niedziela, 13 marca 2016

Prawda może zaskoczyć cz. 1 i 2

Miniaturka z poprzedniego bloga, którego niedawno usunęłam. 
Wszystko, co się tam znajdowało, zostanie przeniesiono tutaj. 
Pisałam razem z Kingą, dawno, dawno temu.
Nie Dramione, ale... Równie dobre. 
Betowała Ania. 
Enjoy. 
PS. Zapraszam na rozdział 16 :)

***

- Malfoy, Weaslay szlaban!
- Ale pani profesor… - próbowała zaoponować dziewczyna.
- Żadnego ale! - McGonagall nie musiała podnosić głosu, żeby uczniów przeszły ciarki. - Szlaban! Na dwa miesiące!
- My tylko chcieliśmy przeprosić. - Chłopak zbliżył się do niej o krok i spojrzał jej w oczy. Całą siłą woli powstrzymała uśmiech wypływający na jej usta. Nawet go lubiła, co jednak nie zmieniało faktu, że nieźle nabroili i musieli ponieść tego konsekwencje.
- Przyjmuję przeprosiny, nie zmienia to jednak waszej sytuacji ani o jotę. Oboje zjawicie się dziś o godzinie dwudziestej u pana Filcha. Przyda mu się pomoc w czyszczeniu sreber.

***

             Półtora roku później
- Kochanie, naprawdę musimy mówić im to już teraz?
- Wiesz, że tak. Ukrywamy to dość długo.
- Skoro tak mówisz… - zawahał się. - To kiedy mielibyśmy do was przyjść?
- W drugi dzień świąt - stwierdziła po chwili zastanowienia. - W pierwszy zawsze przychodzi wujek Harry z rodziną i tata wtedy zawsze ma dobry humor.
- Ale jesteś pewna? - zapytał jeszcze.
- Oczywiście - uśmiechnęła się. - Muszą to zaakceptować i, nie martw się, zrobią to.
- Mam nadzieję - mruknął. O jej rodziców się nie obawiał, bardziej martwił się o reakcję swojego ojca. To on z reguły był tym negatywnie nastawionym.
- To dorośli ludzie - przypomniała mu. - Będą wiedzieli, jak się zachować.
- W sumie masz rację - mruknął.
- To jak? - zapytała. - Będziecie?
- Tak - skinął głową.
Będzie dobrze. Nie ma innego wyjścia. To w końcu dorośli, racjonalnie myślący ludzie.

***

“Droga Astorio!
Po dłuższym zastanowieniu piszę do Ciebie.
Jesteś dużo spokojniejsza niż Twój mąż i mam nadzieję, że przyjmiesz to lepiej niż on.
Scorpius pewnie nic Wam nie powiedział, rozmawiać o takich rzeczach to bardzo nie w jego
stylu. Otóż jakiś czas temu Wasz syn zaczął się z kimś spotykać….”

Kobieta uśmiechnęła się. Od jakiegoś czasu sama coś podejrzewała, ale nie chciała naciskać na syna. Miała świadomość, że tylko by się bardziej zamknął w sobie. Usłyszawszy kroki męża na schodach, przeleciała szybko wzrokiem tekst do końca i wsunęła list do szuflady biurka, którą zamknęła na kluczyk. Jej mąż zdecydowanie nie powinien wiedzieć o tej sytuacji. Powie mu w swoim czasie, gdy uzna, że to już czas. Albo pozwoli, żeby Scorpius sam to zrobił. To chyba będzie nawet lepsze wyjście. Właśnie wygładzała fałdki na swojej koszuli, zbierając się do opuszczenia biblioteki, gdy do pomieszczenia wszedł jej mąż.  Uśmiechnęła się do niego, patrząc jak siada koło niej.
- Sev do ciebie pisał, prawda? - spytał, sięgając po świąteczne wydanie “Proroka”. Milczała przez chwilę.
- Tak - przyznała. - Ale skąd wiesz?
- Jego puchacz tu był - wyjaśnił, szukając w gazecie artykułu ze świata finansów. Kobieta miała ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Jak mogła pomyśleć, że jej mąż nie zauważy sowy swojego chrzestnego? - Czego chciał? - zapytał jeszcze.
- No wiesz, pisał o wynikach Scorpiusa, jak zawsze przed świętami - roześmiała się, mając nadzieję, że nie będzie zadawał więcej pytań.
- Wysyła nam coś takiego? - zdziwił się. Potarła skronie.
- Tak, co pół roku - powiedziała. - Nie wiedziałeś?
- Nie - mruknął, zasłaniając się gazetą.
            Odetchnęła z ulgą.

***

- Mamo? - Rose wbiegła do kuchni i usiadła na wysokim stołku barowym.
- Co takiego? - uśmiechnęła się do niej Hermiona znad miski z sałatką owocową, którą właśnie kończyła robić. Ron spojrzał na córkę z zainteresowaniem. Wydawała się być bardzo zaaferowana.
- Mogę zaprosić na drugi dzień świąt chłopaka z rodzicami? - zapytała.
- Masz chłopaka i nic nam nie powiedziałaś? - zaperzył się Ron, a jego policzki niebezpiecznie się zaczerwieniły.
- To dość świeża sprawa - nagięła lekko fakty.
- Ron, przestań - skarciła go Hermiona. - Oczywiście, że mogą przyjść, bardzo chętnie ich poznamy - zwróciła się do córki, a ta - zanim zdążyli spytać, kogo będą gościć - zeskoczyła ze stołka i opuściła pomieszczenie.
- Podchodzisz do tego tak spokojnie? - zdziwił się rudzielec, przyciągając do siebie kubek z kawą.
- To dla niej ważne - stwierdziła. - Pamiętasz, jak cię przedstawiałam moim rodzicom? Zrobiliśmy podobnie.
- Byliśmy starsi - narzekał rudzielec.
Jednak na to Hermiona już nie zareagowała, pogrążona we wspomnieniach, kiedy to jej chłopak pomylił ze stresu otwieracz do puszek z otwieraczem do wina, a zupę próbował jeść widelcem.

***

- Mamo, co robimy w drugi dzień świąt? - Scorpius spojrzał niepewnie na swoją rodzicielkę, pod stołem wyłamując nerwowo palce.
- To co zawsze - wzruszyła kobieta ramionami. - Zostaniemy w domu, twój ojciec uprze się, że chce polatać na miotle, a potem będzie siedział, cały zakatarzony z szachami pod nosem i narzekał na pogodę.
- A czemu pytasz? - spytał Dracon, stając w drzwiach kuchni i zapinając szatę. Jeszcze nie widział u swojego syna takiego zdenerwowania i zaintrygowało go to.
- Bo chciałbym to zmienić - stwierdził niepewnie.
- Zmienić? - Zdziwili się.
- Bo… Bo jesteśmy zaproszeni do mojej dziewczyny na obiad - powiedział na jednym wdechu. Zaskoczenie na twarzach jego rodziców było widokiem niezapomnianym. Minęła dłuższa chwila, zanim Dracon opanował się na tyle, by kontynuować rozmowę.
- Masz dziewczynę? Kim ona jest? Z jakiej rodziny? Kim są jej rodzice? Co ma zamiar robić w życiu? Gdzie mieszka? Jakie ma oceny? Z jakiego domu? - Ojciec wyrzucał z siebie milion pytań na sekundę, a Scorpius robił się coraz bardziej czerwony. Milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. - No mów, kto to jest - popędził go. - Przecież nie umawiasz się z żadną Weasley’ówną - parsknął śmiechem. Scorpius zakrztusił się wodą. Astoria uśmiechnęła się pod nosem. Zapowiadało się ciekawe spotkanie.
- Dość! - zawołała, podnosząc dłoń w stronę starszego mężczyzny i uciszając go. - Z przyjemnością pojawimy się u rodziców twojej ukochanej - powiedziała z uśmiechem. Blondyn wybiegł z kuchni, czując, jak na jego twarzy pojawia się uśmiech. Przynajmniej matka go zrozumiała. W swoim pokoju skreślił kilka słów na pergaminie, a potem przypiął liścik do nóżki swojej sowy. Wypuścił ją przez okno, śledząc jej lot do momentu, w którym zniknęła, a potem padł na swoje łóżko, uśmiechając się szeroko.
Ale będą mieli niespodziankę, gdy zobaczą, do kogo zostali zaproszeni…

***

Hermiona stała w kuchni i kończyła przygotowywać deser. Jej suknię w kolorze czerwonego wina okrywał biały fartuszek. Obok niej stał Ron i otwierał butelkę wina. Kieliszki stały w rządku na tacy, wyczyszczone i wypolerowane. Sama sprawdzała pięć razy, czy są odpowiednio czyste. Ronald trochę się z niej śmiał, ale przecież niecodziennie poznaje się chłopaka córki i jego rodziców, prawda? Rozejrzała się po kuchni raz jeszcze. Wszystko było już gotowe. Tiramisu musiało się co prawda jeszcze schłodzić, ale to może się zrobić w trakcie obiadu, nie ma z tym najmniejszego problemu.
Hugo dał się namówić na ubranie garnituru, co ostatnimi czasy wydawało się być niemożliwością. Nie miała pojęcia, co Ron mu obiecał w zamian za grzeczne zachowanie, ale podejrzewała, że nową miotłę, bo dzień wcześniej jej mąż wrócił z Pokątnej z wielkim pakunkiem i schował go w szafie, nawet nie mówiąc, co tam jest. Rose jeszcze siedziała przed lustrem i pewnie po raz enty zmieniała sukienkę. Od rana nie umiała zdecydować, w co powinna się ubrać, cały czas znajdując wady w ubraniach, które do niedawna nosiła bez problemu.
W momencie, w którym zaczęła rozważać, czy powinna już ją zawołać, zadzwonił dzwonek do drzwi. Ron wzdrygnął się lekko. Nie lubił tego dźwięku. Zerwała z siebie fartuszek i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Zanim jednak zdążyła choćby wejść do przedpokoju, została uprzedzona przez Rose. Dziewczyna zasłoniła drzwi swoim ciałem i odwróciła się do rodziców.
- Zachowujcie się - syknęła jeszcze i otworzyła drzwi, oddychając głęboko.

***

Scorpius biegał po Malfoy’s Manor jak oparzony. Od trzydziestu minut szukał swojego krawata i nie umiał go znaleźć. Zdenerwowany wpadł do biblioteki, gdzie siedział jego ojciec i czytał gazetę.
- Widziałeś mój czarny krawat? - zawołał, przeszukując sekretarzyk matki.
- Jaki znowu krawat? - odwrócił się do niego Dracon, a jego syn niebezpiecznie poczerwieniał na twarzy.
- Oddaj mi mój krawat! - zażądał.
- Uspokój się, to mój - powiedział spokojnie starszy Malfoy.
- To jest mój! Dostałem go od Rooo… - urwał, widząc zaciekawiony wzrok ojca. - Od mojej dziewczyny - wybrnął. - Na święta. A teraz grzecznie proszę, oddaj mi go.
- Co tu się dzieje? - Do pomieszczenia wpadła Astoria, zwabiona krzykami swoich mężczyzn.
- Tata zabrał mój krawat - poskarżył się Scorpius. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Niby miał te swoje osiemnaście lat, ale wciąż zdarzało mu się zachowywać jak dziecko.
- To jest mój! - nie wytrzymał Draco. Spojrzała na niego zdumiona. Takie sceny rzadko miały miejsce w jej domu, w zasadzie tylko wtedy, gdy panowie kłócili się o Błyskawicę. Wtedy rozwiązała problem, kupując drugą. Teraz musiała interweniować inaczej.
- Draconie, proszę natychmiast oddać mu krawat. - O ile Astoria rzadko wydawała mu polecenia, to wiedział, że gdy używała tego tonu, powinien jej posłuchać. Skrzywił się i niechętnie oddał synowi jego własność, a potem wyszedł, przewracając oczami. Uparła się, że wszystko musi być idealnie i dlatego on też miał ubrać jakiś frak. Prychnął pod nosem, uświadomiwszy sobie, że wciąż nie zna imienia wybranki syna.
Ciekawe, po co młody robił z tego taką tajemnicę.  Kobieta pogłaskała chłopaka po jego blond włosach. Pierwszy raz widziała swojego syna aż tak zaaferowanego. Ta jego dziewczyna musiała być naprawdę wyjątkowa, skoro aż tak się dla niej starał.
- Rose na pewno się spodoba - powiedziała i wyszła. Scorpius patrzył za nią, zastanawiając się, skąd wiedziała.
Kto jej powiedział? Nikt nie miał pojęcia o tym, że są parą… Obiecał sobie w duchu, że gdy tylko to odkryje, kto to był, ta osoba gorzko pożałuje.
Wyszedł z pomieszczenia za matką, postanowiwszy odłożyć rozmowę na później. Teraz ważniejsze było, żeby się nie spóźnić. Dracon czekał już na dole, ubrany we frak, własny krawat i zimowy płaszcz. Gdy tylko zobaczył żonę, złapał jej futro i troskliwie pomógł jej je ubrać. Scor, wciągając na siebie własną kurtkę, uśmiechnął się pod nosem. Nie mógł się doczekać reakcji ojca. Wyszli przed dom, a on dotknął delikatnie ramion rodziców. Po chwili ciszę świątecznego popołudnia przerwał trzask teleportacji, a z daszku nad schodami wiodącymi do domu spadła warstwa śniegu, pokrywając wycieraczkę białym puchem.

***

Rose otworzyła drzwi i natychmiast rzuciła się ukochanemu na szyję.
- Cześć, kochanie - powiedziała, całując go w policzek. Potem wciągnęła go do środka, a za nim weszli jego rodzice, lekko rozbawieni powitaniem, jakie im zafundowano. Ron, gdy zobaczył, kto właśnie przekroczył próg ich domu, wypuścił z rąk butelkę wina, które zabarwiło na czerwono niedawno pomalowane na biało ściany. Zaklął pod nosem i skupił się na usuwaniu różdżką plam. Hermiona zamrugała powiekami, mając nadzieję, że to jakiś żart. Cholernie przykry, ale jednak żart.
- Cześć, Granger - rozciągnął wargi w uśmiechu Dracon. - Dobre wychowanie wymaga, żebym powiedział, że miło cię widzieć.
- Maniery - szturchnęła go Astoria. Kątem oka zauważyła jego minę i zrozumiała, że to byłoby na tyle, jeśli chodzi o jego obietnicę, że będzie się normalnie zachowywał. - Dzień dobry, pani Weasley - powiedziała uprzejmie, zerkając na Rona, który wciąż usuwał plamy ze ścian.
- Proszę mi mówić po imieniu - zaproponowała Hermiona, podążając za jej wzrokiem. - A teraz zapraszam do salonu, mój mąż wkrótce do nas dołączy, jak tylko skończy - uśmiechnęła się i poprowadziła gości w głąb mieszkania. Hermiona i Astoria rozmawiały o wystroju domu, Dracon milczał, nie chcąc narażać się na późniejsze wymówki żony, Rose i Scorpius natomiast ściskali swoje dłonie, wiedząc, że zbliża się chwila, której się obawiali. Gospodyni rozlała wino do kieliszków, porozdawała je wszystkim zgromadzonym i w tej samej chwili do pomieszczenia weszli Ron z Hugonem.
- Dzień dobry - ukłonił się chłopak.
- Witam - powiedział Dracon, a jego żona uśmiechnęła się do chłopca ciepło i podała mu dłoń, którą ten potrząsnął z zapałem. Ron chwycił kieliszek i spojrzał na swoją córkę, która trzymała się blisko swojego chłopaka, zupełnie, jakby obawiała się wymówek z ich strony. Posłał jej uśmiech. Porozmawiają później.
- Musimy wam coś powiedzieć - powiedział Scorpius, kładąc dłonie na brzuchu Rose.
          Pusty kieliszek wypadł z rąk Dracona i jak na zwolnionym tempie rozbił się na tysiące drobnych kawałeczków. Hermiona, cała blada, oparła się o Rona, który również miał złe przeczucia. Hugon patrzył na siostrę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
Jedynie Astoria uśmiechała się, bardziej domyślając się niż wiedząc, co planuje jej jedynak.

***

- Aaalle jak…? Gdzie? Kiedy? - pytał Ron. Scorpius wywrócił oczami i uśmiechnął się lekko, wyczuwając okazję do kolejnego żartu.
- Pozwolę sobie wyjaśnić na pszczółkach - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i zabrał dłonie z brzucha Rose, by lepiej zobrazować całą sytuację. Dziewczyna przeniosła wzrok z ojca na brata, który usiadł przy stole i jak gdyby nigdy nic zaczął jeść kaczkę. - Jedna pszczółka…
- Dość! - krzyknął Draco, nie mogąc dłużej znieść zachowania swojego syna. Astoria, Rose i Hermiona parsknęły śmiechem.
- Czy ktoś mi wyjaśni, co się tu dzieje? - zażądał Ron, na którego twarzy pojawiły się czerwone plamy złości.
- Żartowaliśmy - powiedziała Rosie.
- Więc co chcieliście nam powiedzieć? - zapytała Hermiona.
- Ty czy ja? - Dziewczyna odwróciła się do swojego ukochanego i zatrzepotała rzęsami. Milczał przez chwilę.
- Razem - powiedział w końcu. - Pani Weasley, panie Weasley… Mamo, tato…
- Chcemy wam coś powiedzieć - wtrąciła się Ros. - My…
- Zaręczyliśmy się - powiedział szybko chłopak, ponownie ściskając dłoń swojej dziewczyny czy też narzeczonej. Hugonowi kaczka spadła na ziemię. Astoria klasnęła w dłonie, jako pierwsza przetwarzając informację.
- Wiedziałam! - krzyknęła z uśmiechem. - Moje gratulacje, kochani. - Podeszła do Ros i Scorpiusa, a potem ucałowała dziewczynę w policzek. - Witamy w rodzinie - powiedziała.
- Zaraz, zaraz, jak to zaręczyliśmy? - zapytał Dracon.
- To znaczy, że twój syn uklęknął przed moją córką z pierścionkiem i zapytał: “Rose Weasley, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”, a wtedy moja pierworodna córka powiedziała: “Tak”. W teorii natomiast oznacza to, że zostaniemy rodziną, nawet dość bliską, w praktyce, że musisz przestać być tchórzofretką i zaakceptować ten fakt - powiedziała spokojnie i książkowo Hermiona, tak jakby odpowiadała na pytanie Snape’a za czasów szkolnych.
- Wiem, co zrobimy! - Klasnęła znów w dłonie Astoria, nie dopuszczając Ronalda do głosu. - Urządzimy im fantastyczne przyjęcie zaręczynowe u nas w domu! - Hermiona spojrzała na nią z aprobatą.
- Jestem w stanie ją polubić - pomyślała.
- Tak po prostu się na to zgadzasz? - zirytował się Ron, któremu udało się w końcu dorwać do głosu. - Oni mają dopiero osiemnaście lat!
- Jak nie teraz to kiedy? - zapytała. - Mamy czekać, aż Ros faktycznie będzie w ciąży?
- I co, i może jeszcze zrobimy im wesele u nas w domu, co?
- Wolałbym u nas - odparł Dracon i zmienił temat. - Masz Ognistą?
- Mam, a co? - zdziwił się rudzielec.
- Polej - powiedział po prostu blondyn. Rudzielec podszedł do barku i napełnił dwie szklanki, podając jedną ojcu Scorpiusa.
- Możemy już jeść? - zapytał zniecierpliwiony Hugon. - Zanim kaczka znowu ucieknie ze stołu.
- Już, już - powiedziała Hermiona. - Siadajcie - zaprosiła uprzejmie gości do stołu, sama natomiast podeszła do stojącej w kącie salonu dość dużej wieży i włączyła ją pilotem.
- Co to za płyta? - spytała Rosie z zaciekawieniem. Malfoy’owie spojrzeli ze zdumieniem na dziwny sprzęt, z którego zaczęły wydobywać się jakieś dźwięki, ale powstrzymali się do zadawania pytań.
- Świąteczne piosenki - uśmiechnęła się Hermiona. Pokój wypełniła muzyka, a dziewczyna zaczęła się modlić cicho do wszystkich jej znanych bóstw i najlepszych czarodziei, żeby Hugon nie wyskoczył z tym, co zawsze. Niestety, nie było jej dane uniknąć całej tej sytuacji.
- Laaaast kristmas, aj gejviuuuu maj hartttt! - zaczął fałszować jej brat.
- Hugooo - jęknęła.
- Ale ja lubię tę piosenkę - powiedział i kontynuował, a Rosie schowała twarz w dłoniach. - Bat de wery nekst dej ju gejv it awaaaaaaaaaaj…
- Wystarczy - uciął Ron, który zauważył zdziwione miny rodziców Scorpiusa. Hugon skrzywił się lekko, ale posłusznie przestał. Rosie dyskretnie odetchnęła z ulgą. Może jeszcze jednak uda się uratować ten obiad.
***

- Kochani, dziękujemy, że jesteście z nami w ten szczególny dzień - powiedziała Astoria, uśmiechając się do zgromadzonych gości. - Rose i Scorpius zaręczyli się równo pół roku temu, za trzy miesiące natomiast chcą wziąć ślub. Mam nadzieję, że i w ten kolejny ważny dla nas dzień będziecie nam towarzyszyć. Zdrowie narzeczonych! - wzniosła toast, unosząc kieliszek do góry.
      Scorpius spojrzał na swoją narzeczoną z miłością i pociągnął ją za sobą na parkiet, po drodze odstawiając ich kieliszki na talerz mijanego kelnera. Objął ją w talii, a ona położyła głowę na jego ramieniu i zaczęła kołysać się w takt wolnej, nastrojowej melodii. Hermionę rozczulił ten widok. Jej jedyna córka w objęciach narzeczonego wyglądała tak dojrzale, a przecież jeszcze nie tak dawno temu była małą dziewczynką. Przypomniała sobie scenę z King’s Cross, kiedy po raz pierwszy odprowadzała  Rose na peron 9 i ¾ i słowa Ronalda, kiedy zobaczył państwo Malfoy i małego Scorpiusa: “musisz być od niego lepsza” i własny zirytowany głos: „napuszczaj jej na innych uczniów, jeszcze nawet nie są w szkole”. Pamiętała wszystkie sowy z Hogwartu, nauczycieli, którzy skarżyli się na nią znacznie częściej niż na Hugona, choć paradoksalnie to on był większym ziółkiem niż ona. A teraz jej córeczka, ta mała dziewczynka w wiecznie podartej sukience i palcami uwalanymi atramentem, miała wyjść za mąż. Uśmiechnęła się wesoło do swoich myśli.Zerknęła na stojącą obok Astorię, która ocierała łzy wzruszenia - ona na pewno też wspominała szkolne lata Scorpiusa.
- Zawsze się wzruszam – machnęła ręką. - Zawsze – powtórzyła. Hermiona wskazała głową na coś w rogu sali i blodynka podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Co ona tu robi? - zdziwiła się brunetka. Nie zdążyła uzyskać odpowiedzi, bo przy nich niemalże natychmiast zmaterializował się Scorpius i w podobny sposób zażądał wyjaśnień. Rose w tym czasie kołysała się w rytm powolnej melodii w ramionach Teddy'ego Lupina.
- Spokojnie, synu – powiedział Dracon. - Wiesz, że śluby i zaręczyny w naszej rodzinie są wydarzeniem bardzo medialnym. – Uniósł lekko kąciki warg, ale jego uśmiech był jakby chłodny. Scorpius i reszta wiedzieli jednak, że był w dobrym humorze. Astoria i Hermiona roześmiały się lekko.
        Scorpius złapał matkę za rękę i zaciągnął ją na parkiet, chcąc z nią zatańczyć, Hermiona zaś została poproszona do tańca przez Harry'ego, Ron i Dracon natomiast dosiedli się do ojca tego drugiego. Nalali sobie sporą ilość Ognistej i wypili jednym haustem. Po chwili przy stoliku znalazło się więcej panów, którzy uczynili ze stolika Lucjusza męski zakątek whisky i wódki z drobnymi, zimnymi przekąskami.
       Po kilku godzinach przy stoliku zostało tylko kilku panów. Dracon leżał stole z głową na założonych rękach i pochrapywał cicho, a Harry przytulał się do Lucjusza powtarzając mu cicho, że go kocha. Hermiona i Astoria tańczyły z jedynymi w miarę trzeźwymi mężczyznami na sali, a Rose siedziała koło Ginny i rozmawiała z nią o swojej sukni ślubnej. Pijany w sztok Ron doszedł w końcu do wniosku, że pora wracać do domu. Chwycił siedzącą koło niego postać i wstał.
- Kochanie, czas wracać – mruknął i, nie słysząc protestu, teleportował się do domu.
Hermiona patrzyła na całą tą sytuację z lekkim rozbawieniem. Po chwili jednak zdała sobie sprawę z tego, co się stało i jakie to mogło mieć konsekwencje, więc teleportowała się szybko pod własny dom. Tam stał już Ron i szukał w kieszeniach swojego płaszcza kluczy, co niespecjalnie mu wychodziło. Kobieta pokręciła głową i doszła do wniosku, że z mężem porozmawia później, teraz natomiast powinna odprowadzić Lucjusza do domu, zanim jego żona zacznie się o niego martwić.

***

- Trzysta gości wystarczy? - zapytała Astoria, pisząc coś szybko na kartce.
- To bardzo dużo – mruknęła Hermiona.
- Mamy duże rodziny – stwierdziła blondynka. - Wiesz jak to będzie. Nie zaprosimy kogoś, on się obrazi i w ogóle.
- No dobrze – skapitulowała Hermiona, w tej chwili nie kalkując kosztów. - Ale gdzie ich ulokujemy?
- Część może mieszkać u nas, część u was – zaproponowała. - A reszta w hotelu, co ty na to?
- Nie stać nas na wynajęcie hotelu dla tylu gości. – Popatrzyła na kartkę z listą gości z zamiarem wykreślenia kogoś.
- Stój – powstrzymała ją Astoria. - Zapłacimy za to – powiedziała. - Naprawdę żaden problem.
- Nie mogę się na to zgodzić – zaprotestowała. - Znając rodzinę Rona zdewastują pół hotelu i za to też będzie trzeba zapłacić – mówiła spokojnie, ale jej wzrok zdradzał rozbawienie. Blondynka również wybuchnęła śmiechem.
- Ale wesele naszych dzieci będzie tylko raz – powiedziała rozsądnie. - I na pewno nie będzie aż tak źle.
- No w sumie... - mruknęła brunetka, wciąż niezbyt przekonana. Doszła jednak do wniosku, że jej towarzyszka ma rację.
         Rose spojrzała na swojego narzeczonego, który siedział z twarzą schowaną w dłoniach. Ona też miała dość. Od godziny matki nie dopuszczały ich do głosu, planując uroczystość w każdym najdrobniejszym szczególe. Spojrzał na nią i uśmiechnął się szeroko.
- Trzeba było zrobić tak jak mówiłem i wziąć ślub w Vegas – mruknął jej do ucha, a ona natychmiast parsknęła śmiechem. Hermiona i Astoria skarciły ich wzrokiem. Zapowiadał się długi wieczór...

***

        Rose stała przed ołtarzem i patrzyła w oczy swojemu ukochanemu. Czuła ogromną wdzięczność dla profesor McGonagall. Nauczycielka, siedząca w trzecim rzędzie, chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że to wspólny szlaban, który wlepiła im za zdemolowanie sali eliksirów, sprawił, że zaczęli za sobą normalnie rozmawiać, a potem zostali parą. Nie żałowała niczego. Mocnym dźwięcznym głosem zaczęła powtarzać za mistrzem ceremonii przysięgę małżeńską.
- Ja, Rose Weasley, biorę sobie ciebie, Scorpiusie Hyperionie Malfoy'u, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
           Siedzący w pierwszym rzędzie Ron prychnął cicho.
- Nie było lepszego imienia? - powiedział teatralnym szeptem. Dracon pochylił się ku niemu.
- To rodowe imię, tak się nazywał dziadek Astorii. Zresztą Rose pewnie ma nielepsze.
- Rosie nie ma drugiego imienia – wtrąciła się Hermiona, która miała łzy w oczach. - A teraz przestańcie gadać, bo się pocałują.
         Młoda kobieta i jej świeżo poślubiony mąż pochylili się lekko ku sobie i złączyli usta w pocałunku, a cała sala zaczęła wiwatować. Para zapomniała o bożym świecie. Rose uwiesiła ręce na szyi swojego męża, a on objął ją w talii i dopiero ciche kaszlnięcie Narcyzy przywróciło ich do rzeczywistości.

***

       Wesele trwało w najlepsze, Rose kołysała się w ramionach ojca, który niedawno powiedział jej, że w sumie nie mogła lepiej trafić i – przy okazji – ostrzegł jej męża, że ma nie zranić jego córeczki pod żadnym pozorem. Scorpius wykłócał się z ojcem, który po raz kolejny załatwił Ritę Skeeter, która robiła zdjęcia. Pióro natomiast pisało szybko po kartce i młody mężczyzna podejrzewał, że jak na razie nie znalazło się tam ani jedno sympatyczne słowo.
- Co ona tu robi? - zażądał odpowiedzi, starając się, żeby jego ton był jeszcze w miarę spokojny. - Wiesz, że znowu nie będzie ani jednego pozytywnego słowa na ten temat, tak jak po zaręczynach. - Hermiona, która stała obok, uśmiechnęła się pod nosem. Miała haka na Skeeter i zamierzała z niego skorzystać.
- Załatwię to – obiecała i podeszła do wszędobylskiej reporterki. Wyszeptała do niej kilka słów, a ta spojrzała na nią lekko niepewnym wzrokiem. Brunetka spojrzała na nią uważnie, a ta skinęła niechętnie głową, machnęła ręką na towarzyszącego jej fotografa i zniknęli w mgnieniu oka.
      Scorpius spojrzał na nią ze zdumieniem. Dracon uśmiechnął się - nic się nie zmieniło od czasu szkoły, Granger zawsze umiała zrobić to, co chciała i jak chciała. Ciekaw był tylko, co jej powiedziała i czym ją zaszantażowała. Wiedział, że inaczej Skeeter nie zniknęłaby z imprezy tak szybko. Podszedł do kobiety, która właśnie uspokajała oddech.
- Granger! - krzyknął. Dopiero po chwili odwróciła się do niego zrozumiawszy, że to ją woła. - Co jej powiedziałaś?
- Pamiętasz czwartą klasę? - zapytała. Zrobił zdumioną minę i dopiero po chwili dostrzegła błysk zrozumienia w jego oku. Skinął głową. - No więc, powiedziałam jej, że jeśli w tej chwili stąd nie znikną, a w artykule ślub i wesele zostaną ukazane w negatywnym świetle, ja zdradzę światu, że jest niezarejstrowanym animagiem.
- Skąd...? - zapytał, patrząc na nią z niedowierzaniem. Znów się uśmiechnęła.
- Tajemnica – roześmiała się. - I nie pytaj, bo i tak ci nie powiem.
- Jak sobie chcesz – burknął i zaczął się rozglądać za Astorią, żeby z nią zatańczyć, nie chcąc przy tym pokazać Granger – czy raczej Weasley, choć wciąż nie umiał tak o niej myśleć – jak bardzo zirytowało go to, że nie chce mu zdradzić swojej tajemnicy.  
         Kilka godzin później Draco stał oparty o ścianę i patrzył na żonę, która tańczyła z Ronaldem. Kątem oka zauważył, że Rose i Scorpius wymykają się do części, która miała być przeznaczona jako ich tymczasowe mieszkanie. Przesunął spojrzeniem po sali i zauważył Granger, pogrążoną w rozmowie z jego matką. Uśmiechnął się do siebie. Będzie miał ciekawą rodzinę, nie ma co. Granger, która kiedyś prawie złamała mu nos, Ronald, z którym mógł pić zawsze i wszędzie - ale tylko, gdy ich żony tego nie widziały - a jego żona w końcu będzie miała przyjaciółkę, która ma mózg. To znaczy nie żeby miał coś przeciwko bieżącej sytuacji, ale - jak już zdążył się przekonać - mogło być naprawdę wesoło. Zwłaszcza, gdy Rose i Scorpius zdecydują się na dziecko i będą chcieli o tym powiedzieć Ronaldowi. Nie miał przy tym pojęcia, że stanie się to prędzej niż się spodziewał.
- Chyba jest coś, co powinniśmy im powiedzieć - wyszeptał siedzący przy stole blondwłosy mężczyzna do żony.
- Myślisz, że to już czas? - spytała niepewnie.
- No pewnie - odpowiedział, ciekaw reakcji ojca ukochanej.
- No dobrze. - Pomógł jej wstać i podał ramię. Rose oparła się o męża i podeszli do swoich rodziców, którzy właśnie dyskutowali o ich nowym mieszkaniu. Ci popatrzyli na nich uważnie, a kobiety wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
- Coś się stało? - zapytał Ronald. Hermiona uśmiechnęła się. Astoria szturchnęła męża, który oderwał wzrok od Pottera tańczącego z panem Weasley’em walca wiedeńskiego i spojrzał na zaaferowane młode małżeństwo. Rose odetchnęła głęboko, a Scorpius mocniej ścisnął jej dłoń, chcąc okazać jej swoje wsparcie. Jej głos był cichy, tak, że obaj mężczyźni mieli wrażenie, że się przesłyszeli.
- Jestem w szóstym tygodniu ciąży…
       Całe towarzystwo ucichło. Ronowi kieliszek wypadł z rąk i roztrzaskał się na tysiące drobnych kawałeczków, a Dracon pomyślał, że cała zabawa zaczyna się od nowa.

***

czytam = komentuję

3 komentarze:

  1. Ja nie wierzę w to co widzę. taka impreza Weasley&Malfoy, bez większej checy. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się uśmiałam znowu to czytając! To jest genialne ❤

    OdpowiedzUsuń