wtorek, 13 września 2016

Rozdział 5. "Zakochaliśmy się w sobie mimo dzielących nas różnic, a gdy już to się stało, zrodziło się coś wyjątkowego i pięknego. Moim zdaniem w ten sposób kocha się tylko raz i dlatego każda nasza wspólna minuta jest na trwałe wyryta w mej pamięci. Nigdy nie zapomnę ani jednej chwili."

Pokój Życzeń
- Herm, od kiedy twój patronus jest fretką?
- Fretką? – zdumiała się dziewczyna, udając, że nie wie, o co chodzi.
- No przecież widzę – Ron był bardzo pewny siebie. Harry parsknął śmiechem, zakrywając dłonią usta.
- To nie fretka, tylko wydra – wyjaśnił pośpiesznie, gdy Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- Jesteś pewny? – spytał, marszcząc brwi.
- Tak. – Harry wywrócił oczami z irytacją.
- No dobra. Nie miałem pojęcia, że wydra tak wygląda – wzruszył ramionami rudzielec.
Tym razem to Harry odetchnął z ulgą.

***

- To twój patronus jest w końcu fretką czy wydrą?
- Fretką.
- Od zawsze?
- Tak.
- A dlaczego kłamałaś?
- Musiałam.

***

Opuszczona klasa
- Co masz dziś do zrobienia?
- Esej na transmutację. I dokończyć ten na eliksiry.
- Dużo - skrzywił się. - Nie dasz się od tego odciągnąć, prawda? – spytał.
- To zależy co proponujesz. - Podniosła wzrok znad pracy domowej i przechyliła głowę.
- Szybki wypad do Hogsmeade na kawę - zaproponował.
- Chyba nic się nie stanie, jeśli napiszę je później. - Uśmiechnęła się. Zauważyła, że ta odpowiedź mu się spodobała, bo od razu uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby. Wstała i spakowała podręczniki do torby. Chwycił ją za dłoń i pociągnął w stronę tajnego wyjścia ze szkoły.
Dwie godziny później, z powrotem w zamku
- Dziękuję, było super - przytuliła go.
-  O tak - zgodził się. - Mina Rosmerty, gdy zobaczyła nas razem była bezcenna. I ta udawana afera, którą na końcu zrobiłaś, wrażenie było piorunujące. Chyba naprawdę uwierzyli, że dodałem ci amortencję do soku.
- Mam nadzieję, że to się nie rozniesie po szkole - zmarszczyła brwi.
- Na pewno nie – obiecał. - Rosmerta zachowa to dla siebie, a poza nami nie było tam prawie nikogo. Ale...
- Co? - spojrzała na niego zdumiona.
- Odwróć się powoli. I nie krzyknij, gdy zobaczysz- powiedział cicho.
- Oooo, Malfoy i Granger mają romans, szlama i czarodziej czystej krwi - usłyszała za sobą. Nie musiała się odwracać, żeby dowiedzieć się, kto za nią stoi, ale i tak to zrobiła.
Za nią znajdował się Irytek.
Następnego dnia, pokój nauczycielski
- Pani profesor, muszę coś zgłosić.
- Czego, Filch? - zirytowała się McGonagall - Spieszę się na kolację
- Irytek jest jakiś nieswój, zupełnie jakby zapomniał, kim jest.
- Powinieneś się zatem cieszyć, prawda? - spytała retorycznie McGonagall.
- W sumie to tak - mruknął woźny i opuścił pokój nauczycielski. Nie zauważył, że za posągiem stoi rozchichotana Hermiona, wtulona w Dracona, który zasłaniał jej ręką usta i uśmiechał się szeroko. Przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru.
- Irytek? - wyjąkała Hermiona. Widok złośliwego duszka spowodował, że w jej głowie zaczęły się pojawiać setki myśli na sekundę. Co będzie dalej? Na pewno wszyscy się dowiedzą. Jak zareagują? Co powiedzą?
- Szlama i Malfoy, Malfoy i szlama - zaczął podśpiewywać pod nosem.
- Irytku, nie mów o tym nikomu, dobrze? - poprosiła Hermiona, łudząc się, że to coś pomoże.
- Nie - zaśmiał się duszek. - Powiem wszystkim, wszystkim. - Wyleciał z klasy, a za nim wybiegł Dracon.
- Jęzlep - syknął, a Irytkowi przylepił się język do podniebienia.
- Petrificus totalus - Hermiona rzuciła swoje zaklęcie i poltergeist spadł na ziemię, nie mogąc się ruszyć.
- Co teraz? - spytał Draco, bawiąc się różdżką.
- Rzućmy Obliviate - zaproponowała. Spojrzał na nią uważnie.
- Umiesz je rzucić?
- Znam teorię. - Wycelowała różdżką w ducha.
- Obliviate - powiedziała cicho. Wyraz twarzy Irytka zmienił się ze złośliwego wykrzywienia na spokojny uśmiech.
- Udało się - ucieszył się. - Co z nim teraz zrobimy?
- Za pół godziny Petrificus przestanie działać. Nie patrz na niego i chodź stąd szybko, to nie będzie wiedział, co się właściwie stało.
- Okay - chwycił ją za dłoń i poprowadził ku lochom. Nie protestowała.
- Zostaniesz na noc? - zapytał. Zawahała się, a on spojrzał na nią prosząco.
- No dobra - zgodziła się.- Ale muszę wyjść wcześnie rano, bo muszę skończyć zadania.
- To mi wystarczy.- Był bardzo, bardzo zadowolony, że chce u niego zostać na noc. Choć nigdy by się do tego nie przyznał, jej obecność odpędzała koszmary, pozwalała mu względnie spokojnie przespać noc. No i miło było budzić się u jej boku.
Nawet jeśli zrywała się o piątej nad ranem i zmuszała go do tego samego.


***

- Zmodyfikowaliście pamięć Irytkowi?
- Nie mieliśmy wyjścia.
- Ale czemu nie chcieliście, żeby ktoś wiedział?
- To już nie była kwestia tylko naszych chęci. - zawahała się Hermiona.
- Więc o co chodziło?
- O wiele rzeczy. Ale najważniejszą było to, że byliśmy bezpieczni jedynie ukrywając się przed wszystkimi.
- A wujek Harry? On przecież wiedział. - Za każdym razem, gdy mówisz, że chodzi o wiele rzeczy lub że to skomplikowane, zazwyczaj chodzi o to, że nie chcesz o czymś mówić albo się tego wstydzisz. Nie mam pojęcia, czemu tak robisz, ale to akceptuję.
- On mógł. Pomagał mi. Pocieszał mnie nawet gdy zerwałam, choć często wcześniej powtarzał, że on na mnie nie zasługuje…
***

“Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać.
Mówisz, że kochasz słońce, a chowasz się w cieniu, gdy zaczyna świecić.
Mówisz, że kochasz wiatr, a zamykasz okno, gdy zaczyna wiać.
Właśnie dlatego boję się, kiedy mówisz, że mnie kochasz.''
~ William Shakespeare

Noc po pogrzebie Dumbledore'a
Hermiona siedziała w swoim dormitorium, wpatrując się nieprzytomnie w okno. Na kolanach trzymała "Tajemnice najczarniejszej magii". Książką ciążyła jej nieprzyjemnie i bynajmniej nie miało to nic wspólnego z jej rozmiarami.
Czuła, że nadchodzą ciężkie dni. Dumbledore nie żył. Harry zerwał z Ginny twierdząc, że to dla jej bezpieczeństwa, a sam miał zamiar wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu horkruksów. Zarówno ona jak i Ron obiecali mu towarzyszyć. Rudy zdążył już pozamykać część swoich spraw, musiał jeszcze tylko wyjaśnić rodzinie, że jesienią nie wróci do Hogwartu. Harry znalazł miejsce, w którym będą mogli ukryć się Dursley'owie i potencjalnie nic nie będzie im groziło. Obaj byli gotowi nawet na śmierć.
A ona? Mentalnie była gotowa na tę wyprawę od dawna, czuła, że coś takiego będzie miało miejsce i wiedziała, że może zginąć. Ale było jeszcze coś. Albo raczej ktoś. Draco. Nie mogła iść na wojnę ze świadomością, że może do niego nie wrócić i tym samym złamać mu serce. Musiała coś z tym zrobić. I choć wiedziała, że ta decyzja zmieni to, co ich połączyło na zawsze - nie miała wyjścia. Musiała to zakończyć. Pozwolić, żeby na wypadek jej śmierci znalazł sobie inną kobietę.
Im szybciej to zrobi, tym prędzej zasklepi się rana w jego sercu i zakocha się w innej.

***

"O nic nie pytaj - zapomnij co było
Przepraszam za smutek,
Dziękuję za miłość
O nic nie pytaj - zapomnij co było"

- A więc to prawda? Byłeś na Wieży Astronomicznej, gdy to się stało?
- Byłem - wyszeptał.
- Kto go zabił?
- Snape.
- Ciekawe jak się dostali do szkoły...
- Ja ich wpuściłem - wyznał.
- Ty?! Dlaczego?!
- Czarny Pan - zadrżał. - On kazał mi go zabić. Próbowałem dwa razy... Nigdy mi się nie udało. Karał mnie... - z ulgą zrzucił z siebie ciężar swojej największej tajemnicy
- Zakon mógł cię ochronić, Draco - wyszeptała, będąc w szoku.
- Nie mógł. Ja... Oni...
- Boże. - Hermiona objęła rękami kolana. - Co teraz będzie? - Po twarzy popłynęły jej łzy. Przytulił ją niezgrabnie, ale po raz pierwszy jego dotyk nie ukoił jej nerwów.
- Kochanie... - Odwrócił ją ku sobie, chcąc upewnić się, że wszystko gra. – Nie martw się. Będzie dobrze.
- Nie będzie dobrze – zaprzeczyła.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ odchodzę - powiedziała, starając się, by głos jej nie zadrżał.
- Co?!
- Nie wracam do Hogwartu.
- Wyprowadzacie się? - spytał domyślnie.
- Tak - skłamała.
- A więc będę czekał- obiecał.
- Nie. - Pokręciła głową.
- Co to znaczy nie? - Nie zrozumiał.
- Nie czekaj. Cokolwiek by się nie stało, ja nie wrócę. Ani jutro, ani za rok, ani nigdy.
- Dlaczego? Czy to dlatego, że ja... - Nie pozwoliła mu skończyć, kładąc palec na jego ustach.
- Nie. Nie dlatego. Idzie wojna. Zmienia się wszystko. Nie możesz spotykać się ze szlamą.
- Nie dbam o to. - Nie miał zamiaru odpuścić.
- Ale ja dbam. Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie z mojego powodu.
- Nic mi nie będzie!
- Nie masz takiej pewności! A ja nie będę ryzykowała!
- Więc co ja mam robić? - Zdawał się być kompletnie bezradny.
- Wróć do domu. - Wzruszyła ramionami beznamiętnie.
- Nie chcę tam wrócić. Nie mogę. On chce, żebym był śmierciożercą.
- Nie oszukujmy się - powiedziała. - Tam jest twoje miejsce, tak jak moje u boku Harry'ego.
- Ja nie chcę nim być!
- Decyzję o tym podjąłeś rok temu. Należysz do niego.
- Ale...
- Jeśli chcesz pomóc, kryj Harry'ego, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tylko tyle możesz zrobić.
- Jeśli to coś pomoże, dobrze. Ale nie odchodź. – Po raz pierwszy poprosił ją o coś wprost.
- Wiesz, że nie mogę. Każda miłość ma swój kres. Do widzenia, Draco. - Miała wrażenie, że jej dusza rozrywa się na strzępy, ale nie mogła postąpić inaczej. Musiał zapomnieć, a ona musiała zrobić to samo. To już nie czas na zabawę w miłość. Wyplątała się z jego uścisku i ruszyła w stronę zamku.
- Hermiona! Gdzie ty idziesz?! – krzyknął, a ona poczuła na policzku pierwszą łzę.
Nie odwracaj się, nie możesz, powiedziała sobie i podążyła w stronę zamku.
- Granger, do cholery, wracaj do mnie! - wrzasnął, gdy zrozumiał, że odchodzi. Naprawdę odchodzi. Nie przejmował się, że w zamku są otwarte okna, że ktoś może go usłyszeć, chciał tylko żeby przy nim została. Bo bez niej nic nie miało znaczenia.
W tym momencie jej policzki zalały się łzami. Nie obróciła się. W zamku puściła się sprintem, mając nadzieję, że nie pójdzie za nią. Dziękując w duchu Merlinowi za pustą w tej chwili sypialnię, usiadła przy kominku i rozpłakała się. Pokazała mu, że można bezinteresownie kochać, a teraz… Teraz zabiła w nim wiarę w uczucia. Zraniła go do żywego i nie widziała perspektyw, by to naprawić. Tak bardzo ją to bolało… Ale nie mógł znać prawdy. Nikt nie mógł.
Po prostu tak było lepiej, a przynajmniej próbowała sobie to wmówić.

"Odchodziłam z lekkim uśmiechem
Lecz w oczach miałam łzy
Bo wiesz że w moim sercu na zawsze będziesz ty"

***

„To że kiedyś odejdziesz, to jak rzucić na stół w kasynie los
Spoglądałaś niepewnie, kiedy mówiłem wprost
Że mamy szczęście, znaleźliśmy siebie już
Tak jak dusze dwie co łączą się na zawsze
Nagle niebo spada w dół
Zabierasz wszystko”
~ „Winny”

***
- I co było dalej?
- Poszłam na wojnę. Myślałam, że już nigdy nie wrócę do domu. Chciałam oddać życie za ważną sprawę.
- Ale wróciłaś, więc czemu…?
- Duma, kochanie, duma. A on po drodze uratował jeszcze życie mnie i moim przyjaciołom.
- Uratował? Więc musiał cię naprawdę kochać.
- Nie. Nie sądzę. Może lubił, może był zakochany, ale nie kochał. W tamtych czasach nie było miejsca na miłość.
- Więc co to było, jeśli nie miłość?
- Nie mam pojęcia. I nie chcę wiedzieć. To już nie ma znaczenia. – I znowu kłamiesz, a ja nie mogę Ci powiedzieć, że o tym wiem. Mamo, minęło tyle lat, a Ty wciąż go kochasz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz