy i stwierdził, że nagle sam nie wie, co teraz powinien zrobić.
- Hermiona… - powiedział cicho, a ona mrugnęła szybko, dziwiąc się, że użył jej imienia.
- Draco… - Też nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Ta sytuacja była dziwna, choć pocałunek był najlepszy ze wszystkich, które przeżyła. Najbardziej intensywny i…
Przeczesała włosy, grając na zwłokę i uwalniając je z koka. Brązowe loki opadły na jej ramiona. Przysunął się do niej, by wziąć jeden z nich w palce i zaczął się nim bawić. Na powrót nawiązali kontakt wzrokowy. Odetchnęła głęboko, napełniając płuca powietrzem i po raz kolejny przechyliła głowę w lewo, by ułatwić spotkanie się ich ustom. Miał zrobić to samo, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Otworzę - powiedziała, podrywając się na równe nogi i zapominając, że nie powinna nadwyrężać kostki. Opadła z powrotem na swoje łóżko, krzywiąc się z niezadowoleniem.
- Ja to zrobię - stwierdził szybko, wdzięczny za możliwość ucieczki. Nie miał pojęcia, co mógłby jej powiedzieć.
W drzwiach ich pokoju stał recepcjonista, a Draco dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak wygląda. Ledwo trzymające się na jego biodrach spodnie, ślady jej szminki na jego szczęce i rozczochrane włosy. Przypomniał sobie o spojrzeniach, jakie mężczyzna rzucał na Hermionę i wyprostował się dumnie.
- Comment puis-je aider? - zapytał, uśmiechając się do niego złośliwie i przeczesał włosy nieuważnym gestem. (W czym mogę pomóc?)
- Je ... Euh ... Est votre fiancée? Je dois ... Je veux dire, elle a perdu. Sac à main. Dans le hall d'entrée. - Blondyn prawie zasłonił usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. (Ja... Eee... Jest pana narzeczona? Ja mam... Chciałem powiedzieć, że zgubiła. Torebkę. W holu.)
- Hermione endormie. Mais je peux le prendre et de le transmettre demain matin. - zaproponował. Recepcjonista skrzywił się, ale nie skomentował jego słów, podał mu tylko niewielką torebkę. (Hermiona śpi. Ale mogę jej ją jutro przekazać.)
- Bonne nuit - życzył mu, mierząc go wrogim spojrzeniem i znikając za rogiem. Draco wszedł z powrotem do sypialni, podrzucając w dłoni torebkę. Daleko było mu do gwizdania z radości pod nosem, to nie było w jego stylu, ale po jego wargach błąkał się uśmieszek, sugerujący, że jest z siebie bardzo zadowolony.
Granger… Nie, nie Granger. Hermiona spała, przytulona do poduszki i z kołdrą leżącą obok niej. Uśmiechnął się do siebie pod nosem i przykrył ją delikatnie tak, aby się nie obudziła. Korciło go, żeby położyć się koło niej, ale jakiś wewnętrzny głos odwiódł go od tego pomysłu.
- Znaj moje serce, Granger - powiedział do siebie cicho, kładąc się na kanapie i okrywając kocem.
Dziś da jej spokój, ale jutro… Jutro powie jej, że wie, że powiedziała recepcjoniście, że jest jej narzeczonym.
Jej mina na pewno będzie fantastyczna.
***
czytam = komentuję
Świetny rozdział. Jacques to ideal dla Mileny. Dwie swatki :) A re gierki, recepcjonista musi być w niezłym szoku ^^ czekam na więcej! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJulka ;)
Świetny rozdział. Jacques to ideal dla Mileny. Dwie swatki :) A re gierki, recepcjonista musi być w niezłym szoku ^^ czekam na więcej! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJulka ;)
Cudowny narzeczony, mrau!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCo z tego, że nie kumam, o czym gadają przez większą długość rozdziału? Właśnie skończyłam sprzątać i, nie powiem, miły akcent na koniec. :")
OdpowiedzUsuńPatrząc na to, co się stało w tym rozdziale, następny może być tylko lepszy. Mam nadzieję, że oboje dadzą sobie szansę i tego nie schrzanią. Co prawda, nadzieja matką głupich, ale happy-end być musi (a przynajmniej powinien). ;)
Ściskam ciepło i trzymam kciuki za następne świetne rozdziały.
Pozdrawiam,
Cassie :)
wieczne-pioro-cassie.blogspot.com
Fajny rozdział:)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem co mówią po francusku i to mi się bardzo nie podobało..
Mam nadzieję, że następny rozdział będzie zawierał mniej francuskich zdań :))
dodałam tłumaczenia :)
Usuńi w następnych rozdziałach również się pojawią, jako że moi bohaterowie znają francuski dość dobrze :)
pozdrawiam :)
ja mam wielką prośbę, gdybyś mogła tłumaczenie zdań francuskich napisać w nawiasach. Naprawdę trudne jest szukanie góra dół i takie tłumaczenie.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest cudowne, zawsze czytałam je szybko i chciałam więcej bo było za mało. Tym razem również za mało, ale zmęczyłam się strasznie szukając tłumaczenia.
Uwielbiam Draco w takim wydaniu, ideał
Miona też ma ciekawy charakterek, a dodanie francuskiego przyjaciela, idealny dodatek...
pozdrawiam
To jest świetny pomysł... Myślałam że tylko ja tak nie mogę się odnaleźć w lataniu "góra i dół". Gdyby tłumaczenia były w nawiasach byłoby o niebo lepiej..
UsuńTo jest świetny pomysł... Myślałam że tylko ja tak nie mogę sie odnaleźć w lataniu "góra i dół". Gdyby tłumaczenia były w nawiasach byłoby o niebo lepiej..
OdpowiedzUsuń