sobota, 26 marca 2016

17. Śniadanie do łóżka, rozmowa i wyzwanie

Cześć, kochani :)
Jak obiecałam, jest. 
Poprawiała Ania :)
eMKa



***



Hermiona obudziła się rano, przeciągając się lekko. Poruszyła usztywnioną stopą i wtedy przypomniała sobie, co się stało poprzedniego wieczora. Pochyliła się właśnie, by odwiązać bandaż i sprawdzić, czy może normalnie chodzić, gdy nagle otworzyły się drzwi i wszedł przez nie Draco z tacą w rękach.
- Co ty robisz? - Zmarszczyła nos, niejasno zdając sobie sprawę, że nie wzięła wieczorem prysznica i że wciąż ma na sobie wczorajsze ubrania.
- Nie powinnaś chodzić, więc przyniosłem ci śniadanie - wyjaśnił, stawiając tacę na szafce nocnej i wzruszając lekko ramionami.
- Wiesz, że eliksir już mi pomógł? - Uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie nagle wczorajszy, czy też dzisiejszy, pocałunek. Na jej twarzy wykwitł ognisty rumieniec, gdy błysk w jego oku powiedział jej, że on myśli o tym samym.
- I tak sądzę, że nie powinnaś dziś wychodzić - powiedział, siadając koło niej.
- A pozwolisz mi wziąć prysznic? - zakpiła mimowolnie, czując na sercu dziwne ciepło.
- Rób, co chcesz - prychnął. Rzucił zaklęcie podgrzewające na herbatę i spojrzał na jej zdumioną minę. - No idź. - Pokręcił głową i rzucił się na drugą, nienaruszoną stronę jej łóżka. - Ja poczekam. - Nie skomentowała już jego słów, zgarnęła po drodze jakiś dres i weszła szybko do łazienki. Wyszła kwadrans później z mokrymi włosami, bez żadnego makijażu i dopiero zdała sobie sprawę, że jest naprawdę głodna.
- Co ci podać? - zapytał, podnosząc się na łokciu. No tak, ułożył się wygodnie na jej łóżku, ale przynajmniej nie na połowie, na której spała ona. Musiała przyznać, że wygląda nawet uroczo, gdy się rozluźni, a z jego twarzy zniknie złośliwość, po chwili jednak dotarł do niej sens jego słów i spojrzała na niego jak na wariata.
- Malfoy, skręciłam kostkę u nogi, nie nadgarstek - powiedziała, nie do końca wiedząc, co ma robić. - Umiem sobie poradzić. - Nie chciała być dla niego złośliwa, ale nie miała pojęcia, jak zachowywać się w stosunku do niego, skoro on udawał, że nic się nie stało, a jedynie lekkie napięcie ramion sugerowało dziwny niepokój.
- Dzisiaj Malfoy? - Na jego twarzy pojawił się standardowy, zaczepny uśmieszek, a ona odczuła ulgę, że zachowuje się normalnie. - Wczoraj byłem Draco.
- A ja Hermiona - odparowała.
- Jeśli wolisz, mogę ci mówić po imieniu - zaproponował, nalewając sobie herbaty. - I jedz w końcu, bo wszystko wystygnie.
- Brałeś coś, jak poszłam spać? - Spojrzała na niego uważnie, sięgając po bułeczkę i zawieszając dłoń w powietrzu.
- Chcę być miły, to dziwne? - Zamrugała gwałtownie, nie mogąc uwierzyć, że to powiedział.
- Ty i miły to oksymoron. - Położyła pieczywo na talerzyku, po czym sięgnęła po dzbanek, zawierający, jak sądziła, zieloną herbatę. Uprzedził ją, nalewając płynu do filiżanki i podał jej naczynko. - Dziękuję - powiedziała.
- Nie ma za co. - Pochylił lekko głowę i sięgnął po kawałek chleba. Jedli w milczeniu, rzucając sobie chwilami niezidentyfikowane spojrzenia. Hermiona szybko skończyła szybko skubać pieczywo i odsunęła od siebie talerz. Spojrzała tęsknie na walizkę, w na dnie której spoczywało kilka książek, które miała w planach przeczytać.
- Co będziesz robiła? - zapytał Draco, gdy położyła się z powrotem na łóżku i założyła ręce pod głowę.
- Chyba trochę… - zaczęła, ale nie zdążyła skończyć, bo jej przerwał.
- ...poczytam? - wciął się jej w słowo. - Granger, wyluzuj trochę. Masz wolne.
- A co twoim zdaniem powinnam robić? - prychnęła.
- No, na przykład możesz mi pozwolić się odegrać w pokera – powiedział.
- Malfoy, na spanie w moim łóżku trzeba sobie zasłużyć. Nie wpuszczam do niego byle kogo – zacisnęła usta.
- Skarbie. – Zaczął bawić się jej lokiem. – Ja wiem, że dla ciebie nie jestem byle kim. To tylko ty nie chcesz się do tego przyznać – wyszeptał jej do ucha, a ona odsunęła się od niego, przełykając ślinę.
- Nie jesteś też kimś, z kim chciałabym dzielić łóżko. To znaczy, spać – poprawiła się, widząc jego drwiącą minę.
- Do czasu, Granger, do czasu. To jak, gramy? - zainteresował się, zmieniając temat.
- O co? - zapytała, mrużąc oczy.
- Jeśli wygram, zabierzesz mnie jutro na wycieczkę po mugolskim Paryżu – zażądał.
- Mam skręconą kostkę. – Na siłę szukała jakiegoś argumentu, aby do tego nie doszło. - Dziś chciałam tylko…
- Nie musisz mi się przecież tłumaczyć - wtrącił się.
- … napić trochę wina - kontynuowała, jakby nic nie powiedział. - I poczytać książkę.
- Więc pojutrze, jak już wyleczysz kaca. I nie – dodał, widząc, że otwiera usta, by zaprotestować – nie mów, że ty się nie upijasz, bo do dziś pamiętam twojego kankana na stole w Pokoju Życzeń, gdy świętowaliśmy koniec roku.
- Jakiego kankana? - Przeczesała szybko pamięć, ale nie przypominała sobie nic takiego. O czym on mówił? Przecież wypiła tylko trochę piwa kremowego i tańczyła z Harry'm, Ronem, Neville'm i Blaise'm… Jemu odmówiła, twierdząc, że fretki nie umieją tańczyć. Nagle coś jej kliknęło i jak przez mgłę przypomniała sobie, że Teodor Nott przyniósł kilka Ognistych Whisky, a ona założyła się z nim, że nie wypije trzech szklanek bez zapitki. Widocznie to wtedy ktoś podpuścił ją, żeby zatańczyła, a ona się zgodziła. Spłonęła bordowym rumieńcem. - To było dawno i nieprawda – zastrzegła słabo.
- Granger. – Uśmiechnął się kpiąco. - Mam na to trzydziestu naocznych świadków. Chcesz, zaraz napiszę do Zabiniego, żeby się tu pojawił, przybliżymy ci szczegóły z przyjemnością.
- Obejdzie się – mruknęła, w myślach irytując się na Gin. Złośliwa ruda małpa, gdy następnego dnia zapytała się jej, co się działo, powiedziała, że nic takiego, że tylko trochę poluzowała sobie gorset, gdy napiła się z Nottem whisky. Oj, któregoś dnia jej za to zapłaci...
- To jak, grasz czy tchórzysz? - Odwołał się do metody starej jak świat, która nie miała prawa nie zadziałać.
- Gram – powiedziała od razu. - Możesz rozdać. – Podała mu talię.
- Ty to zrób – zasugerował. Wysunęła karty z pudełka, zerkając na niego kątem oka. Blondyn jak gdyby nigdy nic zdjął z siebie koszulkę i złożył ją od razu, kładąc obok siebie. Od razu zorientowała się, co chce zrobić i postanowiła zaprowadzić porządek.
- To wbrew zasadom – zaprotestowała nieudolnie.
- Jakim, Granger? - zakpił, siadając po turecku niedaleko niej. - Nie może mi być gorąco?
- Otworzę okno – zaproponowała.
- Nie ma potrzeby, już jest idealnie. – Przechylił głowę i spojrzał na nią prowokacyjnie. - Granger, nie mów, że nie widziałaś półnagiego mężczyzny.
- Więcej razy niż mógłbyś sobie wyobrazić – palnęła bez namysłu i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.
- O tym też mi kiedyś opowiesz. – Wyjął z jej zdrętwiałej dłoni karty i wprawnym ruchem hazardzisty zaczął je tasować.
- Po moim trupie – sarknęła, zła, że dała się podpuścić.
- Nie uprawiam nekromancji ani nekrofilii – rzucił, a ona znowu parsknęła śmiechem i niemalże natychmiast kręcąc głową nad swoją głupotą.
Dlaczego on tak na nią działał? Dlaczego on, a nie Daniel, Kyle, Ron? Co takiego w sobie miał, czego nie mieli tamci? Odpowiedź była prosta, a jej nagle przyszło do głowy, że mimo wszystko mogłaby dać mu szansę, przecież nie musi mu o tym mówić… Może po prostu zobaczyć jak to jest, spędzać z nim czas bez zbytniego dogryzania sobie i wzajemnych docinek.
Skupiła wzrok na kartach, które w międzyczasie włożył jej do ręki i natychmiast uśmiechnęła się z triumfem. Może jednak wygra, choć wtedy nie pójdą na spacer po Paryżu, a ona sama, nie mając pojęcia dlaczego, czuła dziwny ucisk w sercu na myśl, że miałby się on nie odbyć…


***


Odłożyła książkę na nocną szafkę, zerkając na zegarek. Cyferblat wskazywał na trzecią po południu. Zamrugała gwałtownie powiekami i wstała z łóżka, dobrze wiedząc, że i tak nic nie przeczyta. W sąsiednim pokoju panowała cisza, więc może Draco czytał albo myślał o czymś? W ułamku sekundy podjęła decyzję, że dołączy do niego i zgarnęła po drodze bluzę od dresu. Gdy weszła do salonu, blondyn nawet się nie odwrócił, choć była pewna, że słyszał jej kroki.
- Co tu robisz? - zapytał, gdy przystanęła niepewnie w progu. Zauważyła, że nie ma na sobie koszulki. - Powinnaś wyspać się przed kolacją z twoim Francuzikiem.
- Dziś Jacques je z nami, to nic specjalnego – wyjaśniła po prostu, wchodząc do środka. Natychmiast zauważyła w jego dłoni szklankę z niezidentyfikowanym napojem i spojrzała na nią oceniająco.
- Wyciskany sok z jabłek. – Uśmiechnął się kpiąco i podsunął jej ją pod nos. - Chcesz sprawdzić?
- Nie ma takiej potrzeby. – Odsunęła się od niego, rumieniąc się na samo wspomnienie ich pocałunku. Patrzyła na niego przez chwilę, na dobrą sprawę nie wiedząc, po co przyszła. Było jednak za późno, żeby się wycofać, bo niby jak miałaby wytłumaczyć mu potem, że uciekła?
- Nie mogłam czytać, więc pomyślałam, że moglibyśmy porozmawiać – wyjaśniła w końcu, pocierając kark dłonią.
- Siadaj. – Wskazał jej dłonią fotel, ona jednak wybrała miejsce na przykrytej kocem sofie. Wzdrygnął się lekko, ale nie odsunął się. Dla niego cała ta sytuacja też była dziwna. - Więc? O czym będziemy mówić? - Zauważyła, że lekko przeciąga zgłoski, gdy mówi i że brzmi to naprawdę ładnie. Podciągnęła pod siebie nogi, mimowolnie zmniejszając między nimi dystans.
- W sumie… Nie wiem… - zawahała się, złoszcząc się na siebie w myślach o rumieniec na swoich policzkach. Nie lubiła się czerwienić.
- Mam propozycję – powiedział szybko, jakby bojąc się, że się rozmyśli.
- Słucham. – Odwróciła się do niego twarzą i spojrzała mu w oczy.
- Mówmy sobie po imieniu. - W końcu to z siebie wyrzucił. Długo się do tego zbierał i w sumie dalej nie był pewien, czy to dobry moment, ale dobrze wiedział, że kiedyś musi to zrobić. Dziwne uczucie, które do niej żywił, powoli zżerało go od środka i doszedł do wniosku, że naprawdę musi coś z tym zrobić. Sprawdzić, czy jego – i jej – przyjaciele mają rację, twierdząc, że są sobie przeznaczeni.
- Słucham? - zdziwiła się. Czyżby nie chciała? Z jednej strony, nie dziwił się jej, nie po tych wszystkich latach, a mimo to coś ścisnęło go w sercu, gdy zadała to niewinne pytanie.
- Jesteśmy dorosłymi ludźmi. Kilka lat temu podałem ci rękę na zgodę, ale wciąż mówiłem ci po nazwisku. Teraz wolałbym mówić ci po imieniu.
- Chyba nie mam nic przeciwko. – Otworzyła szerzej oczy.
- Cieszy mnie to… Hermiono. – Dodał po chwili jej imię bez cienia złośliwości w swoim głosie.
- Mnie też… Draco – zaakcentowała mocniej jego imię, czując, jak prześlizguje się lekko po jej języku i wprawia w ruch struny głosowe, które zawibrowały delikatnie. Jego imię w jej ustach brzmiało inaczej i widziała, że on też to zauważył.
- Co masz w planach na resztę popołudnia? - zapytał po chwili tylko po to, aby przerwać niezręczną ciszę. Wygięła palce z trzaskiem.
- Nic specjalnego – przyznała, przeczesując włosy nieuważnym gestem.
- Kim jest dla ciebie Jacques? - spytał.
- To tylko przyjaciel, nikt więcej. – Jej odpowiedź brzmiała bardziej jak chęć zapewnienia go o tym fakcie niż zwykłe poinformowanie. - A co, jesteś zazdrosny?
- Ja o nikogo nie jestem zazdrosny. – Odwzajemnił lekko złośliwy uśmiech. - Po prostu jestem ciekawy. Chociaż trzeba przyznać, kolejka facetów, która się do ciebie ustawia, jest całkiem imponująca.
- Jaka kolejka? - zdziwiła się, zaczynając się bawić pasemkiem włosów i przechylając głowę lekko w w prawo.
- Naprawdę tego nie widzisz? - zakpił.
- Nie za bardzo – pokręciła głową.
- Więc – zaczął wymieniać. – Ten twój Francuzik mówi, że na ciebie nie leci, ale ja wiem swoje. Widzę, jak na ciebie patrzy, gdy ty tego nie widzisz. Dalej, Daniel. Odkąd jesteś w klubie nieporadnie próbuje zaprosić cię na randkę, mimo że dałaś mu kilka koszów. Kyle jest pod wrażeniem twojej inteligencji. Mówi, że nie zna innej dziewczyny, która byłaby tak mądra. Leo zatrudnił najlepszego magomedyka w świecie magii. Spodobałaś mu się, bo jesteś twarda, a takiej osoby potrzebował na to stanowisko.
- Wystarczy – przerwała mu. - Dobrze, nie mam faceta. A ty? Czemu nie zaczniesz się z jakąś spotykać? Nie znam dziewczyny, która mogłaby ci się oprzeć.
- A ja znam jedną – powiedział poważnie, nie wiedząc w zasadzie jakie imię wymieni. Albo, żeby być bardziej szczerym, nie przyznając się, jakie pojawiło się w jego głowie.
- Kogo? - Przełknęła ślinę, czując, jak wali jej serce. Ktoś mu się podobał. Widocznie nie była to ona, ale mówi się trudno. Nie można mieć w życiu wszystkiego, co się chce.
- To… - Po dłuższej chwili zdecydował się jej odpowiedzieć, jednak w tym momencie przerwało mu pukanie do drzwi.
Zaklęła pod nosem, gdy dźwignął się na nogi, by wpuścić niespodziewanego gościa i ruszyła za nim, by również się przywitać. Dostrzegła jego wygięte w krzywym uśmiechu wargi i spojrzała mu przez ramię, stając na palcach. W progu stał Kyle, Daniel i Leo.
- Po co przyszliście? - zapytał Draco, niejasno zdając sobie sprawę, że nie ma na sobie koszulki. Fakt ten nie wpłynął na jego pewność siebie, to nie było w jego stylu, ale zdawał sobie sprawę z tego, co mogli sobie pomyśleć.
- W sumie to Daniel… - zaczął Kyle, ale szybko umilkł, gdy przyjaciel kopnął go niezbyt dyskretnie w kostkę. - Chcieliśmy sprawdzić, czy się nie pozabijaliście.
- Jak widać nie – burknęła Hermiona, rumieniąc się lekko.
- A tak naprawdę – wtrącił się Leo – Daniel myślał, że ty i Draco…
- Dobra, dobra – przerwała mu szybko. - Wszyscy wiemy, co myślał. Wejdźcie. - Odsunęła się od drzwi i pociągnęła za sobą Dracona. Zawodnicy i trener weszli do środka. - W czym możemy wam pomóc? - zapytała, siadając na oparciu sofy.
- Idziemy na wieżę Eiffle'a. Milena mówiła, że to symbol tego miasta, więc chcemy ją zobaczyć – rzucił Kyle. - Idziecie z nami? - Hermiona pobladła lekko.
- Sama nie wiem – mruknęła niechętnie.
- Idziemy – powiedział Draco. - Będziemy za pół godziny na dole. - Daniel skrzywił się lekko, gdy blondyn potwierdził udział ich obojga, ale nic nie powiedział.
- Świetnie, do zobaczenia – uśmiechnął się Leo i wyszedł. Za nim podążyli pozostali obecni, a Herm i Draco i zostali sami. Brunetka założyła ręce na piersi, mierząc go gniewnym spojrzeniem.
- A może ja nie chciałam iść? - zapytała z pretensją.
- Oczywiście, że chciałaś. – Na jego wargach wykwitł złośliwy uśmieszek. - Daj spokój, jak często masz okazję zobaczyć coś takiego?
- Tak się składa, że już widziałam i nawet byłam na samej górze – prychnęła. - Raz mi wystarczy.
- Wiedziałem, że stchórzysz. – Spojrzał na nią prowokacyjnie.
- Ja nie tchórzę. – Uniosła dumnie podbródek.
- A więc czemu nie z nami nie pójdziesz, hm? - podpuszczał ją dalej.
- Bo nie mam ochoty – burknęła, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonywająco.
- Mhm, na pewno. – Założył dłonie za plecami. - Uważaj, bo ci uwierzę. Gdybyś nie bała się wjechać na jej szczyt, na pewno byś z nami poszła.
- Nie boję się – zaprotestowała i podeszła do drzwi swojej sypialni. - Do zobaczenia za dwadzieścia minut. - Trzasnęła za sobą drzwiami, a Draco uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że to się uda. Czasem było tak łatwo ją rozszyfrować...


***


- Jak myślisz, nasz plan zadziała? - zapytała Blaise'a Ginny, sącząc kawę w jego kuchni.
- Jeśli się jeszcze nie pozabijali – roześmiał się brunet.
- Może nie trzeba było dawać im jednego pokoju? - zmarszczyła brwi ruda, nagle przeżywając chwile wahania, czy to, co zrobiła, na pewno było dobre.
- Wyluzuj, wiewiórko. – Śmiał się dalej. - Wrócą jako para, zobaczysz. I nie chciałbym cię popędzać, miło się z tobą pije kawę, ale twój świeżo upieczony mąż może się zorientować, że nie siedzisz u kosmetyczki, jeśli zabalujesz tu zbyt długo.
- Nie martw się. Znikam zaraz, bo faktycznie mam kilka spraw do załatwienia. - Wstała z krzesła i podeszła, by pocałować go w policzek. - A kiedy jestem u kosmetyczki - dodała z rozbawieniem, stojąc w drzwiach i odwracając się ku niemu - spędzam tam kilka godzin. Na pewno się nie zorientuje, jeśli nie będzie mnie godzinę dłużej.


***


Hermiona stała pod wieżą i patrzyła na nią z przerażeniem. Nie znosiła wysokości, ale po tym, jak dała się podpuścić, nie mogła stchórzyć. Nie chciała dać Malf… Draconowi satysfakcji z powodu swojego lęku. Leo razem z Mileną kupowali bilety, natomiast blondyn z kolegami stał kawałek dalej i dowcipkował na jakiś temat. Miała nikłą nadzieję, że trenerowi nie uda się załatwić wejściówek, jednak rozum podpowiadał jej, że to zrobi, bo kolejka była wyjątkowo krótka.
- Jednak tchórzysz? - usłyszała za swoimi plecami, gdy cofnęła się o kilka kroków.
- Nie. - Uniosła podbródek, robiąc zaciętą minę. - Wjadę tam.
- Więc chodź - powiedział. Ruszyła za nim w stronę wind, przypominając sobie, że są one przeszklone. Wbiła lekko paznokcie w dłonie, usiłując przekonać się, że nic się im nie stanie, że przecież nie jest możliwe, aby tak mocny mechanizm nagle się urwał i spadł z dużej wysokości. Prawda?
Wchodząc do maleńkiego pomieszczenia, pobladła i oparła się o ścianę, by nie pokazać słabości.
- Cykasz się? - odezwał się przy jej uchu znajomy, przeciągający litery głos.
- Ja się nie boję - powiedziała.
- Więc czemu masz gęsią skórkę? - zakpił, otaczając ją rękoma w pasie i posyłając Danielowi złośliwy uśmiech.
- Weź ręce - zażądała słabo.
- Wiem, że powiedziałaś recepcjoniście, że jestem twoim narzeczonym. - Wciągnęła szybko powietrze i cała się spięła, co wcale nie ukoiło jej zdenerwowania, wręcz przeciwnie - znacznie je spotęgowało. - Wyluzuj, poczujesz się lepiej - wyszeptał, muskając lekko ustami jej ucho. - Wyobraź sobie, że tak naprawdę jesteś w dużym pomieszczeniu, że zaraz wyjdziesz na powietrze i wszystko będzie dobrze. Przecież nie ma się czego bać. - Oddychała coraz spokojniej, słuchając jego kojącego głosu i czuła się nawet zadowolona, gdy Daniel zmierzył ich wściekłym spojrzeniem. Skupiona na nim, nawet nie zorientowała się, gdy przestał mówić, chowając twarz w jej włosach i dojechali na górę. Serce zatrzepotało jej szybciej, gdy podczas wysiadania trącił ją delikatnie ramieniem.
Odeszła od niego, wściekła na reakcje swojego ciała.


***


- I co, jest aż tak źle? - zapytał, pochylając się nad nią i przypierając ją do barierki.
- Puść mnie - powiedziała słabo, gdy zakręciło się jej w głowie od wysokości.
- A co będę z tego miał? - Obrócił ją ku sobie i przytrzymał blisko swojego ciała.
- Właśnie to. - Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, niemal tak lekko niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
- Jakie jest twoje ulubione miejsce w Paryżu? - zapytał szybko, nie dając po sobie poznać, że ten gest zrobił na nim jakiekolwiek wrażenie.
- L’Arc de Triomphe - powiedziała bez namysłu. - Po angielsku nie brzmi nawet w połowie tak ładnie.
- Byłaś tam? - zainteresował się, wdzięczny za możliwość zmiany tematu.
W jego głowie właśnie zaczął kiełkować pewien plan.


***


- Ron, masz jakąś dziewczynę, prawda? - zapytała pani Weasley, zaglądając do garnka, w którym jeszcze kwadrans wcześniej był domowy budyń.
- Dlaczego tak sądzisz? - Jej najmłodszy syn podniósł głowę znad zamówienia, które miał zrealizować w tym tygodniu.
- Ktoś was widział na Pokątnej. - Nagięła lekko fakty. Nie musiał przecież wiedzieć, że tym kimś była ona.
- Jest ktoś - mruknął, czerwieniąc się.
- Jestem twoją matką, czemu mi nie powiedziałeś? - zapytała. Już, już miał jej odpowiedzieć, że sam jeszcze nie wie, co czuje, gdy nagle do pomieszczenia wkroczył George z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Czyżbym dobrze usłyszał? Mój najmłodszy braciszek w końcu znalazł sobie dziewczynę, która zastąpi Hermionę? - Poruszył prowokacyjnie brwiami. Ron poderwał się na równe nogi i cisnął w niego papierami.
- To na pojutrze - burknął, trzaskając głośno drzwiami.
- Oj, George - westchnęła Molly. - Kiedy ty dorośniesz?
- Nigdy, mamo. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jest mi dobrze tak, jak jest. - Zerknął na palnik i zainteresował się zawartością garnka. - Jest jeszcze budyń?
- Nie ma - odparła, znowu wzdychając. Tak naprawdę, czasami marzyła o tym, żeby jej dzieci nigdy nie dorosły, ale w tej chwili myślała, że odrobina powagi nie zaszkodziłaby żadnemu z nich. - Ale jak porozmawiasz z Billem, to dowiesz się, kto go zjadł.


***


Kolacja w hotelu przebiegła całkiem miło, Hermiona nie miała Jacquesowi nic do zarzucenia. No, może poza tym, że irytował Dracona swoim szarmanckim zachowaniem. Jej to nie denerwowało, ale musiała przyznać, że zdecydowanie wolałaby, żeby to blondyn siedział po jej lewej, dolewał wina i wciągał w rozmowę.
Przeciągnęła palcami po twarzy, zaczynając się nudzić.
- Może zagramy w karty, co wy na to? - zaproponował Jacques, widząc jej reakcję.
- Lepiej w prawda czy wyzwanie - podłapał Kyle.
- Ekstra pomysł - ucieszyła się Milena. - Ale u kogo? U mnie się nie zmieścimy. - Hermiona spojrzała w talerz, nie zauważyła więc wymownego spojrzenia Dracona. Blondyn doszedł więc do wniosku, że może sam podjąć tą decyzję.
- Zapraszamy do nas - powiedział. Brunetka chciała zaprotestować niemalże od razu, ale przekazał jej spojrzeniem, żeby tego nie robiła. Wisisz mi przysługę, przekazała mu cicho. Uśmiechnął się tylko drwiąco, ale skinął głową.


***


Kwadrans później siedzieli na podłodze, kręcąc różdżką Leo, który zgodził się ją pożyczyć pod warunkiem, że będzie mógł do nich dołączyć jego pies. Hermiona zgodziła się bez problemu, bo Figo zdążył skraść jej kawałek serca. Co do tego, kto posiadał resztę, na razie wolała się nie wypowiadać. Pies, jak gdyby wyczuł jej uczucia, położył się koło niej i położył pysk na jej kolanie.
Siedzący obok Draco pomyślał, że kobieta wygląda pięknie i zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem posiadanie psa nie było jednym z jej większych marzeń. Po ustach Jacquesa również błąkał się uśmiech, on jednak miał zupełnie inny powód. Wiedział już, że jego przyjaciółka jest zakochana w Draco i że jest to uczucie w pełni odwzajemnione. Obiecał sobie, że pomoże im coś z tym zrobić, najlepiej jeszcze przed tym, jak opuszczą stolicę Francji.
Uśmiech brunetki zbladł, gdy zobaczyła, że różdżka wycelowała świecącym końcem w nią.
- Prawda czy wyzwanie? - zapytała z zadowoleniem Milena.
- Wyzwanie - odpowiedziała po chwili wahania.
- Pocałuj chłopaka, który jest ci najbliższy emocjonalnie - palnęła bez namysłu jej koleżanka. Hermiona otworzyła usta ze zdziwienia, po czym szybko je zamknęła. Obejrzała się na najpierw na Jacquesa, a potem na Draco, po czym wróciła spojrzeniem do tego pierwszego.

- Jacques… - powiedziała cicho. - Ja…

***

czytam = komentuję

Przy okazji, chciałabym życzyć Wam, 
aby te Święta Wielkanocne były
przepełnione pokojem, miłością 
i odpoczynkiem w gronie najbliższych. 
Niech radosny Dzień Zmartwychwstania 
Pańskiego wniesie w Wasze życie nadzieję, 
a powracająca do życia natura niech będzie
natchnieniem w codziennym życiu
i żebyście umieli stać się najlepszymi 
wersjami siebie.
Wszystkiego najlepszego :)

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział:)
    Ciekawe jak dalej potoczy się gra w prawda czy wyzwanie...
    Czekam na następny.

    Życzę wesołych i spokojnych świąt:))

    OdpowiedzUsuń
  2. I za to uwielbiam romanse, ale nienawidzę urywania w takim momencie. Było chociaż zdanie dokończyć. jest genialnie. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam i umieram z ciekawości. Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam i umieram z ciekawości. Weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Milena, Milena, ty jeszcze nie wiesz co zrobiłaś :p

    OdpowiedzUsuń