niedziela, 24 kwietnia 2016

19. Muzea, konwenanse i co dalej

Zwyczajnie miłego czytania.
Na nic więcej nie mam ani czasu, ani pomysłu.
Enjoy. 

***


Luwr
Draco stał i ze znudzeniem przyglądał się po kolei figurkom wypełniającym szklane gablotki w podziemnych korytarzach pałacu. Hermiona namówiła go na to, aby udał się z nią lub zwiedzanie muzeum. Zgodził się, pod warunkiem, że wieczorem pójdzie z nim na kolację do jakiejś restauracji. Sam nie do końca wiedział jak, ale przekonała go nie tylko do tego, że zwiedzali największe muzeum w całym Paryżu, ale i do tego, że jeśli chce zjeść kolację w jej towarzystwie, to tylko i wyłącznie w ich hotelu.
- To jest naprawdę nudne. Musimy to oglądać? – zapytał przy dwudziestej piątej z rzędu rzeźbie pochodzącej z czasów VII dynastii egipskiej.
- A co wolałbyś robić? – Odwróciła się do niego, a w jej wzroku dostrzegł naganę.
- No, na przykład to – powiedział i przyparł ją do ściany, całując zachłannie. Zacisnęła palce na jego włosach, rozchylając usta i pozwalając mu na delikatną pieszczotę swojego podniebienia.
- C’est un lieu public ­– zwróciła im uwagę jakaś starsza Francuzka, gdy jego dłonie wyszarpnęły jej koszulkę ze spodni. (To miejsce publiczne)
- Pardon, madame. – Oderwała się od niego natychmiast i spłonęła rumieńcem, podczas gdy on uśmiechał się zawadiacko. Z jej ust również nie znikał uśmiech, który kobiecie przypominał kota, który wylizał pełną miskę śmietanki. (Przepraszam, proszę pani.)
- Ces Anglais – pokręciła głową i odeszła, w myślach zastanawiając się, co też dzieje się z tym światem i do jakiego stopnia musiał się już zepsuć, by młodzi ludzie tak jawnie i namiętnie okazywali sobie uczucie w miejscu publicznym. (Ci Anglicy)
- Chodź, chodź. – Pokiwała na niego palcem. - Mamy sporo do zobaczenia.
        Westchnął. Zapowiadał się długi dzień. Albo tydzień, zależy jak na to patrzeć.
***
Musee d’Orsay, dzień później
- Naprawdę musimy to oglądać? – zezłościł się, gdy wspięli się na ostatnie piętro galerii sztuki, a Hermiona przystanęła przed jedynym na piętrze obrazem Pabla Picassa i zaczęła przyglądać mu się z dużym zainteresowaniem. Wcześniej stali w kolejce do wejścia przez godzinę, a potem jeszcze musieli kupić mu bilet ze względu na to, że nie miał ze sobą żadnego dokumentu tożsamości uprawniającego go do zniżki.
       Czysto teoretycznie powiedziała mu, że nie musi z nią iść, ale pomyślał, że dzień bez niej nie byłby zbyt interesujący i wykrzesał z siebie fałszywy entuzjazm, gdy zapowiedziała, że znów wybiera się zwiedzać mugolskie muzea.
- Ja mam taki zamiar. Ty rób, co chcesz – odpowiedziała machinalnie, robiąc krok w tył i przechodząc na bok, by spojrzeć na obraz z innej perspektywy.
Oparł się o ścianę i przyglądał się jakby od niechcenia jej profilowi. Nie była klasycznie piękna, można było śmiało powiedzieć, że daleko jej było do urody jego nadmiernie eterycznych kuzynek, ale właśnie to ta determinacja widoczna w każdym jej geście i przekonanie o tym, że sama może osiągnąć wszystko, uczyniło ją dla niego wyjątkową. Wiele dziewczyn, które znał, rzuciłoby się w wir zakupów, trwoniąc majątki przezornie ulokowane w magicznym banku z automatyczną wymianą kursu walut. Ona jednak wzbraniała się przed nimi rękami i nogami, twierdząc, że w Paryżu jest dużo ciekawszych rzeczy do roboty. Na nic zdały się nawet próby przekonania jej przez Ginny, że niedługo zaczną się jedne z największych przecen na świecie. Obiecała sobie odwiedzić po raz kolejny kilka miejsc, które tam uwielbiała, i nic nie było jej w stanie od tego odwieźć.
       Gdy napatrzyła się na kubistyczne wzory Picassa, układające się w dziwnie nieproporcjonalną, a mimo to piękną postać, podeszła do niego z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Możemy wracać? – zapytał z nadzieją.
- Chyba żartujesz – zaperzyła się. – Tam – wskazała pierwszą z kilku sali - jest oryginalny Claude Monet. Muszę – zaakcentowała mocniej to słowo – go zobaczyć.
       Udawała, że patrzy na obraz, ale tak naprawdę w głowie pędziły jej tabuny myśli. Ostatnia noc była… Była fantastyczna, ale… Nigdy nie dał jej do zrozumienia, że jest dla niego kimś więcej. Nigdy. Zawsze była tylko Granger. I nawet jeśli jego prośba o używanie imion była dziwna, to z pewnością nie mogła wskazywać na to, żeby między nimi urodziło się coś więcej. A może jednak? Sama już nie wiedziała. W jej umyśle nagle pojawiło się wspomnienie ostatniej rozmowy z Gin.
- To jak? Czujesz coś do niego?- zapytała, otwierając butelkę niskoprocentowego wina.
- Ja… Tak. Nie. Nie wiem. – Nie zirytowała się, bo naprawdę potrzebowała babskiej rozmowy i zrobienia porządku w swojej głowie. Miała wrażenie, że Ginny może jej pomóc.
- Rozumiem – mruknęła ruda. Milczała przez chwilę, zastanawiając się, jak zmienić front, aby jej nad wyraz inteligentna przyjaciółka nie rozczytała jej planu. – A pamiętasz siódmy rok? – spytała przebiegle. Nalała wina do kieliszka przyjaciółce i podsunęła go jej.
- Trudno byłoby o nim zapomnieć – przyznała nostalgicznie Hermiona. – To był najlepszy rok w Hogwarcie. W końcu spokój od Voldemorta, normalne lekcje, egzaminy…
- Imprezy – wpadła jej w słowo Ginny.
- Imprezy też było niczego sobie – skinęła głową. – Ale i tak uważam, że transmu…
- Daj spokój na chwilę – zaśmiała się przyjaciółka. – Wszyscy wiemy, że kochasz transmutację i uważasz, że nie ma dla niej konkurencji. Ale… - Teatralnie zawiesiła głos.
- Ale co? – Hermiona dała się złapać na jej haczyk.
- Pamiętasz, jak Blaise zatrzasnął nas w Pokoju Życzeń? – Uśmiechnęła się ruda.
- To kolejna rzecz, którą będę pamiętała do końca życia.
- Całą noc piliśmy. – Ginny wciąż miała na twarzy szeroki uśmiech. Jej ówczesny chłopak wymyślił, że zagrają w butelkę. Ponieważ czarodzieje nie znają tej gry, wytłumaczył zasady i wszyscy, zarówno Gryfoni, jak i Ślizgoni, wyrazili zgodę na udział w tej zabawie. – A swoje zadanie pamiętasz? – Powoli zbliżała się do drażliwego tematu.
- Pamiętam. – Tym razem Hermiona spuściła głowę i zaczęła się bawić kieliszkiem. Wiedziała, że w magicznej wersji tej zabawy nie można oszukiwać i w ogóle nie podobało jej się to, co się wydarzyło. A raczej podobało, choć nie powinno, i właśnie dlatego była taka niezadowolona. – Miałam…
- No, zrobiłaś to idealnie – wtrąciła się w jej wypowiedź i dolewając wina do pustej już lampki brunetki. – Ale dlaczego właściwie…?
- Mówiłam ci, że nie mogę – powiedziała poważnie. – Że to niemożliwe, bo dzieli nas wszystko i nie łączy nic. Nie mogłam nic czuć i – jej głos stwardniał – nie czułam.
- Dlaczego okłamujesz nas obie? – Ginny widziała, że jej przyjaciółka jest mocno poddenerwowana i że nie chce się przyznać do swoich uczuć. – Widziałam, jak na niego patrzyłaś. On na ciebie też…
- Nie, Ginny. – Pokręciła przecząco głową. – Dobrze wiesz, że wtedy nie mogłam i że teraz też nie ma takiej możliwości. – Ginevra chciała zaprotestować, ale w tym momencie do jej saloniku wpadł Harry i spojrzał na nie rozbieganym wzrokiem.
- Co mam zrobić, jeśli Teddy nie chce przestać płakać? – zapytał. Z wdziękiem wstała, odstawiając naczynie i wyszła z pomieszczenia, obiecując, że uspokoi chłopca.
       Ginny patrzyła za nią z nieprzeniknioną miną. Coś jej mówiło, że Hermiona wypiera się tego, co poczuła wtedy i co czuje teraz, bo nie wierzy w to, że on mógłby się nią zainteresować.
- Skarbie. – Położył dłonie na jej biodrach. – Przyglądasz się temu obrazowi ponad czterdzieści minut. Jeśli się nie pospieszysz, w tym tempie nie wyjdziemy stąd do końca tygodnia.
        Hermiona zatrzymała się przy wyjściu, oglądając ostatni obraz, usytuowany przy drzwiach. Próbował ją od niego odciągnąć, ale nie udało mu się to. Uparła się, że musi mu się dokładnie przyjrzeć, a w jej głosie pojawiły się żelazne nutki, które skutecznie przekonały go, że nie ma o czym z nią dyskutować.
        Wpatrzony w jej plecy, przypomniał sobie rozmowę z Blaise’m podczas ślubu Pottera. Całość miała miejsce po tym, jak Hermiona podpuściła go co do tego, że jest sztywny i po tym, jak nie mogąc się powstrzymać, pocałował ją. A ona, być może pod wpływem alkoholu i emocji, zrobiła to samo.
- Stary, gratuluję - powiedział Zabini, podając mu szklankę z whisky.
- Czego? - zdziwił się teatralnie.
- Całowałeś się z Granger - powiedział jak do idioty.
- I co z tego? - prychnął. - Tak samo jak z wieloma innymi.
- Z żadną nie robiłeś tego tak, jak z nią - tłumaczył dalej.
- Wydawało ci się - burknął, opróżniając naczynie jednym haustem.
- Musiałbym cię nie znać, żeby ci uwierzyć - prychnął. - No dobrze. Zastanawiał się, jak inaczej ugryźć temat. Draco, chyba nieświadomie, postanowił mu pomóc.
- A pamiętasz, jak piliśmy z Gryfonami pierwszy raz? – zapytał.
- Pewnie, że tak! Poprosiłeś, żebym zatrzasnął nas w Pokoju Życzeń razem z nimi. Chciałeś sprawdzić, czy umieją pić tak bardzo, jak się przechwalali.
- Umieli – przytaknął blondyn z uśmiechem. – To chyba Weasley upiła się najbardziej, no nie?
- Niewiele mniej niż ty – odparował Blaise. - I dobrze, że jej brata tam nie było. Ten to by jej dał popalić.
- Ja się nie upiłem! – zaprotestował Draco z oburzeniem.
- Och, oczywiście, że nie. – Udał, że mu wierzy z niewinną miną. – Tylko nie wiem, czy pamiętasz swoją reakcję na propozycję Pottera!
- Nic takiego nie było, po prostu się zgodziłem. – Zgrywał twardziela.
- Niech będzie, że tak właśnie było. – Potakiwał mu dla świętego spokoju. – I pamiętasz swoje zadanie? Poprosiłeś Pansy…
- …żeby dała mi jakieś fajne – dokończył.
- Kazała ci – kontynuował niezrażony niechętnym tonem przyjaciela ciemnowłosy – żebyś…
- Miałem pocałować Granger – przytaknął.
- Jej chodziło o policzek. – Uśmiechnął się. – Ale…
- Wiem, że ją powstrzymałeś od tego, żeby mi o tym powiedziała.
- Wiesz? – zdumiał się.
- Oczywiście, że tak. Sama mi się przyznała.
- Ale czemu? Obiecała, że tego nie zrobi.
- To też moja przyjaciółka – przypomniał mu.
- Nieźle wam to wtedy wyszło, chociaż nigdy nie powiedziałeś, co czułeś.
- Nic – odpowiedział szybko. Zbyt szybko.
- Blaise, kochanie – przeszkodził im głos Pansy. – Chciałabym już wracać, źle się czuję.
        Draco jeszcze nigdy nie był tak wdzięczny przyjaciółce za to, że przerwała im rozmowę. Wiedział, że gdyby tego nie zrobiła, mogłoby wyjść na jaw coś, co skrzętnie ukrywał przed całym światem.
        Nie zaprotestowała, gdy minionej nocy położył się w jej łóżku. Kazała mu tylko trzymać się jego połowy. Zrobił to, za to ona… Ona w środku nocy przesunęła się na środek, odnalazła jego ramię i wtuliła się w niego delikatnie, chowając głowę w zagłębieniu jego obojczyka, co najlepsze – nawet się przy tym nie budząc. Rano odsunął się od niej lekko, aby jej nie zbudzić, i od tego czasu zachowywał się, jakby nic się nie stało. Ciężko mu było jednak ukryć wybitnie dobry humor i przez całe śniadanie, a także podczas spaceru do muzeum, po jego wargach błąkał się delikatny uśmiech. Podejrzewał jednak, że w ciągu najbliższych dni przyjdzie moment, w którym będzie mógł jej wypomnieć, co zrobiła.
Choć nie miał o tym zielonego pojęcia, Hermiona obudziła się nad ranem i zorientowała, że leży w jego ramionach, co w pierwszej chwili spowodowało u niej napad paniki. Chciała się wyrwać z jego ramion i najlepiej od razu zapomnieć, że gdy się do niego przytulała było jej ciepło, wygodnie, wręcz idealnie. Po chwili namysłu doszła jednak do wniosku, że mógłby się obudzić i wtedy byłyby nici z udawania, że nic się nie stało. Z lekkim uśmiechem na ustach, przytuliła się do niego z powrotem i nie potrzebowała wiele czasu, aby zasnąć. Podczas śniadania natomiast, zerkała na niego z lekkim rumieńcem i jedynie Milena była świadkiem tego, co się między nimi działo. Z rozbawieniem pomyślała, że myślą, że nikt nie ma pojęcia o tym, co ich łączy. Lubiła jednak Hermionę i obiecała sobie, że to, co wiedziała, nie wyjdzie poza ich trójkę. Powiedzą wszystkim, co się między nimi dzieje, gdy będą na to gotowi.
***
       Montmartre
- Co jest ciekawego w tej dzielnicy? – zapytał, zawieszając złe spojrzenie na ciżbie ludzi, która cisnęła się przed nim, by ujrzeć jakiegoś kuglarza z papugą.
- Tu znajduje się jeden z najładniejszych kościołów w całej Francji – wyjaśniła spokojnie. – Został wybudowany bez użycia magii – uprzedziła jego następne pytanie.
Dotknęła dłonią przyjemnie chłodnego marmuru, chłonąc fragment historii tego miejsca. Niejednokrotnie zastanawiała się, jak to się stało, że coś takiego wzniesiono bez użycia sił nadprzyrodzonych. Opadła na zimne schody, czując, że po dość długim spacerze, jaki im zafundowała, opada z sił. Usiadł obok niej i położył sobie jej głowę na kolanach. Nie zaprotestowała, gdy jego palce zaczęły się bawić jej lokami.
- Co chcesz zwiedzić potem? – zapytał po chwili milczenia, tylko po to, aby w ogóle się odezwać.
- Dziś już nic – powiedziała, oddychając głębiej i rozluźniając się, podczas gdy jego palce wciąż przeczesywały jej splątane włosy.
- Dzięki ci, Salazarze – westchnął. Dobrze, że ona też znała jakieś granice, jeśli chodzi o zwiedzanie i włóczenie się po muzeach.
- Ale muszę za to kupić sukienkę – dodała z niechęcią.
- Po co ci? – zdziwił się.
- Na kolację z Jacquesem – przypomniała, dźwigając się lekko i patrząc na jego twarz.
Ach, tak… Jej kolacja z tym Francuzikiem. W ogóle mu się nie uśmiechało, aby tam szła, ale też nie za bardzo miał prawo, aby jej zabraniać. Dobrze wiedział, że by go wykpiła. Zacisnął mocno szczęki i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że na niego patrzy. Zmusił zesztywniałe mięśnie do uśmiechu.
- Więc gdzie chcesz iść? – zapytał. Milczała przez chwilę.
- Chcesz iść ze mną? – spytała w końcu, wciąż zdziwiona. Poczuł rozbawienie. Uwielbiała być niezależna, a przynajmniej takie stwarzała pozory. Gdyby faktycznie chciała być sama, nie pozwoliłaby mu towarzyszyć sobie podczas zwiedzania.
- Ktoś musi pilnować, żebyś, zamiast wylądować w księgarni, kupiła sobie sukienkę, prawda? Na twoje nieszczęście – a może szczęście? syknął złośliwy głosik w jego głowie – nie ma z tobą twojej przyjaciółki, więc będę musiał ci wystarczyć. No i jeśli jednak postanowisz nabyć kilka książek do swojej imponującej kolekcji, ktoś powinien je nieść. Mam rację?
***
        Hermiona weszła do holu w hotelu, przepuszczona w drzwiach przez Draco, a jej spojrzenie skierowało się ku brunetowi, który stał przy ladzie i rozmawiał z jakąś wysoką blondynką. Podeszła do niego i położyła lekko dłoń na ramieniu.
- Jacques? - zapytała ze zdumieniem.
- Bonjour, belle - odwrócił się ku niej z czarującym uśmiechem. (Dzień dobry, piękna)
- Que faites-vous ici? (Co ty tu robisz?)
- Je suis en attente pour lui. - Wskazał głową Dracona, który dołączył do nich w kilku krokach. (Czekam na niego)
- Pour lui? Pourquoi? - zapytała. (Na niego? Dlaczego?)
- Je lui importe - wyjaśnił, bawiąc się nerwowo palcami. Towarzysząca mu kobieta posłała jej lekko znudzony uśmiech. (Mam do niego sprawę)
- Hermiona - zwrócił się do niej Draco. - Allez à notre chambre, je joignons à tous dans cinq minutes. (Hermiona, idź do naszej sypialni, przyjdę do ciebie za pięć minut.)
- Bien - zgodziła się automatycznie i ruszyła w stronę ich wspólnego pokoju. (Dobrze.)
- Alors? Quel est-il? - zapytał, gdy zniknęła za rogiem. (Więc? O co chodzi?)
- Avez-vous des plans pour vendredi soir? - Jacques ściszył głos i pochylił się lekko ku niemu. (Masz plany na piątkowy wieczór?)
- Pardonnez-moi, mais je préfère les filles - palnął Draco. Towarzyszka Francuza wybuchnęła śmiechem. - En outre, si vous êtes invité Hermione? - Jacques prychnął, maskując rozbawienie. (Wybacz, ale wolę dziewczyny. Poza tym, chyba zaprosiłeś Hermionę?)
- Vous n'êtes pas mon type - odwdzięczył mu się. - Mais dans le type de Herm, oui. - Spojrzał na niego uważnie, zastanawiając się, do czego zmierza i po co mu ta koleżanka, która jak na razie nie powiedziała ani słowa. (Ty też nie jesteś w moim typie. Ale w typie Hermiony owszem)
- Et alors? - zaczął się lekko irytować, bo Hermiona czekała na niego w pokoju, a on chciał z nią porozmawiać. (I co z tego?)
- Écoutez attentivement, je vais le dire une seule fois. - Francuz obejrzał się przez ramię i zdecydował szybko wyjaśnić, o co mu chodzi. (Słuchaj uważnie, powiem tylko raz)
***
Wszedł do jej sypialni i od razu dostrzegł, że pochyla się nad swoją walizką, odziana w krótkie, białe spodenki i kontrastującą z nią granatową koszulkę. Musiała usłyszeć jego kroki, bo odwróciła się szybko, a na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Nie za krótkie te spodenki? – Mówiąc to, musnął lekko zębami jej ucho, co znów sprawiło, że po plecach przeszły ją ciarki.
- Sądzę, że idealne. – Złapała gwałtownie powietrze, gdy przesunął palcem po jej nagim udzie.
- A ja myślę – wciąż trzymał usta koło jej ucha – że nie powinnaś pokazywać tyle nóg obcym facetom. – Wyrwała się z jego uścisku, a wyraz jej twarzy dobitnie świadczył o tym, że wpadła na jakiś pomysł. Zawiesił na chwilę wzrok na jej kształtnych nogach i, w ogóle nieskrępowany, przesunął go powoli w górę, aż do jej oczu.
- Och, a więc chciałbyś, żebym się przebrała, tak? – zapytała.
- Dokładnie tak – potwierdził, dziwiąc się, że tak łatwo udało mu się wygrać. Nie docenił jednak sprytu Gryfonki.
Hermiona sięgnęła po coś do walizki, chwyciła parę sandałków na koturnie i zniknęła w łazience. Po chwili wróciła, trzymając w ręce spodenki, zamiast nich mając na sobie krótszą, zapinaną z przodu na guziczki, spódniczkę w kwiaty. Wysokie buty eksponowały jej zgrabne nogi i gwarantowały, że co drugi facet na ulicy będzie się za nią oglądał oraz zazdrościł mu tak urodziwej towarzyszki. Stanęła przed nim w pozie naśladującej modelki – musiała się, skubana, nauczyć tego od Jacquesa albo tej jego koleżanki, która z nim przyszła dziś do hotelu – i uśmiechnęła triumfalnie.
- Czy tak lepiej, kochanie? – To niewinne słowo prześlizgnęło się lekko po jej języku. Jej umalowane na czerwono wargi ułożyły się w tym razem delikatny, mniej pewny siebie uśmiech, a on poczuł, jak robi mu się gorąco i że przez chwilę sam nie wie, co odpowiedzieć.
- Idealnie, Hermiono – podjął jej grę i z przyjemnością zauważając, że nie tylko on reaguje na użycie imienia albo jakiegoś zdrobnienia, właściwego zakochanym.
        Miał zamiar wykorzystać to, czego się domyślił i wiedział, że po tym wszystkim nie będzie mowy, aby brunetka poczuła cokolwiek do niej mężczyzny niż on.
Nie spodziewał się jednak, jak szybko prawda wyjdzie na jaw… *** czytam = komentuję :)

8 komentarzy:

  1. Super rozdział! ! Akcja się świetnie rozwija. Do tego te retrospekcje! Czekam na kolejny!!!!! Pozdrawiam
    Julka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! ! Akcja się świetnie rozwija. Do tego te retrospekcje! Czekam na kolejny!!!!! Pozdrawiam
    Julka ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na ten rozdział!
    Bardzo mi się podobało. Mam nadzieje, że następny będzie szybko 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne. Świetne. Nie mogę się doczekać następnej notki. Weny;)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział
    wielkie dzięki za tłumaczenie w nawiasach, naprawdę pomogło mi szybciej przeczytać.
    Rozdział genialny, czekam na kolejny a zwłaszcza na ten tajemniczy plan
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Kupiłaś mnie Paryżem, Luwrem, wszystkimi tymi magicznymi miejscami, które chciałabym zobaczyć. Kocham sztukę, a Ty mi przypomniałaś o moim marzeniu. Nie rozumiem tylko ostatniego zdania, chyba wdarła się tam jakaś pomyłka. Do następnego!
    precious-fondness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, Blaise i Ginny, jak ja ich uwielbiam :p

    OdpowiedzUsuń
  8. To ja tego nie skomentowałam? O Matulu... Jak ja nienawidzę egzaminów, teraz mam wszędzie zaległości. Ale dam radę! :D
    Kocham to, po prostu uwielbiam! Masz tę lekkość pióra, przez co z uśmiechem na ustach wchodzę na bloga i czytam kolejny rozdział (czy cokolwiek innego, co wyszło/wyjdzie spod Twoich rąk).
    Jestem ciekawa, jakie będą reakcje, gdy już wrócą do Londynu i ile czasu wytrwają bez arcykłótni (bo jednak nie wyobrażam sobie, by jej tutaj zabrakło, oboje mają zbyt dominujące charaktery). Podobał mi się początek, kiedy zwiedzali Luwr. Hermiona do końca próbowała ukulturalnić Draco (z marnym skutkiem, co widać chwilę potem, kiedy zachowują się odrobinkę niestosownie :D).
    Życzę weny (i siły na nadchodzącą wielkimi krokami sesję :D).
    Pozdrawiam,
    C.

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń